"Whistle Past the Graveyard" podzielone było na trzy wyraźne segmenty, a każdy z nich oglądało się jak jeden z etapów żmudnego procesu, który dopiero zmierza do czegoś konkretnego i godnego zapamiętania. Innymi słowy: był to typowy zapychacz, który nie wniósł do głównych osi fabularnych niczego, czego byśmy już nie wiedzieli. Poprzedni odcinek był bardzo podobny, ale ratowała go efektowna końcówka i śmierć Johhny’ego Crowdera. Tym razem było po prostu przeciętnie, nie wspominając już o fakcie, że scenarzyści nie popisali się, serwując nam filler w sezonie liczącym 13 epizodów. W kablówkowym systemie emisji takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.
Po raz kolejny mamy do czynienia z semi-proceduralem. Historię Raylana ogląda się, jakby była żywcem wyjęta z opery mydlanej. Biedny, skonfliktowany z szefem szeryf nie może nawet wyjechać na krótkie wakacje. W zamian wciągnięty zostaje w rodzinne problemy Wendy Crowe. Wisienką na torcie jest w tym wątku wyjawienie, że nie jest ona starszą siostra Kendalla, tylko jego matką. Litości, panowie scenarzyści! Z całym szacunkiem dla nich i całej produkcji, ale tworząc ten odcinek, musieli być nieźle zblazowani. Pełno tu klisz, uproszczeń i tanich chwytów, które sprawiają, że w głowie zaczyna kołatać się myśl, iż może to dobrze, że w przyszłym roku czeka nas sezon finałowy. Osiem epizodów za nami, a elementy starego, dobrego Justified były obecne chyba tylko w trzech: premierowym, piątym i szóstym.
[video-browser playlist="635199" suggest=""]Bez zmian w więziennych perypetiach Avy – nadal bardzo nijako. Odnoszę wrażenie, że ta historia rozwijana jest tylko po to, aby Joelle Carter nie została bezrobotna. W tym serialu wszelkie wątki zawsze umiejętnie ze sobą przeplatano, wzajemnie się one uzupełniały i na końcu wszystko układało się w zgrabną całość. Piąta seria jest zbyt sfragmentaryzowana, a bohaterowie - prowadzeni bez jakiejś ugruntowanej myśli przewodniej. Przykładem może być chociażby końcówka, która każe zadać sobie pytanie, czym kierowany był angaż Amy Smart. Skończyło się na tym, że chyba tylko po to, aby męska część widowni mogła napawać wzrok i aby zapełnić czymś sceny z Givensem, na które nie było pomysłu. Wierzcie mi, do powyższych wniosków nie dochodzę z lekkim sercem. Wydawało się kilka tygodni temu, że serial ponownie wkracza na właściwe tory, ale w mgnieniu oka fabuła znów pogrążyła się w chaosie. Jeszcze jest czas, żeby to naprawić, ale dziewiąty epizod musiałby naprawdę dać czadu.
Na koniec trzeba wspomnieć o Boydzie i jego wycieczce do Meksyku. W ostatnim czasie był to najlepszy wątek w Justified, ale on również złapał zadyszkę. Zeszłotygodniowy cliffhanger miał sprawić, że będzie to motor napędowy "Whistle Past the Graveyard". Przewiezienie czterech trupów przez amerykańską granicę miało dostarczyć niemałej dawki emocji. Jak się okazało, wystarczyła grupka skorumpowanych Federales, którzy pozbyli się problemu Crowdera za niego w sekwencji, którą spokojnie można porównać do wręcz kabaretowej. Chyba po raz pierwszy w historii serialu scenarzyści poszli na taką łatwiznę.
Justified wkracza w decydującą fazę piątej serii i tylko kilka małych fabularnych trzęsień ziemi (albo jedno duże) może uratować ją przez całkowitym pogrążeniem się w meandrach przeciętności. Błagam, dajcie Raylanowi coś niesamowitego do roboty!