Pod koniec zeszłego roku Zack Snyder zaprezentował nam swoje nowe kosmiczne uniwersum, które garściami czerpało z różnych dzieł popkultury. Reżyser nie krył się z tym, jakie filmy z jego dzieciństwa były dla niego inspiracją przy pisaniu Rebel Moon. Teraz powracamy do tej historii. Kora (Sofia Boutella) wraz ze swoimi kompanami staje w obronie mieszkańców Veldta przed reżimem Macierzy. Bitwa wydaje się z góry przegrana, gdyż wróg jest dużo lepiej uzbrojony, a i swoją liczebnością też przewyższa mieszkańców wioski. Jednak nasi bohaterowie nie mają zamiaru poddać się bez walki. Generał Titus (Djimon Hounsou) opracowuje plan, który ma przechylić szalę zwycięstwa na stronę rebeliantów.

W Dziecku ognia byliśmy świadkami budowania drużyny, która została scalona w jeden monolit pierwszą potyczką z Atticusem Noblem (Ed Skrein) i jego armią. Była to dla nich dość bolesna lekcja pokory, która nauczyła ich współpracy. Teraz wiedzą, czego spodziewać się po przeciwniku. Sam Atticuse – po tym, jak przegrał pojedynek z Korą – podchodzi do rebeliantów z jeszcze większą wrogością, ale też pragmatyzmem. Wojna nadchodzi i każdy się do niej przygotowuje. Będzie to starcie Dawida z Goliatem,  więc wynik tej potyczki jest raczej łatwy do przewidzenia. I Snyder zadba o to, by żadnych zaskoczeń nie było. Reżyser postawił skupić się na tym, by rozwałka była widowiskowa i dostarczała wizualnej rozrywki. Nim do tego dojdzie, twórca postanowi przetestować naszą cierpliwość.

Historia rozpoczyna się w tym samym miejscu, w którym zakończyła się pierwsza część. Nasi bohaterowie wracają do Veldt, by chronić mieszkańców przed atakiem. I tu zaczynają się schody. Pierwszy akt to bowiem ślimacząca się akcja, w której obserwujemy, jak Kora i reszta… pracują w polu podczas żniw. Ścinają zboże, młócą je, zamieniają w mąkę, pakują do worków. By jednak odrobinę urozmaicić tę sielankę, każdy dzieli się z nami częścią swojej przeszłości, mającą pokazać, czemu tak nienawidzą Macierzy. Dowiadujemy się też więcej o samej Korze. I powiem szczerze, gdyby to było jakoś bardziej skondensowane, to pewnie by mi tak nie przeszkadzało. Ale ten akt trwa prawie godzinę! Snyder rozwleka to do granic wytrzymałości. Tak jakby chciał uśpić naszą czujność przed wielkim finałem. Akcja rusza dopiero wraz z wylądowaniem statków Atticusa. Dochodzi do widowiskowej sceny, w której wieśniacy stawiają czynny opór całej armii żołnierzy. Dzięki taktyce opracowanej przez Titusa mają szansę się wykazać. Zack postarał się, by starcie było zupełnie inne od tego z pierwszej części. Wydaje się, jakby wymieszał film o II wojnie światowej z futuryzmem. Widzimy bowiem okopy z tunelami pod ziemią, w których kryją się wieśniacy, i szturmujących ich żołnierzy w pełnych zbrojach. Do tego wiele starć nakręcono w slow motion. By wprowadzić pewne urozmaicenie, część akcji zostaje przeniesiona w powietrze za sprawą Kory, która wraz ze swoim ukochanym Gunnerem rusza na teren wroga, do jego głównego statku. To tam dojdzie do finałowej walki pomiędzy dobrem a złem.

Uważam, że w filmie Rebel Moon część 1: Dziecko ognia reżyser wprowadził za dużo bohaterów, przez co opowieść była bardzo poszarpana i nierówna. Na seansie Rebel Moon - część 2: Zadająca rany miałem wrażenie, że tego materiału było znacznie mniej, więc wiele scen rozciągnięto do granic wytrzymałości. Mści się też na Snyderze mnogość wprowadzonych postaci, które biegają po ekranie, kogoś tam zabijają, ale gdyby ich nie było, to widz by się nawet nie zorientował. Najlepszym tego przykładem jest Tarak (Staz Nair). Po pierwszej części można było się spodziewać, że będzie on jakimś kluczowym elementem tej układanki. Jednak tak się nie stało (przynajmniej na razie). Również wątek Balisariusa (Fra Fee) w drugiej odsłonie jest ograniczony do jednej 5-minutowej retrospekcji. O mniej istotnych dla fabuły bohaterach, którzy bez powodu są eksponowani na pierwszym planie, nawet nie wspomnę.

Ciężar tej produkcji ponownie spada na barki Sofii Boutello, która poradziła sobie dużo lepiej niż ostatnio. Mogła w pełni oddać się akcji i scenom kaskaderskim. Nie ma tu już żadnej przemiany i pokazywania, jak to życie ją zmieniło. Włączyła tryb walki i w pełni się mu poddała. Widać, że aktorce sprawiło to frajdę. Dzięki temu również jej bohaterka sporo zyskała.

fot. Netflix
+18 więcej

Jedno trzeba Snyderowi oddać – wie, jak budować sceny akcji. Finał walki na spadającym statku wygląda świetnie. Są tam zwroty akcji, fajne kaskaderskie popisy w wykonaniu aktorów i dynamika. No i sam Ed Skrein jako psychopatyczny Atticus wypada bardzo ciekawie. Znakomicie sprawdza się jako kosmiczny nazista. Problem mam tylko z tym, że wersja, którą dostaliśmy, jest ocenzurowana. Aktor twierdzi, że w tej z kategorią R zobaczymy pełnię jego możliwości. Szkoda, że nie teraz.

Snyder, jak to ma w zwyczaju, nakreśla przed nami całe uniwersum i sugeruje, że to, co właśnie zobaczyliśmy, to jedynie przygrywka. Pierwszy puzzel w większej układance. Pytanie tylko, czy dotrzyma słowa. Nie jest to bowiem pierwszy raz, gdy zaczyna jakąś historię. Bywało, że otwierał drzwi do nowego świata, ale nie śpieszył się, by przekroczyć próg. I obawiam się, że może tak być i tym razem. Oczywiście odpowiedzialność zrzuca na widzów. Wszystko zależy od tego, jak licznie udamy się na nowy film. Problem w tym, że jego dzieła przestają nas zachęcać do pójścia do kina. Same wizualne fajerwerki nie wystarczają. Potrzebujemy ciekawych historii i kilku wielowymiarowych postaci z charyzmą. A tego tutaj brakuje. Są jakieś zalążki, ale reżyser ich nie rozwija. Rebel Moon Część 2: Zadająca rany to streamingowy blockbuster na jeden seans. Szkoda, bo wciąż wierzę w Snydera i jego umiejętność opowiadania historii. Choć w ostatnich latach wystawia moją cierpliwość na próbę. Nie wiem, jak długo wytrzymam. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj