„Ryse: Son of Rome” – recenzja
Ryse: Son of Rome rok temu wyszło na konsole, a w październiku zostało wydane na PC. W końcu więc mogłem pograć w coś, co magnetycznie przyciągało mnie zwiastunie. I nie zawiodłem się.
Ryse: Son of Rome rok temu wyszło na konsole, a w październiku zostało wydane na PC. W końcu więc mogłem pograć w coś, co magnetycznie przyciągało mnie zwiastunie. I nie zawiodłem się.
Ryse: Son of Rome to dynamiczna gra akcji, w której wcielamy się Mariusa Titusa, rzymskiego centuriona, który jest bohaterem fabularnej kampanii. Jest ona zbudowana w iście hollywoodzkim stylu - epicki rozmach, patos, klisze i tak cholernie dobrze działający klimat, że poszedłbym do kina bez zastanowienia, gdyby ta historia trafiła na ekrany. Może to kwestia tego, że zawsze uwielbiałem tego typu opowieści, ale ona wciągnęła mnie momentalnie i wywołała duże emocje. Czynnika "wow" było tutaj co nie miara i po prostu chce się człowiek dowiedzieć, jaki będzie kolejny etap drogi naszego bohatera. To jest fantastyczna zabawa konwencją, pozwalająca graczom poczuć się, jakby byli w centrum hollywoodzkiej superprodukcji. I nie ma tutaj dla mnie znaczenia, że jest liniowo prowadzona narracja (nie mamy żadnego wpływu na jej kierunek), gdy sprawia ona tak dużo frajdy przy każdej grze na różnych poziomach trudności. Jest w tym przewidywalność, nie brak inspiracji Gladiatorem i Szeregowcem Ryanem, ale to jest właśnie pokaz, jak dobrze się bawić schematami i zapewnić graczom wrażenia na kilka godzin zabawy.
Sama rozgrywka jest prosta, intuicyjna i szalenie przyjemna. Sposób walki z przeciwnikami jest efektowny i często stanowi przyjemne wyzwanie, gdy np. walczymy z kilkoma wrogami na raz. Szereg ciosów zwykłych i mocnych plus uderzenia tarczą oraz blokady z kontrą, gdy ktoś próbuje nas zaatakować - tak po krótce wygląda podstawowy arsenał, jakim dysponujemy. Nasz miecz, tarcza i zwinność palców sprawia, że gra się z przyjemnością, a zabijanie nigdy się nie nudzi i działa bardzo odprężająco. Do tego dodajmy system egzekucji - gdy zranimy odpowiednio naszych wrogów, po naciśnięciu klawisza "E", następuje widowiskowa forma dobijania oponenta, gdzie jedynie klika w odpowiednim momencie klawisze myszy. Dzięki rozwojowi tej opcji w opcjach rozbudowy bohatera, jest to szalenie różnorodne, brutalne i pomysłowe.
Jak to w grach tego typu zdobywamy doświadczenie, które przeznaczamy na rozwój naszej postaci. Drzewko jest nawet spore, choć niezbyt rozbudowane. Wszystko jest klarowne, proste i praktycznie trudno zwrócić uwagę, czy potem przynosi to jakiś efekt. Więcej z rozwoju bohatera jest w multiplayerze - bo dzięki zarobionemu złotu, możemy kupować bajery usprawniającego walkę i wygląd naszego twardziela. Działą to dobrze i nie ma tutaj na co narzekać, ale jednocześnie wydaje się to troszkę ubogie. Taka gra ma potencjał na o wiele więcej.
[video-browser playlist="632903" suggest=""]
Misje jakimi musimy się zajmować w Ryse: Son of Rome są także różne, ale zawsze opierają się na zabijaniu. Poza bieganiem w pojedynkę i sianiu zniszczenia w szeregach, często towarzyszy nam zastęp legionistów. Dowodzenia oddziałem również zostało przemyślane dość dobrze i wszystko jest łatwe i bardzo intuicyjne. Dodaje to pewnego smaczku zabawie i wprowadza urozmaicenie. Wśród dostępnego arsenału dostajemy też pilum do rzucania (przeważnie w łuczników gdzieś tam się czających) lub balisty do strzelania podczas większych akcji.
Poza tym jest też multiplayer, gdzie do wyboru mamy kilka form rozgrywki na arenie gladiatorów. Można grać ze znajomymi, użyć systemu, który dobierze nam kogoś do zabawy lub jest też rozgrywka w pojedynkę. Z jednej strony multi w Ryse: Son of Rome jest bardzo fajny - bo daje wiele satysfakcji współpracy z żywym człowiekiem, a niektóre zadania na arenie są pomysłowe i ciekawe (zwłaszcza w "Round to Round"), a nawet nie ma ich tak mało. Tylko też w tym jest mały szkopuł - praktycznie nie ma tutaj interakcji z drugim graczem - mamy świadomość, że gramy z takowym, ale poza tym, nie ma żadnej opcji kontaktu. Szkoda. Ubolewam też nad tym, że akcja w multiplayerze jest tylko na arenie gladiatorów - można było tutaj wymyślić tu coś więcej. Przede wszystkim brakuje walki z drugim graczem.
Zobacz również: "Dragon Age: Inkwizycja" znów urzeka pięknym zwiastunem
Ryse: Son of Rome wygląda pięknie, efektownie i widowiskowo, a gra się w to wspaniale. Jest w tym dużo prostoty i można nawet rzec, banału, ale mi to nie przeszkadza, bo są w tym wielkie emocje. Można poczuć szał bitewny, który sprawia, że w samej kampanii trudno oderwać się od monitora. I to chyba jest najważniejsze w tego typu grach - frajda i brak monotonii.
PLUSY:
+ klimat,
+ kampania fabularna,
+ muzyka,
+ dowodzenia legionistami,
+ emocje podczas bitew,
+ misja z lądowaniem w stylu Szeregowca Ryana,
+ walki na arenie,
+ system rozwoju postaci,
+ system egzekucji.
MINUSY:
- muzyka,
- ubogi multiplayer / brak interakcji z graczami,
- momentami trochę zbyt sztampowa fabuła.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat