Przeczytaj, jeśli się odważysz
Data premiery w Polsce: 6 czerwca 2013Najnowsza powieść Stephena Kinga to kolejna świetnie opowiedziana historia obyczajowa, tym razem z rozgrywającą się na drugim planie zagadką tajemniczego morderstwa i pewnego ducha.
Najnowsza powieść Stephena Kinga to kolejna świetnie opowiedziana historia obyczajowa, tym razem z rozgrywającą się na drugim planie zagadką tajemniczego morderstwa i pewnego ducha.
W Joylandzie tak naprawdę chodzi o tytułowy parki rozrywki. A może szerzej – o parki i o pracujących w nich ludzi w ogóle, i o młodego mężczyznę, który przeżywa swoje pierwsze miłosne wzloty i upadki, no i o ducha. W tej kolejności. Bo jak to u Kinga, zawsze najciekawsza jest ta warstwa historii, w której nie ma widm, wilkołaków, wampirów, Obcych i całej reszty nadprzyrodzonego tałatajstwa; King jest najlepszy, gdy pisze o zwykłych ludziach i ich problemach.
Głównym bohaterem jego najnowszej powieści jest beznadziejnie zakochany student, którego beznadziejna dziewczyna zdaje się nie podzielać jego uczucia. Student ten, w czasie roku szkolnego dorabiający w stołówce, na okres wakacji zatrudnia się w położonym nad wybrzeżem parku rozrywki. To klasyczny schemat, w którym wraz z bohaterem-nowicjuszem wkraczamy w nowy, nieznany świat (w tym przypadku – w specyficzne środowisko pracowników lunaparków) i gdy on uczy się panujących w nim zasad, poznajemy je i my. Choć po prawdzie i ta warstwa – ciekawa przecież i dopracowana – blednie przy starej, poczciwej "obyczajówce".
Stephen King po raz kolejny kusi nas zapowiedzią grozy i niezwykłości, na samym początku uwodzi tajemnicą, duchami, mordercą, który wymknął się wymiarowi sprawiedliwości, a nawet kilkoma dziwacznymi przepowiedniami. Kusi, by bardzo szybko odsunąć to wszystko na bok i snuć opowieść o pełnym naiwności, ale przede wszystkim dobra, sercu młodego mężczyzny. Snuć ją po mistrzowsku, z niezwykłym, a przecież charakterystycznym dla siebie, stylem, który przykuwa do lektury skuteczniej niż jakiekolwiek kajdany. Czytamy o tym fajtłapie, o naiwniaku, idealiście, o okłamującym samego siebie zakochanym durniu, który nie dostrzega rzeczy oczywistych, współczujemy mu, denerwujemy się na niego, zaprzyjaźniamy się z nim, chcemy znać jego losy. Pal sześć lunapark, do diabła z duchem i mordercą – "Joyland" czyta się dla świetnie skrojonych postaci, zwłaszcza tej najważniejszej – Devina Jonesa, czyli beznadziejnego romantyka o złotym sercu.
Fakt, jest i duch, ale chyba nawet sam King był zdecydowanie bardziej zainteresowany wątkiem chłopaka, a ten nadprzyrodzony umieścił w książce z przyzwyczajenia. Sprawia wrażenie skleconego naprędce i zamkniętego w pośpiechu, jakby pod sam koniec autor zauważył kilka wiszących luźno wątków i stwierdził, że nie wypada pozwolić im tak sobie dyndać, trzeba by więc machnąć jakiś finał. "Joyland" doskonale obszedł by się jednak bez tego całego nadprzyrodzonego zamieszania; może nawet czytało by się go wtedy jeszcze lepiej, bo zniknęłoby wrażenia zaniedbania niektórych elementów historii.
"Joyland" nie jest więc żadną rewolucją, a raczej klasyczną dla Kinga powieścią obyczajową, obleczoną w cienki płaszczyk niezwykłości. Kto szuka grozy – srogo się zawiedzie. Kto chce po prostu dobrej książki – otrzyma napisaną magnetycznym stylem, pełną ciepła opowieść o pierwszych miłościach, o ciekawej grupie ludzi, połączonych niecodzienną pracą, wreszcie o Ameryce lat 70. ubiegłego wieku, bo – znowu: jak to u Kinga – tło kulturalne oddane jest z niezwykłą maestrią i pieczołowitością. Otrzyma po prostu bardzo dobrą powieść.
Recenzję można znaleźć również na blogu marcinzwierzchowski.natemat.pl.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiPoznaj recenzenta
Dawid RydzekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat