Równonoc: sezon 1 - recenzja
Data premiery w Polsce: 30 grudnia 2020Bez wątpienia niemiecki Dark to jedna z najbardziej udanych produkcji Netflixa. Kiedy więc pojawiły się doniesienia, że Dania szykuje swoją odpowiedź na historię Jonasa, zatarłam rączki i z niecierpliwością czekałam na premierę. Media donosiły, że Równonoc może zostać następcą Dark w 2021 roku, bo pod względem fabularnym oba seriale mają być do siebie bardzo podobne. Czy duński serial spełnił moje oczekiwania i choć trochę zbliżył się poziomem do niemieckiego?
Bez wątpienia niemiecki Dark to jedna z najbardziej udanych produkcji Netflixa. Kiedy więc pojawiły się doniesienia, że Dania szykuje swoją odpowiedź na historię Jonasa, zatarłam rączki i z niecierpliwością czekałam na premierę. Media donosiły, że Równonoc może zostać następcą Dark w 2021 roku, bo pod względem fabularnym oba seriale mają być do siebie bardzo podobne. Czy duński serial spełnił moje oczekiwania i choć trochę zbliżył się poziomem do niemieckiego?
W pierwszym odcinku serialu Równonoc poznajemy Astrid (Danica Ćurčić), dziennikarkę radiową, której towarzyszyć będziemy przez cały czas trwania serialu. Życie Astrid nie należy do tych, które sami chcielibyśmy wieść. Jej małżeństwo się rozpadło i teraz na zmianę z byłym mężem zajmuje się córeczką. Jak się domyślamy, Astrid ciężko jest pogodzić się ze stratą męża i chyba jeszcze nie do końca przeszła z tym do porządku dziennego. Podczas jednej z prowadzonych przez nią audycji na żywo, do studia dodzwania się mężczyzna, który przedstawia się imieniem Jakob. Z chaotycznej wypowiedzi dowiadujemy się o jakiejś równoległej rzeczywistości, ale połączenie się zrywa i razem z Astrid zostajemy w szoku, lekko nie wiedząc, co tu właśnie się wydarzyło. A jak się okazuje, telefon był o tyle istotny, że kilkanaście lat wcześniej, w 1999 roku, doszło do tajemniczego zniknięcia autobusu pełnego nastolatków. Wśród zaginionych była Ida — starsza siostra Astrid, a Jakob był jednym z ocalałych, którzy zostali odnalezieni.
Mamy tu więc całkiem typową historię zdeterminowanej głównej postaci, która chce wyjaśnić zagadkę sprzed lat i poznać prawdę. Znamy ten motyw z masy innych produkcji i jest on całkiem schematyczny. Wprowadzenie do historii-poszukiwanie-wyjaśnienie. W Równonocy do czynienia mamy z kilkoma liniami czasowymi i fabularnymi. Są one jednak prowadzone w przejrzysty sposób i widz raczej nie powinien mieć problemu z szybkim opanowaniem tego, co dzieje się w teraźniejszości oraz przeszłości. Jest to dużo prostsza budowa niż linie czasowe w Dark. Oglądając pierwszy sezon, byłam bliska sięgnięcia po kartkę i notowania tego, kto jest kim i za co jest odpowiedzialny w którym roku. Równonoc ma dużo mniej zawirowań, więc nie musimy być aż tak skupieni na tym, aby zrozumieć treść. Nie mamy tu też tak dużej symboliki i drobnych elementów, które wpływają na coś dużego. Można więc powiedzieć, że duńska nowość momentami przywołuje na myśl niemiecki hit, ale nie jest aż tak zaskakująca i zawiła fabularnie.
Sama akcja niestety prowadzona jest w bardzo powolnym tempie. Pierwsze dwa odcinki naprawdę mogą się dłużyć i myślę, że część osób zrezygnuje po drugim. Początkowy zarys historii wydaje się ciekawy. Zniknięcie młodzieży, tajemnicza książka i elementy mitologii. Niestety tempo, jakie dyktują twórcy, jest zbyt wolne, aby od razu wciągnąć widza i nie pozwolić mu oderwać się od ekranu. Patrząc na to, jak prowadzone są linie fabularne, muszę przyznać, że dużo ciekawiej prezentuje się ta, która dzieje się w 1999 roku. Danica Ćurčić nie wypada źle w roli Astrid, ale przyćmiewa ją Karoline Hamm, która wciela się w postać nastoletniej Idy. Młodzi bohaterowie zdecydowanie bardziej przyciągają uwagę. Sama Ida jest postacią bardzo intrygującą. Poznajemy ją jako dziewczynę, która zmęczona przesadną kontrolą matki powoli zaczyna się buntować. Do tego dochodzą relacje z jej przyjaciółmi oraz niezwykła więź z siostrą. Viola Martinsen sprawdziła się rewelacyjnie. Wzięła na swoje barki rolę 9-letniej Astrid, która po zniknięciu siostry przechodzi przez różne stany emocjonalne oraz “szamańskie”. Widać, że na planie był ktoś, kto potrafił wytłumaczyć jej, w jakim stanie znajduje się bohaterka. Oglądanie wydarzeń, które doprowadziły do punktu kulminacyjnego (zniknięcia) oraz tego, co nastąpiło krótko po nim, jest dużo bardziej interesujące niż patrzenie na dorosłą, zmęczoną życiem Astrid, która z dnia na dzień staje się detektywem śledczym. Śledztwo Astrid prowadzone jest w dość… zastanawiający sposób. Kobieta z dnia na dzień pakuje się i opuszcza dom oraz pracę, aby odnaleźć Jakoba. Przez mniej więcej dwa miesiące z córką kontaktuje się tylko raz. Naprawdę ktoś tak po prostu zostawiłby dziecko u byłego męża i wsiadł w samolot? Podobnie nie chce mi się wierzyć, że w pracy na wiadomość o tak długim urlopie zareagowano z uśmiechem na twarzy. I nie zapominajmy o niezwykłych zdolnościach Astrid do teleportacji. Z jednego końca miasta na drugi w minutę? Da się!
Kiedy zabierałam się za Równonoc, byłam bardzo ciekawa tego, jak poruszony będzie tu temat wierzeń. Faktycznie, pojawia się wątek Ostary — czyli germańskiej bogini będącej symbolem odradzającego się życia i poniekąd również płodności. Jej świętym zwierzęciem jest królik. Doczytanie tej informacji, rozjaśniło mi jeden bardzo zapadający w pamięć incydent, jaki wydarzył się w serialu. Sam sposób pokazania uroczyści odbywającej się na cześć bogini, nieco skojarzył mi się z ceremoniami, jakie podziwiać mogliśmy w Wikingach. Duńczykom udało przygotować to na przyzwoitym poziomie, ale daleko mu do poprzednika. W Wikingach sceny rytuałów sprawiają, że nordycka mitologia aż wylewa się z ekranu. Zdjęcia, muzyka, kostiumy to najwyższy poziom inscenizacji i nadania klimatu. Równonoc nie robi tego źle, ale czuć, że można było zrobić to lepiej. Być może jest to kwestia za małego budżetu, który nie pozwolił na większe dopracowanie. O budżecie myślałam też w kontekście scen, które rozgrywają się w równoległej rzeczywistości. Są one na dosyć niskim poziomie, wyglądają sztucznie i trochę tak, jakby ktoś bardzo chciał, ale nie miał za co przygotować lepszej scenografii. To wszystko prezentuje się trochę ubogo jak na obcą rzeczywistość. Na minus jest też zakończenie. Unikając spojlerów, powiem tylko tyle, że jest ono tak niejasne i zupełnie pozbawione jakiegokolwiek wyjaśnienia, że pozostawia to lekki niesmak. Pomimo rozrzuconych pytań bez odpowiedzi, finał jest faktycznym zakończeniem tej historii i nie wydaje mi się, aby był sens stworzenia kontynuacji. Podsumowują końcówkę — wszystkiego musimy domyślić się sami, a chyba nie mamy już na to ochoty.
Równonoc jest zatem niedopracowanym serialem o bardzo dużym potencjale, który nie do końca został wykorzystany. Na pochwałę na pewno zasługuje linia fabularna tocząca się w 1999 roku oraz wykorzystanie rodzimowierstwa germańskiego. Szkoda, że przy pierwszych odcinkach brakuje dynamiki, która zachęciłaby widza do kontynuowania seansu... Duńczycy na pewno bardzo chcieli i widać, że przyłożyli się, chociażby do castingu, jednak uciekło im kilka szczegółów, które można było zrobić lepiej. Równonoc ma raptem 6 odcinków, więc wszystko można wsunąć w jeden dzień, i to chyba lepsza opcja, jeśli chcemy obejrzeć całość, bo pozostawiając część na później, możemy już nigdy do niej nie wrócić.
Poznaj recenzenta
Klaudia DzięgielDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat