Riverdale: sezon 5, odcinek 9 - recenzja
W nowym odcinku Riverdale twórcy w końcu nie raczą widzów odstraszającym miszmaszem wątków. Czy to wyszło produkcji na dobre?Oceniam.
W nowym odcinku Riverdale twórcy w końcu nie raczą widzów odstraszającym miszmaszem wątków. Czy to wyszło produkcji na dobre?Oceniam.
Nowy odcinek Riverdale stanowi przykład zmiany w sposobie postrzegania historii przez twórców. W poprzednich recenzjach pisałem, że rozwadniają narrację ogromną liczbą wątków, z których nie wszystkie są potrzebne. I w nowym odcinku w końcu naprawili ten błąd. To dobrze wyszło dla całej opowieści, bo scenarzyści skupili się na dwóch głównych wątkach i w nich rozwijali historie poszczególnych postaci. Dzięki temu cała narracja trzymała się kupy, nie była tak chaotyczna, jak w poprzednich epizodach. Poszczególne wątki nie są jakoś bardzo dobrze napisane, raczej poprawnie, ale stanowią światełko w tunelu. To dwie proste opowieści, które sprawnie budują fabułę, bez jakichś przegięć, dłużyzn czy zbytniego popadania w skrajności, do czego twórcy serialu mają skłonność.
Zdecydowanie lepszym wątkiem w tym odcinku był ten dotyczący drużyny futbolowej Buldogów. Nie wchodził on w rejony genialnego dramatu sportowego, jednak przejawiał potencjał, z którego można wycisnąć wiele dobrego. Twórcy dobrze nakreślili historię zespołu, który chce wrócić na szczyt. Udało się w pewnym stopniu zarysować problemy, z jakimi mierzy się drużyna i jej znaczenie dla odbudowania miasta. Nie jest to świeże spojrzenie na ten motyw, ale działa. Szkoda więc, że w tej opowieści o drużynie brakuje... drużyny. Na razie nowe Buldogi są taką bezbarwną masą postaci, z których wyróżnia się tylko Britta. Twórcy nadal nie potrafią choćby w małym stopniu nakreślić dynamiki pomiędzy członkami teamu, dlatego trudno kibicować temu zespołowi. Póki co Archie i wspomniana Britta pchają ten wózek, ale nic poza tym.
Twórcom chyba znudził się wątek ludzi-ciem, więc starają się popchnąć Jugheada w stronę Betty i urealnić tę historię. Nie ukrywam, że zobaczyłbym, jak rozwija się relacja Juga i Tabithy, to wspólne śledztwo z Betty może jakoś przywrócić kolory temu bohaterowi. Jak na razie cały czas nie może on odzyskać tej iskry z poprzednich sezonów i pozuje na zmęczonego życiem pisarza, co jest nieprzekonujące. Nie do końca przemawia do mnie również szał Betty, która jeździła autostradą, aby dorwać mordercę. Gdzieś tam scenarzyści starają się nakreślić jakieś napięcie i suspens w tym wątku, ale nie do końca im się to udaje. Może jeśli w końcu nadadzą jakiś przyziemny charakter historii o ludziach-ćmach i połączą go z wątkiem seryjnego mordercy, to będzie można lepiej rozwinąć tę opowieść. Na razie jednak gdzieś im się ten wątek wymyka.
Twórcy potrafili w jednej scenie poruszyć mocny temat dotyczący historii odkrywania swojej seksualności przez Kevina w całkiem nieźle napisanej, emocjonalnej sekwencji rozmowy bohatera z ojcem. Jednak gdy już dochodzi do głosu jego relacja z Fangsem, to wszystko staje się absurdalne. Cały czas twórcy krążą wokół tego związku i nie potrafią sensownie wytłumaczyć motywacji, jakie kierują Kevinem. Sama Cheryl, która w tym wypadku jest rozjemcą, nie wniosła nic do tej kwestii i w tym momencie jest chyba najbardziej niepotrzebną postacią w tym serialu. Właściwie jej rola ograniczyła się do występu na meczu i mediacji między Fangsem a Kevinem, która trwała jakąś minutę.
Nowy odcinek Riverdale pokazuje, że twórcy jednak potrafią w poprawny sposób kierować narrację, bez chaotycznych wątków. Poszczególne elementy fabuły są dobre, chociaż nie ustrzegły się słabych momentów.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat