Riverdale: sezon 5, odcinki 18-19 - recenzja (finał sezonu)
Ostatnie odcinki 5. sezonu Riverdale mogły być bardzo dobre, gdyby scenarzyści nie wrzucili do nich mnóstwa niepotrzebnych wątków. Oceniam.
Ostatnie odcinki 5. sezonu Riverdale mogły być bardzo dobre, gdyby scenarzyści nie wrzucili do nich mnóstwa niepotrzebnych wątków. Oceniam.
Hiram Lodge w nowym sezonie Riverdale to całkowicie zmarnowany potencjał, co dokładnie pokazuje finałowy odcinek. Po raz kolejny twórcy robią z niego większego niż świat złoczyńcę, a ostatecznie okazuje się zwykłym, podrzędnym antagonistą, który pokazuje się w zaledwie kilku scenach. Nagle pojawił się dowód obciążający Hirama i można się go było pozbyć z Riverdale. Wszystko poszło błyskawicznie, bez walki, by historia mogła iść dalej. Do tego mamy kiepski cliffhanger! Nie wierzę, że Archie albo Betty zginęli w wybuchu bomby, którą podłożył Lodge. Koniec końców Hiram, który miał być wielkim złym, stał się postacią, którą można spokojnie zapomnieć zaraz po obejrzeniu odcinka.
Scenarzyści niepotrzebnie szukają dla Cheryl roli dziwnej antagonistki. Zresztą to ona miała najgorsze wątki w 5. sezonie. Kwestia prowadzonego przez nią duszpasterstwa została bardzo szybko rozwiązana; wątek wyglądał tak, jakby twórcy nie mieli pojęcia, co począć z bohaterką, dlatego wciągali ją w mało znaczące historie. Cała opowieść Cheryl wyglądała tak, jakby została wyrwana z kontekstu. W finale natomiast postać obraża się za winy dalekich przodków swoich przyjaciół, co kompletnie nie trzyma się kupy. Los miasteczka wisi na włosku, a Cheryl zamiast włączyć się w jego odbudowę, postanawia odłączyć swój majątek i domagać się zadośćuczynienia. Działania bohaterki były całkowicie pozbawione logiki. A już finał, w którym rzuca klątwę, był potrzebny tylko po to, aby jakoś sensownie wprowadzić gościnny występ Sabriny w 6. sezonie. Mam nadzieję, że chociaż pojawienie się postaci nastoletniej czarownicy coś zmieni.
Bardzo podobała mi się kwestia ratowania Riverdale, próby odbudowania miasteczka i zarządzania nim. Gdyby twórcy skupili się tylko na tym jednym wątku, mogliśmy dostać naprawdę świetne finałowe odcinki, które podniosłyby poziom produkcji. Jednak znowu, nie wiedzieć czemu, scenarzyści chcieli wplątać praktycznie każdą postać z serialu w osobną historię. Mamy więc romans Juga z Tabithą i rozwój gazetki szkolnej, Betty i dzwoniącego do niej mordercy, miłosne perypetie Archiego i Veroniki, duszpasterstwo Cheryl czy zakładanie kasyna. A to nie wszystko, ponieważ było jeszcze kilka pomniejszych opowieści. Jedynym, który tak naprawdę się wyróżniał i prezentował całkiem nieźle, był ten związany z żałobą po śmierci Polly (chociaż niepotrzebnie wpisano go w ramy musicalowe). Nagromadzenie wielu wątków sprawiło, że najciekawszy i najlepiej napisany z nich nie mógł w pełni wybrzmieć.
Natomiast w momentach, gdy dla bohaterów najważniejsze okazywało się Riverdale, wszystko działało, jak należy. Scena zebrania, na którym powołano radę miasta, czy przyjęcia na cześć Betty potrafiły na swój sposób podnieść na duchu. Zwykłe, proste sceny, które dały nadzieję i dobre emocje. To wystarczyło, abym dostrzegł jakieś światełko w tym mroku słabo napisanych wątków. Szkoda tylko, że kwestia, która miała być w 5. sezonie fundamentem dla opowieści, nie mogła zostać zaprezentowana w pełnej krasie, co dobitnie pokazują ostatnie odcinki.
Dwa ostatnie epizody 5. sezonu Riverdale rozwijają ciekawy pomysł z ratowaniem tytułowego miasta. Jednak przy tym dają całą masę niepotrzebnych i kiepsko napisanych wątków.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat