fot. Max
Jestem przekonany, że każdy z Was chociaż raz w życiu po obejrzeniu znakomitego filmu miał w głowie myśl: „Niech to, chętnie bym spędził jeszcze kilka godzin w tym świecie”. Osobiście miałem tak z paroma produkcjami, a wśród nich znalazł się Batman z 2022 roku w reżyserii Matta Reevesa. Wykreowane przez niego Gotham różniło się od poprzednich wersji tego fikcyjnego świata i praktycznie wszystko w tym filmie mi się spodobało. Marzyłem o tym, by spędzić w nim jeszcze więcej czasu. Nowy serial, który dzieje się w tym uniwersum, czyli Pingwin, dał mi to wszystko z nawiązką.
fot. MaxHistoria rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z wcześniej wspomnianego Batmana. Carmine Falcone nie żyje, Riddler został zamknięty w Arkham, a przez Gotham przeszła powódź spowodowana przez tego drugiego, która wielu osobom zrujnowała życie. Akcję zaczynamy tuż po zakończeniu kinowego filmu, co świetnie zadziała, gdy w przyszłości ktoś zdecyduje się na oglądanie dwóch tych dzieł po kolei. Z wielką radością mogę też powiedzieć, że zachowano klimat filmu Reevesa, a jednocześnie twórcom udało się wypracować własną tożsamość, również wizualną. Gotham, które dla mnie było oddzielnym bohaterem produkcji z 2022 roku przez wzgląd na swój specyficzny klimat, brud i przyziemność, jest nadal takie, jak było. Teraz pokiereszowane przez powódź, nadal pełne przestępczości, ale i ludzi, którzy po prostu próbują przetrwać w tym bezlitosnym, pozbawionym prawa świecie. Klimat znów wylewa się z ekranu. Jest mrocznie, gęsto i pierwsza połowa odcinka zdaje się przedłużeniem poprzedniej produkcji z tego uniwersum. Po prostu czuć, że nadal jest się w tym samym Gotham. Zmienia się to nieco później. Dostajemy sceny skąpane w blasku wschodzącego słońca czy w zenicie, ale jest to niezmiennie miasto, które zapadło w pamięć już w 2022 roku.
Miałem wysokie oczekiwania wobec tego serialu już po pierwszych informacjach o jego powstawaniu. Zdaję sobie jednak sprawę z wątpliwości niektórych osób w sieci, które kwestionowały, czy taka postać jak Pingwin zasługuje i będzie w stanie udźwignąć cały serial. To specyficzna postać (co udowodnił Danny DeVito), która potrafi też być diabelnie charyzmatyczna w stylu staroszkolnego gangstera, co zaproponował z kolei Colin Farrell. I dobrze, że twórcom zaufałem, ponieważ w 1. odcinku spełniają pokładane w nich nadzieję. Oswald Cobb to znakomita postać, która od pierwszych chwil udowadnia, dlaczego jest idealnym bohaterem dla takiej produkcji. Jest oślizgły jak ryba, impulsywny, ale przy tym sprytny, inteligentny i ambitny. To postać, która budzi sprzeczne emocje, bo z jednej strony potrafi rozbawić i przekonać do swoich racji, wpływając na oglądającego podobnie, co na Victora Aguilara, młodego chłopaka z biedoty Gotham, ale z drugiej nie pozwala zapominać, że jest chciwym i bezkompromisowym gangsterem, który dla uratowania własnego tyłka jest w stanie poświęcić życie niewinnego nastolatka.
Lauren LeFranc, twórczyni serialu, bardzo zależy na tym, aby widownia nie przeszła obojętnie obok Pingwina. Widać to po postaci Victora, który staje się pomocnikiem z przypadku. Póki co trudno jest o nim powiedzieć coś więcej. Aktor gra go bardzo zachowawczo i nie wyrywa się poza schematy. Ot młody, ambitny chłopak, który znalazł się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwej porze, a który próbuje przetrwać w brutalnym świecie. Chociaż sama postać wiele do zaoferowania na razie nie ma, to jego relacja z Ozem zapowiada się już interesująco. Wiemy z początku, że Cobb nie chce być typowym gangsterem w stylu Carmine'a. Szuka poklasku, szacunku i uwielbienia. Chce być dla kogoś autorytetem. Na razie trudno jest powiedzieć, czy jedynie wykorzystuje Aguilara i będzie gotów się go pozbyć przy najbliższej okazji – do czego jest na pewno zdolny – czy może faktycznie zależy mu na chłopaku, w którym widzi odbicie samego siebie. Pewnym jest, że ta relacja będzie interesująca na przestrzeni całego sezonu. Nie spodziewałbym się w życiu, że będę z zaciekawieniem śledzić losy Pingwina i jego przestępczego sidekicka, ale twórcom się to udało znakomicie.
Na pochwały zasługuje Cristin Milioti w roli Sofii Falcone. Aktorka jest wprost fantastyczna. Każda scena z nią jest pełna napięcia i trzyma ona na krawędzi fotela. Nie wiadomo, co się stanie. Za tym spokojnym, niemal pozbawionym emocji obliczem kryje się istny wulkan szaleństwa, który widać w jej oczach. Odtwórczyni roli wspaniale to odgrywa. Widać, że coś jest z tą postacią nie tak. Wywołuje strach, chociaż z wyglądu nie sprawia wrażenia niebezpiecznej. Na pewno będzie godnym przeciwnikiem dla Pingwina. A ten utrzymał poziom z filmu o Batmanie. Już tam Colin Farrell udowodnił, że potrafi stworzyć charyzmatyczną, charakterystyczną postać, która kradnie każdą swoją scenę. Tu jest znacznie poważniejszy i dźwiga na barkach ciężar fabuły, ale nie traci swojego stylu. To nadal pocieszny, trochę fajtłapowaty gangster, który udowadnia przy tym, że jest w nim więcej niż widać na pierwszy rzut oka. To też postać o tyle zniuansowana, że da się mu współczuć. Widzimy go jako wrażliwego, pozbawionego często pewności siebie i tłamszonego przez innych człowieka, który cierpi z powodu tego, jak wygląda, dlatego tak bardzo walczy o jakikolwiek szacunek do siebie. Wielką rolę odgrywa w tym jego matka, co również było miłym zaskoczeniem. W pewien pokręcony sposób chce dla swojego syna dobrze i to ona popycha go na ścieżkę walki o swoje. Nie spodziewałem się tego. Obawiałem się, że będzie to podobne do Jokera z 2019 roku.
fot. MaxSama historia rozwija się bardzo niespiesznie. Zaczyna się od trzęsienia ziemi i zamordowania Alberto Falcone'a przez Pingwina, ale potem akcja zwalnia. To mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się, że tak łatwo pozbędą się postaci, która była istotna w komiksach z Batmanem. Nie przeszkadza mi to jednak, bo jest to dobry zapalnik dla reszty opowieści. Ta rozwija się powoli. Twórczyni nie boi się spędzić czasu z bohaterami. W pełni wykorzystuje serialowe możliwości, dlatego pół odcinka spędzamy na pozbywaniu się ciała martwego młodego Falcone'a. Mi się to bardzo podoba. Uwielbiam takie wolne tempo, które pozwala lepiej poznać postaci. A te poznajemy przez wiele krótkich, zapadających w pamięć momentów. Mi się najbardziej spodobał ten, w którym po wejściu do starego auta Oza z radia leci muzyka, do której ten nie chce się przyznać. Te chwile lekkości dobrze współgrają z tym, że jest to doroślejsza wizja świata przedstawionego. Przekleństwa padają z lewej i prawej, o narkotykach mówi się otwarcie i bez ogródek, a pojawia się nawet nagość. Twórcy od samego początku chcą pokazać widowni - "patrzcie, to jest świat Batmana dla dorosłych." Nie tylko nie przeczy to wizji Reevesa, ale też ją pogłębia i uwiarygadnia.
fot. Max1. odcinek Pingwina buduje fundament pod świetną, gangsterską opowieść w świecie Gotham. Na razie serial jest wszystkim tym, czym miałem nadzieję, że będzie. To powolna, pieczołowicie opowiedziana historia o tym, jak lekceważony przez wszystkich Pingwin swoim sprytem i złotym językiem wspina się po drabinie przestępczej w Gotham. W mieście, które nadal przytłacza ciężkim, brudnym klimatem, ale zyskuje przy tym nową tożsamość i spojrzenie, które nie przeczą wizji Matta Reevesa, a jedynie ją dopełniają. Nie mogę się doczekać dalszych machlojków Oza.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal