Rzut za trzy: sezon 1 – recenzja
Data premiery w Polsce: 25 listopada 2024Rzut za trzy to animowany serial dla widzów dorosłych z koszykówką w tle. Czy warto obejrzeć?
Rzut za trzy to animowany serial dla widzów dorosłych z koszykówką w tle. Czy warto obejrzeć?
Rzut za trzy to nowa animacja, która zadebiutowała na Netflixie. Serial opowiada o Benie Hopkinsie, trenerze koszykówki, który pracuje z młodzieżą szkoły średniej w małym miasteczku sielskiego Kentucky. Największym marzeniem mężczyzny jest pokazanie światu, że świetny z niego trener – niestety rzeczywistość nieustannie rzuca mu kłody pod nogi, przez co lokalnie postrzegany jest raczej jako nieudacznik. Pewności siebie nie dodają Benowi także najbliżsi – własny ojciec, była gwiazda koszykówki, regularnie robi sobie z niego pośmiewisko, a znajomi już nawet nie udają, że spodziewają się po nim czegoś większego. W nowym serialu poznajemy zatem wzloty i upadki (z naciskiem na to drugie) głównego bohatera, luźno połączone w jedną niezobowiązującą historię.
Serial Netflixa, mimo kolorowej płaszczyzny wizualnej, to produkcja kierowana stricte do widzów dorosłych – Hopkins nie wypowiada chyba ani jednego złożonego zdania, w którym nie znalazłoby się siarczyste przekleństwo. Mięso leci z ekranu na prawo i lewo, początkowo w takiej ilości, że trudno było mi to przyswoić – po kilku odcinkach co prawda widz jest w stanie do tego przywyknąć i przyjąć konwencję twórców, jednak pierwszy epizod uderza w uszy dość mocno. Rzut za trzy jest niesłychanie wulgarny i w mniejszym bądź większym stopniu porusza wszystkie kontrowersyjne tematy – rasizm, seksizm, używki i różnego rodzaju przemoc są tu na porządku dziennym, jak z resztą nieprowadzące do niczego rozmowy o seksie. Na szczęście ten prymitywizm ogranicza się tylko do warstwy dźwiękowej - w aspekcie wizualnym twórcy oszczędzili nam golizny, fekaliów czy innych obscenicznych obrazków, co w pewnym sensie stanowi dużego plusa.
Historia przedstawiona w serialu nie prowadzi tak naprawdę do konkretnego punktu kulminacyjnego – w każdym z epizodów Ben mierzy się z nowym wyzwaniem, które najczęściej jeszcze w tym samym epizodzie udaje się rozwiązać. Fabuła jest trochę mało oryginalna, by przyciągnąć do siebie widza – mam wrażenie, że podobnych tytułów telewizja widziała już wiele, a ta konkretna nie jest nawet szczególnie ciekawa i od czasu do czasu zdarza jej się popadać w dłużyzny fabularne. Opowieść jest tu kwestią drugorzędną – odnoszę wrażenie, że serial ma przede wszystkim bawić „humorem” słownym i sytuacyjnym, przez co nadaje się jedynie na wieczorne odmóżdżenie. Nie ma tu żadnego drugiego dna – nawet bardziej dramatyczne wątki osobiste bohaterów są tu ledwie liźnięte, a scenarzyści nie wyciągają z nich żadnych konkluzji czy morałów. Bohaterowie są płascy i jednowymiarowi, najczęściej zbudowani na najprostszych stereotypach. To nie jest serial, nad którym trzeba byłoby się głębiej zastanawiać – po prostu lekka animacja, którą można włączyć sobie w tle i z której tak naprawdę nie wyniesiemy zbyt wiele.
Sama warstwa wizualna również nie jest nowatorska – kreska zastosowana w animacji przypomina inne znane tytuły z tego samego gatunku; niemniej patrzy się na to całkiem przyjemnie. Jeżeli zaś chodzi o poruszoną poprzednio warstwę dźwiękową, muszę przyznać, że oryginalny angielski dubbing jest bardzo udany – słychać, że aktorzy mocno wczuwają się w swoje role i rzeczywiście sam głos jest w stanie dobrze opisać danego bohatera, stając się jedną z jego cech charakterystycznych. Widać to zwłaszcza po Hopkinsie – Jake Johnson naprawdę dobrze charakteryzuje trenera swoim lekko zachrypniętym głosem. Na uwagę zasługuje także Cleo King użyczająca głosu dyrektor Opal. Głosy są dobrane bardzo dobrze i tutaj rzeczywiście nie mam nic do zarzucenia. Jeżeli macie ochotę dać tej produkcji szansę, to koniecznie z dźwiękiem oryginalnym - te przekleństwa i wyszukane wiązanki w polskim wydaniu brzmią aż niedorzecznie.
Rzut za trzy to serial, którego seans upłynie w mgnieniu oka – na sezon składa się dziesięć 25-minutowych odcinków, więc tak naprawdę można tę historię łyknąć na raz. Niestety całość nie zachwyca - mamy już rok 2020, a oto na ekrany wchodzi kolejna animacja, która tak naprawdę jest taka sama jak wszystkie. Wulgaryzmy, zaskakiwanie widza głupawymi zwrotami fabularnymi, wtórne zwroty akcji i stereotypowe traktowanie bohaterów... Wydaje mi się, że to wszystko już było i że tak naprawdę pojawienie się tej propozycji w ofercie Netflixa nie ma żadnego znaczenia - i tak po seansie wyleci widzom z pamięci, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu w kinematografii. Ot, nieszczególnie ciekawa, mało wyrazista i nieangażująca historia do zobaczenia i do zapomnienia, jedynie dla tej części widzów, którzy lubią, gdy rzuca się w nich bluzgami z ekranu. Szkoda, bo można byłoby zrobić z tego coś więcej.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1970, kończy 54 lat