Predator: Pogromca zabójców - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 6 czerwca 2025Predator: Pogromca zabójców to film animowany osadzony w popularnej franczyzie science fiction, który ma dla niej kluczowe znaczenie. W tej produkcji po raz pierwszy zobaczycie wiele oczekiwanych elementów. Czy wyszło dobrze?

Predator: Pogromca zabójców to film zaskakujący, bo jego promocja całkowicie ukrywała to, co jest w tej historii najważniejsze. Reklamowano go w kontekście trzech starć predatorów z wojownikami w trzech różnych epokach. Okazuje się, że zwiastuny absolutnie niczego nie pokazały, nawet jeśli chodzi o efektowną akcję. Ta animacja kryje kluczowe dla tej franczyzy decyzje – nie tylko rozwijające Predatora jako serię science fiction, ale przede wszystkim wyznaczające szalenie atrakcyjny i intrygujący kierunek na przyszłość. To jest ciekawe i naprawdę ekscytujące. Daje do zrozumienia, że będzie to kontynuowane w filmach Predator: Strefa zagrożenia oraz Predator: Prey 2.
Dan Trachtenberg, reżyser i twórca nowej wizji na serię Predator, miał pewien pomysł i wypracował sobie odpowiedni kierunek. W dość zaskakującej formie zaczął obrazować to, o czym przez lata wszyscy dyskutowaliśmy w Internecie. Pokazał coś innego, bo nie chciał powielać tego, co już znamy. Predator: Prey był pierwszym krokiem na tej drodze, a Predator: Pogromca zabójców jest kolejnym – większym i ważniejszym. Przygotowane starcia z wikingami, samurajami, ninją i pilotami w czasach II wojny światowej to tylko rozrywkowa wisienka na torcie, który kryje inne niespodzianki. To chyba jest najlepsze w tej animacji.
Każda historia jest inna – tak samo jak walki. Wszystko zaczyna się od wikingów, w których klimat buduje mroźna sceneria i wejście kosmicznego łowcy w trakcie konfliktu. Co ważne, każdy predator w starciach prezentuje się inaczej. Mamy różne style walki, bronie i poziomy umiejętności, co samo w sobie jest znakomitym podkreśleniem różnorodności tych postaci. Tego właśnie do tej pory brakowało w filmach. Dostajemy znakomicie przemyślaną choreografię, w której obrazowo ukazana przemoc jest konsekwencją brutalności pojedynku, a nie jego esencją. Widać w tym dużą dawkę kreatywności, wiele wspaniałych i często zaskakujących pomysłów. Przede wszystkim jednak ważna w tym była wiarygodność, by te starcia nigdy nie zatraciły sensu i aby widz mógł w nie uwierzyć. Doskonale dopasowano umiejętności i poziom predatora do wybitnych ziemskich wojowników. Szczególnie widać to w walce z ninja i samurajem – styl pojedynku totalnie różni się od tego z wikingami, a zarazem jest świetnie dopasowany do specyficzności potyczki tej epoki. Na tle tych dwóch, które oparte są na bezpośrednim pojedynku, historia pilota odchodzi od schematu i przenosi widza w przestworza, gdzie obserwujemy starcie pilotów. Także pomysłowe i również z odpowiednio wyważonymi decyzjami, by widz mógł powiedzieć: tak, to jest dobre i wiarygodne. Efektów starć nie zdradzę, bo to zbyt duży spoiler!
Wszystkiemu towarzyszy bardzo specyficzny klimat, który wypływa nie tylko z epoki, ale przede wszystkim z przepięknej animacji. Jej epickość i rozmach zaskakują, a dopracowanie i brutalna efektowność w walkach imponują. Szczególnie ten osadzony w Japonii budzi podziw pod kątem wizualnym, bo twórcy nieco inspirują się kulturą. Co więcej, w tej części praktycznie nie ma dialogów! Pada jedynie kilka słów na koniec, co perfekcyjnie pasuje do samurajów i ninja oraz samej walki z potworem, jakim jest predator. Nie ma tu miejsca na żarty czy gadanie. Jedna z najlepszych decyzji, która idealnie buduje energię pojedynków, ich stawkę i poziom napięcia. Predator: Pogromca zabójców naprawdę cieszy oczy.

Czy od filmu Predator: Pogromca zabójców powinniśmy oczekiwać wybitnego scenariusza z pogłębioną historią, przesłaniem, moralnymi dylematami i wielkimi emocjami? To nie jest oscarowy dramat i chyba nie o to tutaj chodzi. Dan Trachtenberg daje widzom wiele rzeczy, o których marzyli. Przez lata czytałem komentarze o tym, co by było, gdyby predator spotkał się z wikingami czy samurajami. Na pewno reżyser sam uczestniczył w podobnych dyskusjach. Potencjał pomysłu został wykorzystany, a scenariusz – pomimo prostoty – spełnia swoją funkcję i nadaje temu sens. Całość dostarcza rozrywki przewyższającej oczekiwania widzów.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/



naEKRANIE Poleca
ReklamaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1957, kończy 68 lat
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1965, kończy 60 lat
ur. 1984, kończy 41 lat

