Rozdwojenie jaźni
Teen Wolf dynamicznie rozwija historię, dostarczając emocji i wrażeń. Czegoś jednak brak w tym odcinku, przez co nie jest aż tak dobry jak poprzednie.
Teen Wolf dynamicznie rozwija historię, dostarczając emocji i wrażeń. Czegoś jednak brak w tym odcinku, przez co nie jest aż tak dobry jak poprzednie.
Cała akcja kręci się wokół Stilesa i jego psychologicznych problemów. Klimatycznie, efektywnie i przede wszystkim mądrze pokazana jest wewnętrzna walka z demonem, który chce opanować jego ciało. Teraz już wiemy, że to właśnie opętany Stiles stoi za wszystkimi wydarzeniami związanymi z Kirą. Wygląda na to, że demon wykorzystał "dziurę" w umyśle chłopaka spowodowaną wydarzeniami z finału sezonu 3A, by przedostać się, opanować i przygotować grunt pod działania. Dobrze spisuje się Dylan O'Brien w roli Stilesa, bo wyśmienicie radzi sobie z emocjonalną ekspresją. Jest wiarygodny i potrafi przekonać do prawdziwości tych emocji. Różnica pomiędzy aktorami jest perfekcyjnie podkreślona w scenie przed badaniem ze Scottem. Tutaj dość sztuczna gra Tylera Poseya psuje wrażenie, bo moment ten wymaga trochę emocji, których on nie prezentuje. Choć Posey w tym serialu bardzo się rozwinął, do O'Briena jeszcze mu daleko.
W końcu powraca motyw mocy Lydii, która sobie z nimi nie radzi. Wiemy, na czym one polegają i czym się objawiają, więc akceptacja Lydii w akcji przychodzi naturalnie. Niezrozumienie, strach i niepewność to uczucia, jakie towarzyszą bohaterce, gdy okazuje się, że Stilesa nie ma tam, gdzie być powinien. Lydia słyszy, ale ignoruje głosy, które krzyczą coraz donośniej, by go ratowała. Sugestia jest dość wyraźna i wygląda na to, że ostatnią nadzieją Stilesa jest właśnie ona.
Rozbudowano także wątek rodziny Kiry - i zrobiono to perfekcyjnie. Scena z żarówką jest niespodziewana, bo wcześniej nie było nawet najmniejszej sugestii, że jej matka także jest Kitsune (choć można było domyśleć się, że Kira nie stała się tą istotą tak z niczego). Starcie w szpitalu to już niespodzianka najwyższej jakości. W końcu dostajemy odpowiedź na pytanie, kto wezwał demony-ninja, i jest ona niesłychanie satysfakcjonująca.
[video-browser playlist="634245" suggest=""]
Dobrze rozwiązano kwestię braku doświadczenia Scotta. Wiemy, że jest alfą od niedawna i jeszcze nie jest świadomy wszystkich swoich mocy. Może się podobać nowa rola Dereka, który jako mentor Scotta sprawdza się całkiem nieźle. Ktoś w końcu naszego bohatera musi wszystkiego nauczyć, więc czemu by nie on?
W tym wszystkim razi kilka drobiazgów. Nadal nie ma większego nawiązania do śmierci tria w finale sezonu 3A. Trzeba tę kwestię szybko poruszyć i odpowiednio zamknąć, bo na razie trochę irytuje kompletne odcięcie się od tej sytuacji, a sugestia, że przez furtkę do umysłu Stilesa dostał się demon, to zbyt mało. Brak Petera także nie jest najlepszym zabiegiem, ale to raczej przykład zmiany koncepcji. W finale 3A sugerowano nam, że powróci jako główny łotr, a koniec końców jego rola jest zaledwie epizodyczna.
Teen Wolf imponuje, emocjonuje i zapewnia rozrywkę na niespotykanym poziomie. Odcinek świetny, ale czegoś w nim brak, przez co nie dostarcza aż tak pozytywnych wrażeń jak kilka poprzednich.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat