Ray Donovan: sezon 4, odcinek 3 – recenzja
Najnowszy odcinek Raya Donovana uspokaja nastroje po dramatycznych wydarzeniach z początku sezonu. Ciężar fabularny zostaje przeniesiony na wątek gangsterski. W Little Bill Primm's Big Green Horseshoe całkowicie zrezygnowano z historii boksera Hectora i jego siostry Marisol. W centrum wydarzeń jest tym razem Abby Donovan, przez co akcja skupia się przede wszystkim na problemach emocjonalnych żony Raya.
Najnowszy odcinek Raya Donovana uspokaja nastroje po dramatycznych wydarzeniach z początku sezonu. Ciężar fabularny zostaje przeniesiony na wątek gangsterski. W Little Bill Primm's Big Green Horseshoe całkowicie zrezygnowano z historii boksera Hectora i jego siostry Marisol. W centrum wydarzeń jest tym razem Abby Donovan, przez co akcja skupia się przede wszystkim na problemach emocjonalnych żony Raya.
Postać Abby w czwartym sezonie nie ma lekko. Twórcy ewidentnie próbują nadać dramatyzmu, a nawet tragizmu jej losom. Już w poprzednich odcinkach dowiedzieliśmy się, że wykryto u niej wczesne stadium raka piersi, a teraz spadają na nią kolejne nieszczęścia. Pierwszy raz w życiu zabija człowieka, dowiaduje się o kryminalnej przeszłości swojego męża, a nawet nakrywa nastoletnią córkę na uprawianiu seksu ze starszym o 16 lat mężczyzną. Trudno w tym momencie domyślić się, do czego zmierzają scenarzyści, gotując jej tak przykry los. Jak na razie reakcje Abby na tego typu wydarzenia są widzowi bardzo dobrze znane. Pani Donovan znowu się miota – od gniewu w depresję i na odwrót. Wachlarz jej emocji w ogóle nie robi już wrażenia. Obserwując niektóre zachowania, widz po prostu się nudzi, czekając na zmianę wątku czy jakiś konkretny zwrot akcji. Brak tutaj jakiejkolwiek dynamiki i dramatyzmu. Być może twórcy szykują dla Abby coś naprawdę specjalnego w dalszej części serii. Pod koniec poprzedniego sezonu została zainicjowana jej romantyczna relacja z bratem Raya, Terrym. Gdyby scenarzyści zdecydowali się pociągnąć ten wątek, z pewnością postać Abby nabrałaby rumieńców i zaczęłaby wreszcie rozwijać się fabularnie. Niestety, w obecnym sezonie nie było żadnych przesłanek, że ta dwójka nadal ma się ku sobie. Wygląda na to, że twórcy jednak postanowili zrezygnować z tego motywu.
Drugą centralną postacią odcinka jest Mickie Donovan. „Nestor rodu” po raz kolejny wykonuje skok życia i po raz kolejny wszystko kończy się totalną katastrofą. Napad na kasyno wprowadził dużo humoru charakterystycznego dla ojca Raya. Dodatkowo poznaliśmy kilka ciekawych postaci, które być może zobaczymy jeszcze w dalszej części serii. Mickie rusza w pogoń za byłymi wspólnikami, którzy zgarnęli cały łup z napadu. Jednocześnie też ucieka przed rozwścieczonym właścicielem kasyna, szykuje się więc w kolejnych odcinkach tradycyjna zabawa w kotka i myszkę. Wygląda na to, że twórcy chcą odciąć Mickiego na jakiś czas od dramatycznych wydarzeń w Los Angeles i wciągnąć go w zabawną historię rodem z awanturnickich filmów przygodowych. Uważam, że to dobry ruch – daje trochę więcej przestrzeni tej postaci i wprowadza lekkość do serialu. Poza tym tego typu opowieść bardziej pasuje do starego Donovana niż psychodramy jego dzieci.
Wracając do Los Angeles, warto wspomnieć też o czytelnym zawiązaniu wątku kryminalnego. Rodzina Donovanów po wydarzeniach z poprzedniego sezonu ściągnęła na siebie gniew rosyjskiej mafii. Teraz Ray musi zrobić wszystko, aby uratować bliskich. Co prawda jego dochodzenie, mające na celu zidentyfikowanie agresorów, jest stereotypowe i mało zaskakujące, jednak trzeba je traktować jako wprowadzenie dla głębszej intrygi. Przy tej okazji poznajemy też nową antagonistkę, Sonię Kovitzky, która jest bardzo charakterystyczną postacią i dobrze się sprawdzi w roli czarnego charakteru. Perfekcyjna pani domu jako bezwzględna morderczyni? Wbrew pozorom pasuje to idealnie.
Oglądając „nowego Raya”, rzuciła mi się w oczy jeszcze jedna rzecz, znamienna dla całego serialu. Produkcja ta nigdy nie była arcydziełem pod względem rzemiosła reżyserskiego. Większość scen jest po prostu odgrywana przez aktorów w konkretnej scenografii. Brakuje tutaj kunsztu operatorskiego, wizualnych wariacji, eksperymentów z muzyką. Nie ma tej iskierki, tego dotknięcia pędzla nadającego wyrazu obrazowi. Nie jest to oczywiście wielki zarzut. Wiele dobrych produkcji telewizyjnych jest kręconych w podobny sposób, są jednak takie, nawet obyczajowe, które można uznać za arcydzieła w kwestii warsztatu reżyserskiego. Wystarczy wymienić Rodzinę Soprano, Sześć stóp pod ziemią, nie wspominając już o pierwszym sezonie Detektywa. Ray Donovan broni się scenariuszem, umiejętnym rozwojem postaci i ciekawą historią, ale aby osiągnąć perfekcję, musiałby być w niektórych miejscach po prostu lepiej nakręcony.
Little Bill Primm's Big Green Horseshoe to odcinek zdecydowanie słabszy od poprzednich. Nie ma w nim wielkiej dynamiki ani intensywnego dramatyzmu. Generalizując, można powiedzieć, że jest trochę śmiesznie, trochę smutno i trochę nijako. Na pewno nie wyszło na dobre serialowi pominięcie wątku Hectora, Marisol i ojca Romero, bo jest to naprawdę ciekawa historia. Mimo to nakreślona w tym odcinku kryminalna intryga też ma swój potencjał i z pewnością już wkrótce nastąpi jej interesujące rozwinięcie.
Źródło: fot. materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat