Roadies: sezon 1, odcinek 6 i 7 – recenzja
Kolejne odcinki Roadies przyniosły więcej dowcipu i interesujących rozwiązań fabularnych. Co prawda pojawiło się parę niewielkich zgrzytów, lecz, mimo to, są to jedne z lepszych odsłon serialu.
Kolejne odcinki Roadies przyniosły więcej dowcipu i interesujących rozwiązań fabularnych. Co prawda pojawiło się parę niewielkich zgrzytów, lecz, mimo to, są to jedne z lepszych odsłon serialu.
Longest Days rozpoczął się od krótkich ujęć wszystkich członków ekipy spędzających czas wolny, dzięki czemu mieliśmy w końcu okazję przyjrzeć się jak wielka gromada ludzi pracuje przy zespole. Płynne przejścia pomiędzy kolejnymi bohaterami, okraszone klimatyczną muzyką, stworzyły świetne rozpoczęcie szóstego odcinka, w którym na pierwszy plan wysunęła się Janine. Jej powrót do otoczenia The Staton-House Band wywołał spore poruszenie. Dzięki temu wątek ten nabrał trochę poważniejszego wydźwięku. Poruszając problemy, związane z bolesnymi wspomnieniami, pomogły aktorom pokazać się z innej strony. Dotyczy to szczególnie, grającego Christophera, Tanca Sade, który do tej pory nie otrzymał zbyt dużo czasu antenowego. Trzeba przyznać, że wypada bardzo wiarygodnie w postaci wrażliwego artysty o romantycznym usposobieniu. Zarówno w czasie rozmowy z Regiem, jak i konfrontacji z dawną miłością, można było zauważyć, że jest bardzo emocjonalny, choć stara się to nieco ukrywać.
Zdaje się, że pojawienie się Janine będzie miało też wpływ na relację Billa i Shelli. W trakcie obu epizodów starali się odnaleźć w nowej sytuacji, i mimo deklaracji o miłości do męża, można było odnieść wrażenie, że Shella nie jest pewna swoich uczuć. Dodatkowym zgrzytem pomiędzy tą dwójką może być ich ambicja i chęć zdobycia posady managera. Mimo tego, że sceny ich rozmów nie zaskakiwały, odnoszę wrażenie, że twórcy nie powiedzieli ostatniego słowa i czeka nas ciekawy rozwój sytuacji w kolejnych tygodniach. Na razie jest bardzo nierówno, sceny zabawne i miłe dla oka przeplatają się z nudnymi, przewidywalnymi i sprawiającymi wrażenie niepotrzebnych.
Więcej dowiedzieliśmy się też o synu jednego z muzyków. Okazuje się, że tak naprawdę Winston jest nieszczęśliwym dzieckiem, które łaknie miłości i zainteresowania. Dzięki Wesowi ma okazję spróbować spełnić jedno ze swoich marzeń. Oczywiście, w związku z tym wynika masa zabawnych sytuacji, które urozmaicają fabułę, nadają jej dużego luzu, co dobrze równoważy pozostałe problemy. Colson Baker po raz kolejny udowodnił, że świetnie odnajduje się w swojej roli, a jego pojawienie się na ekranie zapowiada świetną zabawę. Potwierdził to również odcinek Carpet Season, szczególnie ostatnia scena, kiedy to przeprowadzał reżyserowaną rozmowę z piosenkarką.
Po przyjeździe do Seattle nastąpił wyraźny podział na dwie historie: szukanie zaginionego iPada Christophera oraz sesję zdjęciową zespołu. Bill, Reg oraz powracający po kilku odcinkach nieobecności Phil, niczym trzej muszkieterowie wyruszyli w podróż po zgubę. Cały ten wątek okazał się niezwykle zabawny, a w samej końcówce nawet zaskakujący, co jest rzadko spotykane w Roadies. Rafe Spall znów błysnął swoimi komediowymi umiejętnościami, a Luke Wilson i Ron White nie ustępowali mu ani przez moment. Biorąc pod uwagę ostatnie odcinki, trzeba przyznać, że już dawno nie było tylu okazji do śmiechu, jak w tym tygodniu.
Mieszane odczucia wywołała postać znanej pani fotograf, która była przerysowana. Rozumiem, że taki był zamysł twórców, miała gwiazdorzyć i ustawiać innych po kątach, ale mnie to nie przekonało. Zestawienie jej z Kelly Ann było o tyle dobrym posunięciem, że Imogen Poots miała kolejną okazję by udowodnić, że jej postać ma wiele twarzy i mimo, że na pozór zdaje się być szarą myszką, potrafi zripostować i zawalczyć o swoje. Świetnie patrzyło się również na sam zespół, który po raz pierwszy pojawił się w całości na ekranie. W końcu było czuć, że to rockowy band i aż żal, że tak rzadko się pojawiają. Oby w ostatnich odcinkach było ich więcej, bo są dużym urozmaiceniem, a co ważniejsze ich nieprzewidywalność powoduje, że nie można oderwać wzorku od ekranu.
Na trzy odcinki przed końcem serii zaczyna być coraz ciekawiej. Delikatnie zarysowano problemy, z którymi bohaterowie będą się dalej zmagać. Oprócz tego można liczyć na jakieś niespodziewane zwroty akcji. Fajne jest to, że praktycznie w każdym epizodzie mamy nową historię, a jednocześnie kontynuowane są wcześniej rozpoczęte wątki. Serial prezentuje w miarę wyrównany poziom, z niewielką tendencją zwyżkową, która, mam nadzieję, utrzyma się aż do finału.
Poznaj recenzenta
Anna RokitaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat