Pingwin: sezon 1, odcinek 3 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 7 października 2024Pingwin nie tylko nie schodzi poniżej pewnego poziomu, ale wchodzi nawet o jeden wyżej. Oceniam 3. odcinek serialu Colinem Farrellem.
Pingwin nie tylko nie schodzi poniżej pewnego poziomu, ale wchodzi nawet o jeden wyżej. Oceniam 3. odcinek serialu Colinem Farrellem.
Pingwin z odcinka na odcinek coraz bardziej się rozpędza i nie pozwala nudzić. Po dwóch bardzo dobrych epizodach dostaliśmy taki, który spokojnie można nazwać najlepszym. W jakie kłopoty tym razem wpadł Oz Cobb?
Już początek odcinka zasugerował, że w tym tygodniu będziemy mieć do czynienia z czymś wyjątkowym. Poznaliśmy historię Victora. W końcu ten bohater dostał więcej czasu ekranowego. Zbudowano jego przeszłość, rodzinę, charakter i relacje między bliskimi. To dało podbudowę pod przyszłe decyzje podejmowane przez młodego chłopaka, w którym drzemało jeszcze poczucie niedosytu i chęć wyciśnięcia więcej z życia. Uroczo została też zarysowana relacja z dziewczyną. To nie miał być ważny wątek, ale chemia dwójki aktorów sprawiła, że ich późniejsze losy śledziło się z zainteresowaniem. Ostatnia decyzja Victora spowodowała ukłucie w klatce piersiowej. Mam wrażenie, że jest to moment, który z perspektywy czasu uznamy za decydujący dla tego bohatera. Prawdopodobnie na dobre już wdepnął w realia półświatka przestępczego. Wątpię, że zdoła uciec od tego, co będzie dalej.
Nie da się ukryć, że najważniejsze w tej początkowej scenie było coś innego. Pingwin to nie jest serial, który epatuje rozmachem i efektami specjalnymi. Jego siła wizualna drzemie w świetnej scenografii i wizji artystycznej Gotham. Scena – tym razem z perspektywy Victora, zwykłego mieszkańca biedniejszej dzielnicy miasta, w której dochodzi do wybuchu bomb zdetonowanych przez Riddlera i zalania całego miasta – zrobiła ogromne wrażenie. Temat powodzi w naszym kraju wciąż jest aktualny, dlatego obserwowanie, jak żywioł pochłania ofiary, było bolesne.
Chociaż wiele się w tym odcinku działo, a fabuła została pchnięta do przodu, to największymi diamentami były dwie relacje – Oza z Sofią i Victorem. Widać, że Pingwin i Falcone doskonale się ze sobą dogadują i uzupełniają. Oz nie patrzył na nią z góry (w przeciwieństwie do reszty rodziny) i nie robił z niej wariatki. Oboje słownymi manipulacjami posuwali swoje wspólne plany naprzód. Doskonale się tę dwójkę oglądało! Było widać, że Sofia nie jest w stanie otwarcie docenić towarzystwa Oza, ale dobrze się przy nim czuła. Jednocześnie świetnie zarysowano kontrast pomiędzy nimi. Falcone może i wzbudza strach, a swoim nazwiskiem jest w stanie wiele zdziałać, ale te dziesięć lat w Arkham odcisnęło na niej piętno. Nie zna ludzi tak dobrze, jak Oz. Nie ma też złotych ust. Brakuje jej doświadczenia, by faktycznie przejąć biznes. To buduje postać Oza i podkreśla, jak niebezpiecznym jest graczem w tej rozgrywce. Każdy go lekceważy, co również było w tym odcinku widać.
Dostaliśmy też kolejną trzymającą w napięciu scenę z Pingwinem w roli głównej, kiedy to Johnny Viti nazwał go w ten sposób i zakpił z niego. Sądziłem, że plan spali na panewce, bo Oz po prostu go zabije. Tak się nie stało, ale Sofia dobrze się bawiła podczas oglądania tego zajścia. Mam wrażenie, że po raz pierwszy przekonała się, jak niebezpieczny potrafi być Oz i jak wiele jest w stanie zrobić, by być szanowanym. W końcu położył ręce na zastępcy szefa rodziny Falcone.
Znakomicie rozwija się relacja Victora i Pingwina. Potrzebują siebie bardziej, niż są w stanie to przyznać. Świetna była scena w restauracji, kiedy to Oz stanął w obronie młodego chłopaka, gdy ten nie potrafił się wysłowić przed kelnerem. Victor nie jest dla Oza tylko narzędziem i pomagierem, bo faktycznie widzi w nim samego siebie. Współczuje mu i chce dla niego dobrze, a przynajmniej takie sprawia wrażenie. Ich potyczka słowna w klubowej łazience, po której Vic miał odejść od swojego szefa, została fantastycznie odegrana. Victor w końcu postawił się i nie trzymał języka za zębami, ale widać było, że Oz uderzał we wszystkie czułe punkty. Miał dużo racji. Victorowi może brakuje bezwzględności, doświadczenia i obycia, ale na pewno nie ambicji. Jeszcze przed zalaniem Gotham było to widać. Zdziwiło mnie, że pozwolił Victorowi odejść. Możliwe, że Vic to faktycznie jedyny słaby punkt Pingwina, ponieważ każdego innego gotów jest poświęcić dla swoich celów.
Podobało mi się też, że nie zapomniano o traumie tej postaci. Scena w klubie – gdy ten widzi przed oczami wybuchy spowodowane przez Riddlera – była świetna. Naprawdę nie da się tej postaci nie kibicować. To, co odróżnia Vica od wielu młodocianych postaci w podobnych serialach superbohaterskich, to fakt, że jest z krwi i kości. W produkcjach MCU większość nastoletnich postaci jest skonstruowana niemal fabrycznie. Są zadziorni, pyskaci, bezczelni i dużo paplają. Vic jest tego przeciwieństwem. To postać ciekawsza od całego przyszłego Young Avengers do tej pory.
Gdy odcinek się już kończył, to przed oczami miałem wstęp do tej recenzji, w którym piszę o tym, że Pingwinowi w końcu coś się w pełni udało. On i Sofia dobili targu z triadami, a ich nowy narkotyk podbije wkrótce Gotham. Oczywiście to nie byłby serial o Ozie, gdyby coś poszło nie tak. Końcówka zwiastuje, że jego relacja z Sofią będzie jeszcze bardziej skomplikowana. Okazało się, że to on odpowiada za wtrącenie jej do Arkham. Bardzo mnie to ciekawi – podobnie jak to, że bohaterka wypiera się bycia Katem. Mam nadzieję, że poznamy kulisy tej całej sytuacji. Przemowa Oza skierowana do Sofii robiła wrażenie. Ujrzenie tego bohatera bliskiego łez było aż szokujące. A ile było w tym prawdy? To jest właśnie fascynujące – nie wiemy, kiedy on kłamie, kiedy jest szczery, a kiedy mówi półprawdy i drobne kłamstewka. Najpierw gada o współczuciu ze łzami w oczach, a potem zostawia Sofię na pastwę losu. To podkreśla, jak złym człowiekiem jest. I bardzo dobrze, bo taki być powinien! Twórczyni nie zapomina, o kim jest ten serial. Jestem bardzo ciekawy, czy to już równia pochyła w relacji Cobba i Falcone. A może jest szansa na to, że znów wymiga się od odpowiedzialności? Jeśli to pierwsze, to byłoby szkoda, ponieważ ten duet świetnie ze sobą działał na ekranie.
Na koniec znów pochwalę światotwórstwo tego serialu. Poza sceną ataku Riddlera i powodzi dostajemy też fragmenty o wydarzeniach, które miały miejsce bezpośrednio w Gotham, w trakcie filmu Batman. Na ulicach wiszą plakaty nawołujące do porzucenia Kropli. A Gotham pod nieobecność człowieka nietoperza idealnie oddaje przysłowie o tym, że gdy kota nie ma, to myszy harcują. Wydawałoby się, że scena z policjantem będzie pełna napięcia, a Victor znów otrze się o porażkę, ale to na "szczęście" Gotham w pełnej krasie. Wystarczy przekupić gliniarza i po kłopocie. Bardzo to w duchu komiksowego świata przedstawionego. Batman musi wkrótce wrócić na ulice.
To był świetny, dotychczas najlepszy odcinek Pingwina. Pełen akcji i potyczek słownych. Rozwinięto bohaterów oraz relacje między nimi. Podoba mi się, że zdarzyło się tak wiele, a akcja działa się tylko na początku i na końcu, może przez kilkanaście sekund. To udowadnia, że potęgą tej produkcji nie jest wybuchowość, a zgrabnie napisany scenariusz. Twórczyni – podobnie do Pingwina – nie próbuje zachwycać siłą, ale używa intelektu do raczenia widzów swoją opowieścią.
Zobacz także:
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat