„Piraci”: sezon 2, odcinek 2 i 3 – recenzja
"Piraci" dalej płyną po bezpiecznych wodach małego ekranu i nie mogą się zdecydować, jaki kurs obrać. Skutecznie unikają też wszelkich niebezpieczeństw i niespodzianek, stawiając na sprawdzone rozwiązania i wielokrotnie obrane już kursy.
"Piraci" dalej płyną po bezpiecznych wodach małego ekranu i nie mogą się zdecydować, jaki kurs obrać. Skutecznie unikają też wszelkich niebezpieczeństw i niespodzianek, stawiając na sprawdzone rozwiązania i wielokrotnie obrane już kursy.
„Piraci” („Black Sails”) nawet nie próbują ukrywać, że są serialem do bólu przewidywalnym, w którym wszystko wymierzone jest jak od linijki, a widz podczas seansu odhacza po prostu kolejne punkty z listy przymusowych rozwiązań fabularnych. Można na to przymknąć oko i tłumaczyć, że w telewizji przecież już było wszystko, a kolejne produkcje to tylko powielanie schematów, ale „Piraci” mają jeszcze jeden poważny problem – nie mogą się zdecydować, czym chcą być. Stoją więc w rozkroku między dynamicznym serialem przygodowym a poważnym dramatem politycznym. I niestety ani z jednego, ani z drugiego nic nie wynika.
W „X.” i „XI.” kontynuujemy przygodę z kapitanem Flintem i jego pragnieniem zdobycia złota. Zdegradowany i znienawidzony przez całą załogę bohater postanawia nie poddawać się i sprytnie znowu przejmuje dowodzenie nad statkiem. I to w wyniku uczciwego głosowania. Na usta aż ciśnie się pytanie: O co chodzi? Czemu piraci są tak niestali w swoich przekonaniach i uczuciach? Najpierw nienawidzą z całego serca, tylko cudem nie zabijają Flinta, by potem beztrosko poddawać się jego rozkazom. Przydałoby się choć trochę konsekwencji, zwłaszcza że twórcy chcieli robić realistyczny serial o piratach i nie uciekać się do stereotypów. Zabieg ten chyba trochę nie wyszedł, bo dostajemy po prostu tępą masę, która zaślepiona jest żądzą bogactwa i z którą można zrobić wszystko. Jedynym plusem jest John Silver, który chyba jako jeden z niewielu myśli, a jego spryt i zaradność zapewne zaprowadzą go daleko.
Równolegle do poczynań Flinta śledzimy wydarzenia z Nassau. Eleanor wciąż miota się i próbuje pokazać, że rządzi całą wyspą. Niestety, raczej jej nie wychodzi, a w swoich staraniach jest zupełnie nieprzekonująca. To, że przez tyle lat z powodzeniem prowadziła biznes w Nassau, wydaje się wręcz nierealne, biorąc pod uwagę jej obecne zachowanie i problemy. Naprawdę trudno brać ją na poważnie, gdy co chwilę szuka pomocy u silniejszych i bezwzględnych sprzymierzeńców.
[video-browser playlist="661704" suggest=""]
Jest jeszcze wątek Anne i Rackhama, który chyba można nazwać romantycznym. Ona - rozdarta między wiernością a nienasyconym pragnieniem; on - kochający, wyrozumiały i bezradny. Wspólnie planują przyszłość i chcą ponownie wyruszyć na morze. Mimo że schemat jest ograny, to jest to jeden z ciekawszych wątków obu odcinków. Tym bohaterom udało się po prostu osiągnąć pewną głębię, przez co ich postacie nie są tak sztuczne i płaskie jak reszta. Widać w nich trochę człowieczeństwa.
Nie bardzo rozumiem, po co wprowadzona została postać Neda Low. Bezlitosny kapitan narobił trochę zamieszania, jednak skoro już się pojawił, mógł namieszać jeszcze bardziej. Rozsądnym wydawało się uczynienie z niego przeciwnika na cały sezon, jednak twórcy mieli inną wizję, więc Low znika z ekranu już w 3. odcinku. Należy oczywiście dodać, że znika w najoczywistszy sposób i to bardzo, ale to bardzo szybko. Zero emocji, nic. Takie zagranie wywołuje naprawdę zdziwienie. W końcu miał stanowić godną konkurencję dla Vane’a.
„X.” i „XI.” zawierają również pewne smaczki, które wydają się ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi, i choćby dla nich będę kontynuował oglądanie "Piratów". Przede wszystkim - powoli wyjaśnia się zagadka tajemniczej kobiety, którą Low przechowywał na swoim okręcie. Poza tym pojawia się postać, której widzowie serialu chyba nie spodziewali się już zobaczyć. Żeby nie robić niepotrzebnych spoilerów, nie będę zdradzał szczegółów, jednak takie „zmartwychwstanie” cieszy. Czekam na dłuższy wątek, bo na razie to było jedynie krótkie mignięcie na ekranie.
Czytaj również: „Agenci T.A.R.C.Z.Y.” – Drea de Matteo nowym wrogiem Coulsona i spółki
„Piraci” to serial dziwny. Wątki główne nużą i irytują, choć powinny trzymać w napięciu. Całość ratują króciutkie sceny i drugoplanowi bohaterowie, dla których warto trwać przy ekranie. Nie wystarcza to jednak, by nazwać ten serial dobrym. Zbyt wiele tu niespójności, zbyt wiele ogranych rozwiązań. Trudno w pełni cieszyć się odbiorem - niezależnie od tego, czy postrzegamy „Piratów” jako serial przygodowy, czy polityczny.
Poznaj recenzenta
Wojciech PilarzDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat