Pozostawieni: sezon 3, odcinek 3 – recenzja
Mityczny konflikt i nowa perspektywa wobec czegoś, co można nazwać (a raczej nazywa się) sequelem Biblii. Pozostawieni kontynuują swoją wizję apokaliptycznego świata.
Mityczny konflikt i nowa perspektywa wobec czegoś, co można nazwać (a raczej nazywa się) sequelem Biblii. Pozostawieni kontynuują swoją wizję apokaliptycznego świata.
Reach out and touch faith
Your own personal Jesus
Someone to hear your prayers
Someone who cares
Długo twórcy The Leftovers starali się trafić z odpowiednim utworem do czołówki rozpoczynającej serial. Choć 1 i 2 sezon przedstawiały swoje, odpowiednie podejście do stylu – Lindelof uznał, że w następującej po debiucie odsłonie piosenka Iris De Ment lepiej będzie odzwierciedlać klimat serialu – to w najnowszej serii twórcy odnaleźli wreszcie klucz do otwarcia każdego z odcinków.
Podszyta ironią nie jest bowiem tylko czołówka, a całe otwarcie 3 sezonu. Drugą możliwą opcją byłoby stworzenie śmiertelnie poważnej serii o końcu świata i dobrze wiemy – my i Panowie Lindelof i Perrotta – że nie czas i miejsce na takie bomby. Albo meteory lub fale, w zależności od tego, jak ten wymarzony i wyczekiwany koniec świata będzie naprawdę wyglądać.
Zresztą nazywając protagonistę najnowszego odcinka, czyli Kevina Garveya, sr. „Walniętym Białasem”, twórcy jednocześnie dystansują się i sympatyzują z nim. Dla twórczego duetu stojącego za Pozostawionymi istotne jest, by pokazać opowiadaną historię z różnych stron. Czas więc na kogoś, kto przez cały czas trwania serialu uchodził za tego nienormalnego – i to nie ze względu na swoją postawę wobec 14 października (bądź 15, w zależności od miejsca na kuli ziemskiej), lecz przez chorobę psychiczną, której objawy pojawiły się w dniu Nagłego Odejścia. Być może więc postawa Kevin jest kluczem do rozwikłania zagadki ponownej katastrofy? Koniec końców, to nie może być przypadek…
A może jednak? Crazy Whitefella Thinking wypełniony jest przecież zbiegami okoliczności. Szalonymi, skomplikowanymi, ale jednak konsekwentnie i logicznie wynikającymi z poprzednich wydarzeń. Kwestia tego, z jakiej perspektywy spojrzymy na tę historię. Znaki z nieba mogą być podrzuconymi przez szalonego faceta z Mapleton kartkami, a szeryf o imieniu Kevin bezbronną ofiarą absurdalnych wierzeń. Po to w odcinku słyszymy dwie skomplikowane historie ukazujące drogę naszych bohaterów. Obie wypełnione są dziwacznymi zdarzeniami i każde z tych wydarzeń motywowało postaci do stawiania kolejnych kroków na drodze do poznania czegoś więcej, czegoś, co jest ponad nami, jakiegokolwiek znaczenia. Bohaterowie szukają sensu, jakiegoś celu w życiu, lecz różni się ich postawa.
To nie pierwszy raz, kiedy Lindelof podchodzi do tego tematu. Ba, to prawdopodobnie jego ulubiony rodzaj konfliktu poróżniający bohaterów. Jeden z najsłynniejszych odcinków Lost to starcie nauki i wiary, teoretycznie przeciwnych sobie żywiołów. Man of Science, Man of Faith ukazywał konflikt różniący ludzi wtedy, gdy na swej drodze spotykają coś, co wytłumaczalne nie jest. Złapanie się koła ratunkowego, czy to w postaci nauki, czy dewocji, to coś naturalnego, choć nie nam to oceniać. To nie my stanęliśmy na skraju końca świata.
Choć z początku wydawało się to zbędne, to historia podróży Kevina okazuje się istotnym, jeśli nie kluczowym elementem spajającym fabułę 3 sezonu. Porozrzucane przez Lindelofa i Perrottę tropy w pierwszych odcinkach tego i poprzedniego sezonu zostały tutaj umiejętnie spięte w klarowną narrację. Znalazło się i miejsce dla Verdiego z International Assassin i dla retrospekcji z wydarzeń z 14 października, a przede wszystkim udało się związać historię Seniora z jego synem i całą resztą zgrai w Jarden. Wreszcie udało się położyć podwaliny pod historię jedynego mesjasza, któremu uda się zbawić świat. Pytanie tylko, którego Kevina nam potrzeba.
Która postawa zwycięży – człowieka nauki czy człowieka wiary? Raczej nietrudno zgadnąć, że racja leży po niczyjej stronie. A już na pewno takiego zdania jest Lindelof, dla którego sfery duchowe i naukowe to dwa współzależne i współistniejące ze sobą żywioły. Nietrudno także zgadnąć, że czynności bohaterów – budowanie arki, tworzenie własnych narracji i próba zapobieżenia apokalipsie – znów okażą się trywialnymi wysiłkami. Bo świat i jego Tajemnica znacznie przerastają naszych bohaterów, a okrutny demiurg (czy to wpisany w serial, czy siedzący w biurze i wymieniający maile z włodarzami HBO) nieustannie śmieje się nam w twarz. Bo przecież nie chodzi o świat, a o bohaterów, którzy próbują złapać się każdego tropu pozwalającego im zachować choć szczątki zdrowego rozsądku. A Tajemnica niech pozostanie tajemnicą.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat