„Ray Donovan”: Uwolnij siebie – recenzja
Ray Donovan to serial, który umiejętnie skacze pomiędzy wątkami drugoplanowymi, rozwijając systematycznie rodzinne dramaty głównego bohatera.
Ray Donovan to serial, który umiejętnie skacze pomiędzy wątkami drugoplanowymi, rozwijając systematycznie rodzinne dramaty głównego bohatera.
Powyższa teza znajduje swoje potwierdzenie w 5 i 6 odcinku. Bo jeśli mielibyśmy wskazać jakiś główny wątek Raya Donovana na przestrzeni półtora sezonu, to czy moglibyśmy powiedzieć coś innego niż rodzina? Jasne, rok temu był Sully i gangsterskie porachunki, w tym sezonie jest spisek z FBI w centrum, a to wszystko w otoczce problemów hollywoodzkich celebrytów. Chciałoby się nieraz, aby te historie na dłużej przejęły kontrolę nad fabułą i wysunęły się na pierwszy plan. Twórcy jednak uważnie pilnują, aby nie zaniedbać tego, co tutaj jest najważniejsze – deterioracji familijnych więzi Donovanów.
Zapewne nieprzypadkowo Ray pomagał w tym tygodniu ekscentrycznemu mówcy motywacyjnemu, który zarabia krocie na uwalnianiu prawdziwego ja ze swoich miłośników. Takie wewnętrzne transformacje Donovanowie przeżywają – jak się okazuje – hurtowo. Dom w Trusdale miał być desperackim krokiem dla ratowania małżeństwa Raya i Abby, ale chyba nic z tego nie wyjdzie. W każdym razie ja już nie jestem na tym etapie w stanie uwierzyć, że ta dwójka może się jeszcze wygrzebać z dołka. Mick zaczął pisać scenariusz filmu opartego na swoim życiu i kto wie jakie problemy przysporzy przez to synowi, ale staruszek zrobi wszystko, aby ponownie zasmakować dużych pieniędzy i wyrwać się z nory, którą obecnie okupuje. Nawet Bunchy i Terry przechodzą poważne metamorfozy. Temu pierwszemu trzeba kibicować, bo należy mu się trochę szczęścia. Najstarszego z braci czeka jednak wiele przeszkód na drodze do Irlandii, bo sprzedaż sali gimnastycznej jest wybitnie nie na rękę Rayowi.
[video-browser playlist="633428" suggest=""]
Powiem szczerze, że spodziewałem się, iż Cochran okaże się poważniejszym wrogiem dla głównego bohatera. Dopiero połowa sezonu za nami, a Ray już trzyma go w garści (choć może ważniak z FBI jeszcze nas czymś zaskoczy). Hank Azaria jest w tej roli świetny, a jego wspólne sceny z Jonem Voightem w 5 epizodzie to prawdziwa perełka: "Ja jestem prawem!" – wykrzyczał niczym Sędzia Dredd. Stąd moje zdziwienie, że jego skłonność do seksualnych perwersji zemściła się na nim w tak prosty sposób. Należy też wyróżnić Sherilyn Fenn, która niewątpliwie zmieniła się dość wyraźnie przez ostatnie 20 lat, ale nadal potrafi zauroczyć jak Audrey Horne z pamiętnego Miasteczka Twin Peaks.
Czytaj także: "Ray Donovan" i "Masters of Sex" z kolejnymi sezonami
Życie Raya powoli zaczyna się rozpadać, ale on jeszcze tego nie widzi. Oddala się od rodziny, angażuje w operacje finansowe, które go przytłaczają, zaczyna eksperymentować, działając na własną rękę i pomijając Ezrę w swoich operacjach. Myśli, że pozbył się na dobre reporterki (w której chyba trochę się podkochiwał), że niedługo to on będzie kontrolował FBI, a nie na odwrót; myśli, że nad wszystkim panuje, ale zdaje mi się, że przed naszym fixerem naprawdę trudne chwile. Miejmy również nadzieję, że druga połowa tej serii Raya Donovana będzie jeszcze ciekawsza i udanie wprowadzi nas do niedawno zamówionego 3 sezonu.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat