Pingwin: sezon 1, odcinek 4 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 14 października 2024Lauren LeFranc zaryzykowała i stworzyła cały odcinek o Sofii Falcone. Czy to ryzyko się opłaciło? Na pewno Cristin Milioti, która jest murowaną faworytką do nagrody Emmy.
Lauren LeFranc zaryzykowała i stworzyła cały odcinek o Sofii Falcone. Czy to ryzyko się opłaciło? Na pewno Cristin Milioti, która jest murowaną faworytką do nagrody Emmy.
Showrunnerka Pingwina, Lauren LeFranc, zagrała va banque. Przed premierą pierwszego odcinka w sieci pojawiały się głosy, które mówiły o tym, jak niepotrzebny jest to serial. W końcu kto chciałby oglądać produkcję o Pingwinie? Pierwszymi odcinkami udało jej się zamknąć usta krytyków, a przy okazji 4. epizodu mocno zaryzykowała. Poświęciła go nie Pingwinowi, a Sofii Falcone, czyli postaci, której większość osób nie kojarzyła przed premierą serialu. Bohaterka jest jeszcze mniej popularna od Oza Cobba. Czy to ryzyko się opłaciło?
Od razu powiem, że tak. Trzy razy "tak"! To mistrzowski odcinek, udowadniający fenomenalny poziom Pingwina. Dojrzała, świetnie napisana historia sprawia, że postać poboczna staje się równa protagoniście. A może i nawet ciekawsza? To nie lada wyzwanie, któremu nie podołało w przeszłości wielu twórców. Odcinki skupione na retrospekcjach uznaje się zazwyczaj za niewiele wnoszące fillery. Nie można tego powiedzieć o tym epizodzie. To nie tylko fantastyczna historia, która nadawałaby się na film pełnometrażowy, ale też znakomity dodatek do sezonu, pogłębiający postać Sofii Falcone.
Podobało mi się, że zaczęło się od przedstawienia perspektywy Oza i Sofii na końcowe wydarzenia z poprzedniego odcinka. Można było mieć wątpliwości, czy Sofia faktycznie poznała się na fałszu Oza, który postanowił ją zostawić, czy może była tak zszokowana, że nie poskładała tego wszystkiego do kupy. Teraz już nie ma wątpliwości – Sofia wie o wszystkim, czego dokonał Pingwin i jest żądna krwi. Miarka się przebrała! Kto wie, czy po tym, jak wyliże rany, nie będzie dla postaci Colina Farrella utrapieniem większym od samego Mrocznego Rycerza. Na pewno jest o wiele bardziej zabójcza, co udowodniła pod koniec odcinka.
Ten odcinek Pingwina to podręcznikowy przykład grania na znajomości komiksów. Przed premierą serialu było wiadomo, że pojawi się w nim Sofia Falcone, która w komiksach była morderczym Katem. Postanowiono ten wątek zaadaptować. Fani, którzy znali jej historię, po prostu to zaakceptowali. No tak, jest Katem. Każdy o tym mówił, a artystka doskonale budowała fałsz swoją grą aktorską – szczególnie oczami pozbawionymi emocji i człowieczeństwa. Mało kto – a na pewno nie ja – podważał fakt, że Sofia jest Katem. Zostałem jednak wystrychnięty na dudka w najlepszy możliwy sposób. Wyjaśnienie pochodzenia tego pseudonimu jest fantastyczne. Idealnie się to wiąże z Batmanem z 2022 roku, w którym Matt Reeves zasiał ziarenko w tej kwestii. Przypominam, że matka Seliny Kyle również została przez Carmine'a Falcone'a zamordowana. Teraz dowiadujemy się więcej o jego chorych skłonnościach. To psychopata z krwi i kości oraz prawdziwy Kat. Ten zwrot akcji znalazł się w centrum odcinka i udał się wyśmienicie.
Historia Sofii jest tragiczna i opowiedziana w doskonały sposób. Poznajemy ją przed wizytą w Arkham. Widzimy, że to była w pełni normalna, zwykła, ciesząca się życiem osoba. Miała nawet zostać następczynią Carmine'a. To retroaktywnie podkreśliło bezwzględność tego złoczyńcy, któremu teraz już w ogóle nie da się współczuć. Skazał własną córkę na lata tortur, byleby chronić własny tyłek. A cała rodzina się pod tym podpisała! To kolejna cegiełka ukazująca skorumpowanie trawiące Gotham. Ludzie są gotowi skazać niewinną osobę, żeby tylko utrzymać swoje stołki i przeżyć. Pobyt Sofii w Arkham był traumatyczny. Przemoc była obrazowa, choć nie było jej wiele. Nie musiało. Odpowiedni montaż i przerażający klimat tamtego miejsca działały na wyobraźnię. Aż żałuję, że plan na oddzielny serial o Arkham Asylum nie wypalił i trafił do szuflady. Połowa odcinka spędzona w murach tego miejsca pokazała, jak ogromny potencjał drzemie w tej części mitologii Mrocznego Rycerza. Próbowałem szukać easter eggów, ale żadnego nie znalazłem. Może to i lepiej – mogliśmy się skupić na przeżyciach Sofii.
To wszystko nie byłoby tak dobre, gdyby nie Cristin Milioti. Chwaliłem ją w każdej dotychczasowej recenzji, ale dziś przebiła samą siebie. To była istna uczta dla oczu i uszu. Pokaz prawdziwego aktorstwa przez duże "A". Jeśli to nie był występ zasługujący na Emmy, to nie wiem, jaki mógłby zasłużyć. Z Milioti nie dało się spuścić wzroku nawet na moment. W odcinku, który nie potrwał nawet pełnej godziny, widzieliśmy wszystkie etapy podróży Sofii Falcone. Od ciepłej, wspierającej, żartującej i otwartej osoby, przez próbującą przetrwać, silną, ale coraz bardziej łamiącą się pod naporem innych kobietę, aż po Kata, którym się stała na końcu. Oczywiście metaforycznie i na własnych zasadach, a nie w sposób, który jej wciskano. I nie za jej własne zbrodnie. Aktorka wzruszała i wzbudzała współczucie. Po prostu się jej kibicowało. Sofia była sama przeciwko całemu kryminalnemu systemowi i własnej rodzinie, a Milioti wydobyła z niej te wszystkie traumatyczne przeżycia. Jej przemiana jest wiarygodna i wspaniale ukazana na ekranie. Obserwowanie, jak Sofia przechodzi od nerwowej, potulnej córki do zimnokrwistej, bezwzględnej morderczyni, która mści się za wszystkie krzywdy, oglądało się z zapartym tchem. To wielki triumf nie tylko tej postaci, ale też reżyserki odcinka, ponieważ sekwencja została nakręcona doskonale (i ze świetną muzyką w tle). Jeśli ktoś kręcił nosem na pomysł odcinka przeznaczonego właśnie tej postaci, to jestem przekonany, że teraz pluje sobie w brodę.
Mam tylko dwa problemy z tym odcinkiem. I oba dotyczą występów aktorskich. Nie przekonał mnie do siebie Mark Strong i jego wersja młodszego Carmine'a Falcone'a. Charakteryzacja była wprost znakomita i w niektórych ujęciach do złudzenia przypominał Johna Turturro, ale brakowało mu charyzmy, akcentu i prezencji, która cechowała starszego Falcone'a z filmu z 2022 roku. Nie pasował mi też jego głos – to właśnie on najbardziej psuł złudzenie tego, że mieliśmy do czynienia z tą samą postacią. Nie przypadł mi też do gustu występ Theo Rossiego w roli terapeuty Sofii i jednego z doktorów w Arkham. To chyba kwestia manieryzmów aktora. Mam wrażenie, że w każdej produkcji gra tak samo.
Pingwin dotarł do połowy sezonu i udowodnił, że jest serialem z najwyższej możliwej półki. I to nie tylko z kategorii produkcji superbohaterskich, ale ogółem. To znakomicie napisana historia, która sprawia, że nawet pozornie fillerowe odcinki, niemające nic wspólnego z głównym bohaterem, są fascynujące i nie pozwalają oderwać się od ekranu. Kawa została wyłożona na ławę, karty rozdano, a Sofia Falcone przejęła kontrolę nad własną rodziną. Oz teraz będzie mieć nie lada orzech do zgryzienia i najgroźniejszego dotychczas przeciwnika. Jak mu się to uda? Nie mam pojęcia, ale szczerze mówiąc – po tym odcinku bardziej kibicuje Sofii.
Zobacz także:
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat