„Pozostawieni”: W bagnie desperacji – recenzja
Pisanie, że The Leftovers nie są serialem dla wszystkich, to straszny banał, który można odnieść praktycznie do każdego tekstu kultury. Dlaczego jednak wzbudza takie kontrowersje? To dopiero zagwozdka, a w przeciwieństwie do tych, które stawiają przed nami twórcy, posiada ona w miarę sensowną odpowiedź.
Pisanie, że The Leftovers nie są serialem dla wszystkich, to straszny banał, który można odnieść praktycznie do każdego tekstu kultury. Dlaczego jednak wzbudza takie kontrowersje? To dopiero zagwozdka, a w przeciwieństwie do tych, które stawiają przed nami twórcy, posiada ona w miarę sensowną odpowiedź.
The Leftovers ("The Leftovers") zaskakują w 3. odcinku, zmieniając całkowicie dotychczasowy model opowiadania historii. Tym razem poszczególne wątki nie przeplatają się, a my śledzimy losy tylko jednego bohatera, wielebnego Matta Jamisona. Mężczyzna próbuje uratować swój podupadający kościół przed przejęciem przez nieznanego inwestora. Jego kongregacja topnieje z dnia na dzień, ludzie odwracają się od Boga, a Matt (świetny Christopher Eccleston) stara się za wszelką cenę udowodnić, że Stwórca tylko testuje ludzką wiarę. Jamison uparcie dąży do zachowania status quo, za nic w świecie nie chce zaakceptować zmian zachodzących wokół niego. Jednak czy zanim zniknęło 2% światowej populacji, jego życie było względnie normalne i pozbawione poczucia wątpliwości oraz strachu? Na pewno nie. Niczyje życie takie nie jest. Matt do dziś jest przekonany, że wymodlił sobie białaczkę, aby rodzice ponownie zainteresowali się jego osobą. W podobnie cudowny sposób z chorobą wygrał. Wszystko, co złe, kiedyś przeminie, a dobro zwycięży. To przez długie lata było mantrą bohatera - aż do momentu, gdy sam w ten farmazon przestał wierzyć i wziął sprawy w swoje ręce.
The Leftovers to serial pełen sprzeczności i okrutnych oraz ironicznych dowcipów losu. Tydzień temu szwankujący opiekacz i dwa tosty były wyznacznikiem tego, czy szeryf Garvey już stracił rozum jak swój ojciec, czy też jeszcze pod jego sufitem jest dość równo. Tym razem mamy gołębie, migające czerwone światło i zwykły obraz na ścianie, które napędzają obsesję wielebnego. Zamiast doszukiwać się w tym wszystkim drugiego dna w poszukiwaniu odpowiedzi, których nie otrzymamy, trzeba podejść do serialu HBO jak do prostej opowieści o ludzkiej desperacji i cierpieniu w obliczu globalnej tragedii. Globalnej w takim sensie, że te "marne" 2% wpłynęło na każdego indywidualnie i całkowicie zaburzyło strukturę społeczną na Ziemi. To nie jest jednak zagadka do rozwikłania czy motyw, który ma tę produkcję napędzać. To tylko baza, swoiste zawiązanie historii o tych niedoskonałych "resztkach", które pozostały i brną przez życie z mylną świadomością, iż rozumieją świat, jaki ich otacza. Tak jak każdy z nas. Tak jak większość ludzi, która po wybudzeniu się ze śpiączki nie opisuje widzianego w snach Wszechmogącego, ale zapewne również prosi tylko o Sprite'a.
Zobacz zwiastun odcinka:
[video-browser playlist="634275" suggest=""]
Z początku bardzo urocza, ale po czasie strasznie irytująca robi się obserwacja, że mnożenie pytań bez ich rozwiązania to przecież znak rozpoznawczy Damona Lindelofa. Być może jest to właśnie idealny człowiek do tej roboty. Do stworzenia serialu o sensie życia (zadanie to już na starcie karkołomne i niemożliwe do zrealizowania), o ludzkich tragediach i sposobach radzenia sobie z nimi, które niemal nigdy nie prowadzą do pełni szczęścia. Oglądamy więc wędrówkę Kevina Garveya, który "stracił" żonę, oddala się od córki i desperacko stara się nawiązać kontakt z synem. Wszystko po to, aby zachować cząstkę siebie, która utrzymuje go poczytalnym. Śledzimy losy Winnych Pozostawionych, będących permanentnym przypomnieniem o tych, którzy wyparowali. Upodabniają się do nich, stając się osobnikami "nieobecnymi" – milczącymi i wręcz przeźroczystymi. Chcielibyśmy zrozumieć ich motywacje oraz istotę tych zachowań. Szkopuł w tym, że to też pewnie nie nastąpi. Raczej oni sami nam tego nie wytłumaczą.
Każdy w Pozostawionych próbuje sobie z czymś poradzić, a upust swoim emocjom oddaje w różnorodny sposób. Jedni zabijają psy, inni się tną, uprawiają mnóstwo seksu lub wstępują do tajemniczych religijnych ugrupowań i rąbią drzewa. Dodatkiem do tego wszystkiego są sekwencje surrealistyczne, psychodeliczne wizje i przygnębiająca, acz genialna ścieżka dźwiękowa Maxa Richtera. Większości z tych scen nie mamy rozumieć. Mamy być skonsternowani i ciągle niepewni, dokładnie tak samo jak bohaterowie. Skąd więc te kontrowersje, o których wspomniałem na początku? Jedni spodziewali się drugiego LOST, a inni - czegoś zupełnie innego po stacji HBO. Reszta zaliczyła falstart i przedwcześnie złapała bakcyla sci-fi, co poskutkowało podejściem do tego serialu zupełnie na opak, a pozostali po prostu muszą na coś ponarzekać. Odpowiedzi jest pewnie jeszcze wiele, a tę ostatnią grupę czytelników mogę tylko bardzo prosić o wzięcie sobie do serca powyższej grafiki.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat