Fabułę "Projektu X" można opisać tak naprawdę w dwóch zdaniach. Bohaterami jest trzech przeciętnych, niezbyt popularnych nastolatków, którzy pragną odnieść sukces w licealnym świecie. Aby tego dokonać, wspólnie organizują jednemu z nich urodziny, zapraszając na imprezę kogo tylko się da. W ten oto sposób śledzimy ich naprawdę szalone poczynania.
[image-browser playlist="602544" suggest=""]©2012 Warner Bros.
Styl ukazywania akcji z amatorskiej kamery jest ostatnio wykorzystywany w horrorach. W komediach rzadko kiedy, dlatego też efekt jest nawet przyzwoity. Poza opowieścią z kamery Daxa, który uwiecznia organizację imprezy i samą zabawę, mamy spojrzenie z różnych ujęć uczestników (iPhone'y, telefony itd.), Wszystko sprawia realistyczne wrażenie i możemy ulec iluzji, że oglądamy relację z prawdziwej imprezy urodzinowej szalonych amerykańskich nastolatków.
Problemem tego filmu tak naprawdę są stereotypy i schematy gatunku, zwłaszcza związane z głównymi bohaterami. Pierwszy zgrywa specjalistę w dziedzinie płci pięknej, drugi to nieśmiały grubasek, a trzeci jest przeciętnym nastolatkiem, który ukrywa szalone oblicze. Aktor grający Costę, Oliver Cooper, jest z nich wszystkich najsłabszy. Przez cały film nie można pozbyć się wrażenia, że próbuje tak naprawdę być kiepską kopią Jonah Hilla z "Supersamca". W odróżnieniu od Hilla, który ma pokłady talentu aktorskiego, Cooper jest zaledwie marnym naśladowcą, który zamiast bawić, często irytuje.
[image-browser playlist="602545" suggest=""]©2012 Warner Bros.
Nie wyobrażam sobie oglądania "Projektu X" w innym miejscu niż w kinie. Świetnie dobrana muzyka, która unika elektronicznych kiczów królujących w radiu, dzięki fantastycznemu nagłośnieniu buduje fenomenalny klimat imprezy, w który naprawdę można się wkręcić. Cała luźna otoczka oddziałuje na widza, który poniekąd staje się uczestnikiem tego relacjonowanego wydarzenia i śledzi z lekkim zainteresowaniem wariackie wyczyny głównych bohaterów i zebranych gości.
"Projekt X" nie jest w żadnym wypadku odkrywczym filmem swego gatunku, który zaskakuje realizacyjną perfekcją czy oszałamiającym humorem. Jest to po prostu zwyczajna, bardzo luźna i prosta jak budowa cepa komedyjka, która potrafi rozbawić i pozwala miło spędzić czas. Jeśli podejdzie się do niej z otwartym umysłem i na luzie, to ogląda się ją całkiem przyjemnie. Szczególnie powinna przypaść do gustu młodym ludziom, lubiącym imprezować, którzy dzięki temu prawdopodobnie będą mogli identyfikować się z bohaterami.
Ocena: 6/10
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/