Prospero w płomieniach – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 21 listopada 2018Prospero w płomieniach to piętnasty tom uznanego na świecie cyklu Herezja Horusa, pióra Dana Abnetta – jednego z najbardziej poczytnych pisarzy z Black Library (jest również współautorek komiksów ze stajni Marvela!). Każda z jego książek cieszy się ogromną popularnością w serii, spójrzmy więc co zaoferował nam tym razem.
Prospero w płomieniach to piętnasty tom uznanego na świecie cyklu Herezja Horusa, pióra Dana Abnetta – jednego z najbardziej poczytnych pisarzy z Black Library (jest również współautorek komiksów ze stajni Marvela!). Każda z jego książek cieszy się ogromną popularnością w serii, spójrzmy więc co zaoferował nam tym razem.
Prospero Burns to kolejna odsłona historii o krwawej, bratobójczej walce, sprowadzającej ludzki sen o wielkości do straszliwego, dystopijnego świata ciągłego konfliktu. Piętnasty tom przestawia jeden z najbardziej ikonicznych konfliktów świata Warhammera 40.000, konflikt, który od wielu lat dzieli fanów uniwersum – Kosmiczne Wilki i Tysiąc Synów. Prospero w płomieniach napisany jest z punktu widzenia tych pierwszych, dlatego warto również sięgnąć po pozycję wcześniejszą (Tysiąc Synów). Dzięki niej bowiem będziemy mieli lepszy ogląd na tragedię, jaką opisują obie książki, każda we właściwy sobie sposób i ze swojej perspektywy, i łatwiej będzie nam wyrobić sobie opinię. Oczywiście warto też przeczytać wcześniejsze książki z cyklu, bez tej wiedzy bowiem ciężko będzie wyłapać poszczególne niuanse.
Choć cykl Herezji Horusa traktuje o bratobójczej walce między legionami Adeptus Astartes, głównym bohaterem nie jest genetycznie zmodyfikowany superżołnierz, a zwykły człowiek. Kasper Ansbach Hawser, bo o nim mowa, to odnoszący sukcesy naukowiec i badacz, który ze względu na polityczne gry decyduję się opuścić Terrę i udać się na Fenrisa, pokryty wieczną zmarzliną dom Vlka Fenrika, Kosmicznych Wilków. Stamtąd, wraz z wojownikami tego legionu, wyruszy w dalszą podróż, zmagając się zarówno z zewnętrznym wrogiem, jak i niebezpieczną tajemnicą która tkwi w nim samym.
Po raz kolejny (po Legionie) Abnett decyduje się na głównego bohatera niebędącego Kosmicznym Marine i jest to zabieg ze wszech miar udany. Dostajemy bowiem uczonego, który wyprawia się w nieznane krainy i poznaje barbarzyńskie ludu, swoistego Ahmeda Ibn Fadlana (do którego zresztą odnosi się Abnett w swojej książce). Dzięki temu patrzymy "z boku" na rozgrywające się wydarzenia, co daje nam zupełnie inną perspektywę. Autor powoli wpuszcza głównego bohatera a więc i czytelnika, w ten z pozoru "barbarzyński świat" i bardzo szybko okazuje się, że pozory mogą być mylące. Oczywiście, nie jest to odkrywczy zabieg, ale w Prospero w płomieniach zastosowano go naprawdę świetnie. Opowieść staje się dzięki temu ciekawsza i mniej infantylna, niż gdyby była prowadzona z punktu widzenia wojownika.
Jeśli chodzi o kreację postaci, to książka nie różni się wiele od wcześniejszych dzieł tego samego autora. Bohaterowie Abnetta żyją. Bez wątpienia jednym z najmocniejszych jego punktów jest właśnie kreacja nieszablonowych, nietuzinkowych postaci, do których bardzo łatwo się przyzwyczajamy. Brak tu czerni i bieli (przynajmniej jeśli chodzi o "ludzkich" bohaterów), a nawet epizodyczni bohaterowie mają swoją głębie, kilkuzdaniowy opis sprawia, że potrafimy zapałać do postaci sympatią, antypatią czy współczuciem. Oczywiście, jak wymaga tego konwencja, główny bohater przechodzi tu swoją "drogę", od nic nierozumiejącego, biernego obserwatora, do aktywnego bohatera na samym końcu. I choć można się tego spodziewać, rozwiązanie to jest satysfakcjonujące.
Sama historia snuta w książce od pierwszych stron pokazuje, że autor naprawdę solidnie się do niej przygotował. Zresztą to właśnie konstrukcja historii i alegorie do świata rzeczywistego sprawiają, że Prospero w płomieniach jest jedną z najlepszych książek całego cyklu. Jeśli ktoś potrafi połączyć starą, niderlandzką legendę z kulturą skandynawską epoki wikingów, nowożytnym okultyzmem i egipskimi wierzeniami i stworzyć coś, co ma sens, należą mu się gratulacje. Jest spora ilość ciekawostek, odniesień, których tropienie może sprawić niemałą przyjemność. Dobrze też wiedzieć, że autor musiał sięgnąć do źródeł lepszych niż Wikipedia by opisać znaczenie niektórych gestów czy symboli. Nie ukrywam, że ujęło mnie to na równi, a może nawet bardziej, niż główna nić opowieści. Dbałość o detale w opowiadaniu historii jest ogromnie ważna, a tutaj mamy ich w bród i przygotowane są naprawdę wyśmienicie.
Mimo pewnego niepokoju, okazało się, że tłumacz stanął na wysokości zadania – oczywiście, specyficzny styl Dan Abnett jest miejscami nieprzetłumaczalny i niektórych rzeczy nie da ująć się tak dobrze jak w wersji angielskiej (lub też za książkę musiałby wziąć się tłumacz z doświadczeniem i umiejętnościami np. Piotra Cholewy), to całość książki przełożona jest poprawnie i satysfakcjonująco. Dla fanów – obowiązkowa pozycja! Dla ludzi zaczynających przygodę z serią może być w kilku momentach niezrozumiała. Lepiej więc sięgnąć najpierw po wcześniejsze tomy.
Źródło: fot. Copernicus Corporation
Poznaj recenzenta
Michał TalaśkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat