Rosjanie wielkim narodem są
Data premiery w Polsce: 29 listopada 2013Rosyjski kandydat do Oscara to wielki budżet, siermiężne aktorstwo i przeładowany patosem scenariusz, którego jedynym celem jest ukazanie dzielnych Rosjan w jak najlepszym świetle.
Rosyjski kandydat do Oscara to wielki budżet, siermiężne aktorstwo i przeładowany patosem scenariusz, którego jedynym celem jest ukazanie dzielnych Rosjan w jak najlepszym świetle.
Stalingrad doskonale sprawdza się jako film historyczny, choć chyba nie w taki sposób, w jaki życzyliby sobie jego twórcy. Otóż podczas seansu widz autentycznie przenosi się w czasie, cofa o kilka dekad do lat, gdy pewne rozciągające się na wschodzie państwo kręciło filmy propagandowe pokazujące cudowność życia swoich obywateli. W obrazie Bondarczuka także chodzi wyłącznie o to, by w głowy wbić nam przekaz: Rosja to kraj Wielkich Ludzi i Wspaniałych Bohaterów dokonujących Niemożliwego z Miłości do Ojczyzny (wszystko koniecznie dużą literą). Jedyna różnica jest taka, że we współczesnym wydaniu zrobiono to wszystko w slow motion.
W slo-mo Rosjanie przypuszczają szturm na brzeg Wołgi, w slo-mo odbijają z rąk Niemców pewien strategicznie położony dom, w slo-mo zabijają, w slo-mo umierają, w slo-mo walczą, a gdy ich gospodyni przedstawia się im jako Katia, wszyscy zgodnie obrzucają ją tęsknym-głębokim-pełnym-refleksji-slo-mo-spojrzeniem rodem z "Mody na sukces". Strasznie to wszystko toporne - i cała historia, i aktorstwo przypominające zawody w byciu drewnianym oraz patetycznym jednocześnie. Można odnieść wrażenie, że w tym filmie nawet do toalety chodzono ku chwale ojczyzny.
Rosjanie postanowili nakręcić obraz wojenny z prawdziwego zdarzania, szarpnęli się więc na niemały budżet, co na ekranie widać, bo i scenografia, i efekty specjalne prezentują się lepiej niż dobrze (aczkolwiek WETA Digital to to nie jest, raczej dobrej jakości gra na PC). Wrażenie robi zwłaszcza zniszczony Stalingrad, choć tylko w bliskich ujęciach, bo w panoramach sztuczność CGI jest jednak aż nazbyt wyraźna. Na nic to jednak, bo ulice tego miejsca jednej z największych bitew w historii ludzkości zaludniono bandą irytujących, sztampowych żołnierzy-herosów dokonujących na polu walki prawdziwych cudów, oczywiście z Miłości do Ojczyzny.
Przed całkowitą porażką Stalingrad ratuje, oprócz dobrej strony wizualnej, jeden wątek poboczny: historia dziwnego uczucia między Rosjanką Mashą a Niemcem Thomasem (najlepszy, chciałoby się rzec jedyny aktor na planie pełnym amatorów). Trudno jednak, aby ta dwójka z tak małą ilością czasu na ekranie poniosła na swoich barkach całą produkcję.
Film Bondarczuka jest więc fatalnie zagranym obrazem nakręconym ku pokrzepieniu rosyjskich serc; jest przy tym niesamowicie toporny, swoje przesłanie przekazując widzowi z gracją buldożera. Niestety Stalingrad to jeden z najsłabszych obrazów roku. Mógłby wręcz walczyć o miano najgorszego, jaki widziałem w ciągu ostatnich blisko dwunastu miesięcy.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat