Na samym wstępie muszę przyznać, że mimo, iż od kilku lat One Tree Hill zaliczał nieustanne spadki formy, to wraz zakończeniem oglądania ostatniego epizodu czułem się tak, jakby skończył się pewien etap w moim życiu. Z serialem jestem już związany od dawna. Przygody Lucasa i spółki zacząłem śledzić w wakacje 2007 roku, kiedy to TVN wyemitował dwa pierwsze sezony. Zawsze porównywałem serial Marka Schwahna z „Życiem na fali”, które u mnie było na pierwszym miejscu i niezmiennie króluje w moim osobistym rankingu. Niemniej jednak zdążyłem zżyć się z rodziną Scottów i ich znajomymi.
Wracając do ostatniego odcinka Pogody na miłość, to oglądało mi się go nadzwyczaj dobrze. Właściwie można powiedzieć, że cały epizod był swoistym pożegnaniem z widzami. Brooke i Haley, które dziękowały uczestnikom imprezy w Tricu, tak naprawdę zwracały się do fanów, którzy wiernie towarzyszyli im przez 9 sezonów trwania serialu.
[image-browser playlist="603766" suggest=""]
©2012 The CW
Finałowy epizod pozwolił zauważyć jak bohaterowie ewoluowali na przestrzeni lat. Odcinek zawierał bardzo dużo odwołań do przeszłości. Najbardziej podobał mi się moment, w którym Nathan wręczał Haley bransoletkę, mówiąc: „I nie mów, że mi nic nigdy nie dałaś”. Świetne nawiązanie do sceny z pierwszego sezonu, podobnie z resztą jak ich bieg w deszczu.
Oprawa muzyczna była moim zdaniem największym plusem epizodu. Piosenka Chrisa Kellera wpadła mi w ucho. Jednak najbardziej ucieszył mnie występ Gavina DeGraw. Moment, w którym pojawił się na scenie, poruszył mnie, bo przypomniałem sobie ile świetnej muzyki odkryłem dzięki temu serialowi. Ogólnie uważam, że dziesięciolecie Trica, było trafionym pretekstem, do zorganizowania muzycznego show i zebrania wszystkich bohaterów w jednym miejscu.
Pozytywnie zaskoczył mnie również fakt, że w ogóle nie odczułem braku Lucasa i Peyton. W sumie to nawet się cieszę, że ich zabrakło. Moim zdaniem ich pojawienie się byłoby trochę naciągane, skoro byli nieobecni na ślubie Brooke.
[image-browser playlist="603767" suggest=""]
©2012 The CW
Twórcom udało się stworzyć naprawdę przyjemny klimat. Nawet Claya i Quinn oglądało mi się z przyjemnością. Moim zdaniem scenarzyści zepsuli ten serial wrzucając do fabuły zbyt dużo dramatycznych elementów rodem z oper mydlanych, zamiast pozwolić swoim bohaterom normalnie żyć i borykać się z bardziej codziennymi problemami.
Finał „Pogody na miłość” pokazał, że ten serial mimo dziewięciu lat nadal ma w sobie potencjał na przyjemną obyczajówkę. Niestety scenarzystów zbyt często ponosiła fantazja i zatracili po drodze niepowtarzalny klimat na rzecz groteskowej sensacji. Mimo, iż będę tęsknił za Tree Hill, to cieszę się, że zakończyli produkcję. Finał oceniam jako godne i satysfakcjonujące zakończenie całej historii.
Ocena: 9/10