Rozkochaj mnie sobie na nowo
Lubię, gdy The Vampire Diaries skupiają się na nadprzyrodzonych intrygach, a wątki romantyczne spokojnie siedzą sobie na drugim planie. Jednak gdy dostajemy taki odcinek, jak "For Whom the Bell Tolls", trudno nie dojść do wniosku, że romans lepiej wyglądał w "Sadze Zmierzch".
Lubię, gdy The Vampire Diaries skupiają się na nadprzyrodzonych intrygach, a wątki romantyczne spokojnie siedzą sobie na drugim planie. Jednak gdy dostajemy taki odcinek, jak "For Whom the Bell Tolls", trudno nie dojść do wniosku, że romans lepiej wyglądał w "Sadze Zmierzch".
Julie Plec nie ma ręki do prowadzenia wątków romantycznych. Do tego już zdołaliśmy się przyzwyczaić i jakoś to zaakceptować. Nie jest to raczej wina konwencji serialu dla nastolatków, bo są w telewizji produkcje, które pokazują, że można to zrobić o wiele bardziej umiejętnie i przede wszystkim ciekawiej.
Cała intryga piątego sezonu stoi gdzieś w tle, podczas gdy pierwsze skrzypce odgrywa wątek Eleny i Stefana. Stefan bez pamięci to postać, która wzbudza moją sympatię, a już sądziłem, że jakieś dwa sezony temu przestałem lubić tego bohatera. Ten Stefan jest normalny, nie daje sobie wciskać kitu słodziutkiej Eleny, a gdy nawet słyszy, jakie głupoty robił, dochodzi do pięknego wniosku, że dawniej był idiotą (pamiętna scena z uratowaniem Matta zamiast Eleny). Tyle, jeśli chodzi o to, co jest tutaj dobre, bo reszta to dość banalne, mdłe, przesłodzone i nudne próby Eleny, by przypomnieć mu (i nam), dlaczego on w ogóle się w niej zakochał. Po całych perypetiach ze zmienianiem zdania Eleny co 5 minut można jednak zapomnieć o tak istotnej informacji. W tych scenach doszedłem do wniosku, że dawno Pamiętnikom wampirów nie było tak blisko do "Sagi Zmierzch". Minus taki, że serial nie ma nutki parodii, która w tych momentach wywołuje śmiech jak w filmach o Belli i Edwardzie.
[video-browser playlist="634294" suggest=""]
Lepiej jest, gdy Stefan ucieka Elence ku jej przerażeniu i panice. Wówczas jego próby zdania sobie sprawy, kim jest i czy będzie w stanie panować nad sobą, odpowiednio wypełniają czas. Zwłaszcza że w sposób niezły pokazują nam relacje z Caroline, która chyba jako jedyna traktuje "nowego" Stefana normalnie. Co jak co, ale Elena, próbując przypomnieć mu, jak się w niej zakochał, nie wspomniawszy o fakcie, że zdradziła go dla brata, jest trochę podła.
Jak dobrze, że wreszcie doszliśmy do końca wątku z ukrywaniem tajemnicy Bonnie. Efektem tego jest tyrada banałów i potok łez o emocjonalnej wartości kropli deszczu. Tu nawet nie chodzi o brak umiejętności reżyserów serialu, ale o sam błąd twórców. W przypadku odejścia Bonnie - czy to radość, czy to smutek, czy jakiekolwiek emocje mogliśmy czuć, gdy od razu zginęła, a nie ileś odcinków później, gdzie na siłę ją wciśnięto i umieszczono w formie ducha. Bonnie w tym sezonie, poza zajmowaniem czasu ekranowego, nie wnosi nic do serialu i mam szczerą nadzieję, że był to jej ostatni odcinek, aczkolwiek pewnie się rozczaruję i ponownie się pojawi.
W tym wszystkim najlepiej wypada końcówka z doktorkiem z uniwersytetu i nowym przyjacielem Caroline. Ciekawość pobudzona została w stopniu znacznym i otrzymujemy więcej pytań, niż bym tego oczekiwał. Taka intryga jest interesująca, więc gdyby The Vampire Diaries miały pomysł i prezentowały równowagę wątków, serial oceniałbym pewnie o wiele pozytywniej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat