Riverdale: sezon 4, odcinek 1 - recenzja
Premierowy odcinek 4. sezonu Riverdale został w pełni poświęcony pamięci Luke'a Perry'ego. Oceniam, jak wyszło.
Premierowy odcinek 4. sezonu Riverdale został w pełni poświęcony pamięci Luke'a Perry'ego. Oceniam, jak wyszło.
Całe Riverdale przygotowuje się do parady z okazji święta 4 lipca, pierwszej od lat. Wcześniej tragiczne wydarzenia w miasteczku sprawiły, że ludzie przechodzili żałobę i odkładali dobrą zabawę na bok. Jednak w czasie przygotowań Archie otrzymuje telefon z tragiczną wiadomością. Okazuje się, że jego ojciec, Fred, został śmiertelnie potrącony przez samochód, gdy pomagał pewnej kobiecie. Archie wraz z przyjaciółmi postanawia udać się w podróż, aby przywieźć ciało ojca do Riverdale.
Szczerze, to miałem pewne wątpliwości dotyczące tego, jak twórcy potraktują ten odcinek. Scenarzyści tego serialu lubią przesadzać i bałem się, że potraktują tę laurkę dla Luke'a Perry'ego ze zbytnią przesadą, włączając w to nadmiar elementów fabularnych. Jednak na całe szczęście zrobili to w bardzo szlachetny sposób, upamiętniając swojego kolegę z planu i skupiając całą historię odcinka na nim. Tutaj wręcz można powiedzieć, że został zachowany ogromny minimalizm, który nie jest już od jakiegoś czasu charakterystyczny dla twórców Riverdale, którzy starają się gromadzić jak najwięcej konwencji w swoim serialu. Tutaj na całe szczęście twórcy nie starali się nadpisywać historię tylko stworzyli piękną laurkę dla Perry'ego, honorując go z wielką miłością i szacunkiem.
W tym odcinku znajdzie się kilka naprawdę wzruszających i pięknych scen. Jedna z nich to ta, w której bohaterowie wspominają postać Freda i jego dobroć. Jednak chyba najbardziej wzruszająca jest sekwencja, w której Archie i reszta przewożą ciało Andrewsa w karawanie przez Riverdale i inni mieszkańcy miasteczka żegnają go licznymi transparentami. To scena, która inspirowana jest żegnaniem amerykańskich bohaterów, choćby Chrisa Kyle'a (dla tych, co nie wiedzą na podstawie jego historii powstał film Snajper), jest pięknym zwieńczeniem przygody Freda i Luke'a na tym świecie. Dobrym zabiegiem twórców było również zaproszenie do odcinka Shannen Doherty, czyli przyjaciółkę Perry'ego, którą poznał na planie kultowego serialu Beverly Hills, 90210. Pożegnanie z jej strony na ekranie było wspaniałym gestem.
W pewnym momencie jednak twórcy starali się trochę przyćmić tę laurkę dla Perry'ego swoimi fabularnymi zabiegami, co nie za bardzo mi się podobało. Scenarzyści starali się wpleść wątek poboczny chęci zemsty Archiego w całą historię pożegnania, jednak według mnie nie było to zupełnie potrzebne. Twórcy za bardzo chcieli wrzucić tutaj porównanie więzi Archiego i Freda do relacji sprawcy wypadku i jego ojca, jednak uważam, że można to było zrobić subtelniej. Koniec końców premierowy odcinek 4. sezonu Riverdale to piękny hołd dla Luke'a Perry'ego. Oby cały sezon trzymał ten poziom, jednak mam wobec tego ogromne obawy. Zobaczymy czy miałem rację w kolejnym odcinku.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat