fot. Steam
Oryginalna gra Sacred 2: Fallen Angel miała premierę na PC w 2008 roku, a w kolejnym trafiła również na konsole: PlayStation 3 i Xbox 360. Stanowi prequel dla pierwszej części (2004), w którym cofamy się o 2 tysiące lat. W Ankarii toczy się walka o władzę między Wysokimi Elfami, którzy obok innych ras walczą o przejęcie kontroli nad tajemniczą i niestabilną substancją zwaną Energią T, będącą źródłem wszelkiego życia i magii. Jednak w miarę rozwoju wydarzeń zmienia się ona w niszczycielską siłę, która mutuje stworzenia, dewastuje miasta i regiony. Wybór kampanii determinuje to, czy historia będzie polegała na uzdrawianiu krainy, czy na nasileniu chaosu.
Po 17 latach ta popularna gra ARPG została zremasterowana, choć już od pierwszego kontaktu odnosi się wrażenie, że nie przeszła gruntownych zmian. Swoją rozgrywkę rozpoczynamy od wyboru postaci: Serafii, Wojownika Cienia, Wysokiej Elfki, Driady, Strażnika Świątyni lub Inkwizytora. Wtedy też decydujemy, czy rozegramy kampanię po stronie Światłości, czy Cienia, choć w niektórych przypadkach można uczestniczyć w obu. Ponadto wybieramy dla naszej postaci jednego z sześciu patronów (bogów), dzięki któremu nasz bohater może użyć czaru ochronnego.
Wybrałam Serafię (Seraphim), która jest twarzą remastera. Mogłam dopasować jej fryzurę, a także kolor włosów i skóry. Nie ma to większego znaczenia, ponieważ w czasie gry i tak będzie mieć głowę osłoniętą hełmem, a ciało zbroją (choć dość skąpą). Podczas gry zdobywamy tak wiele broni, że szybko przestaje mieścić się w ekwipunku, a do tego większość przedmiotów można ulepszać. Wraz z nabijaniem kolejnych poziomów postaci więcej uwagi zwraca się na ich statystyki niż wygląd – wynika to też z tego, że wyjątkowe (legendarne) elementy rynsztunku prawie nie występują. Dobieramy je automatycznie, bo ważniejsza jest ich użyteczność.
Gra jest bardzo rozbudowana pod względem rozwoju postaci. Każdy z bohaterów ma do wyboru trzy aspekty zawierające specjalne sztuki walk, czary oraz wzmocnienia, które osiąga się różnymi drogami. Dla nieobytych ze starszymi fabularnymi grami akcji może się to okazać dość przytłaczające i trudne do ogarnięcia. Szczególnie niełatwo jest się w tym wszystkim połapać, nie mając do dyspozycji polskiej wersji językowej, która była dostępna w oryginalnej grze. Nie ma tutaj tutorialu, który poprowadzi gracza za rączkę, krok po kroku po każdej opcji. Zostajemy wrzuceni na głęboką wodę, co niektórych może bardzo szybko zniechęcić.
Różnorodność ataków zapewniają bronie (łuki, pistolety mocy, broń biała itd.) oraz duża liczba różnych sztuk walki, które są przypisane dla każdego bohatera. Przy wybranej postaci mamy ich kilkanaście. To sprawia, że możemy wielokrotnie przechodzić grę. I to ma duże znaczenie przy tak szerokim świecie Ankarii.
Sacred 2 może się pochwalić ogromnym, otwartym światem, co nawet dziś robi spore wrażenie – a co dopiero mogli myśleć gracze w 2008 roku! Po kilku godzinach gry odkryłam zaledwie trzy miasta, a to był tylko mały fragment mapy. Po drodze wykonałam kilka questów. W tym niewielkim wycinku gry były ich dziesiątki, co oznacza, że w całej rozgrywce mamy ich setki. Gdy przyjrzymy się mapie, to widać, jak wiele obszarów czeka na odkrycie – zalesione, pustynne, wyspiarskie. I każda z tych krain ma inne potwory i przeciwników do pokonania. Czasem bywa ich tak dużo, że najlepiej rzucić się do ucieczki… lub nie szwendać się nocami, gdy jest ich najwięcej. Fajnie, że zachowany jest rytm dzień-noc. Najlepiej jeździć na koniu, przemieszczając się między miastami, ponieważ nasi bohaterowie poruszają się na piechotę dosyć wolno. Ewentualnie można korzystać z portali.
Mając do dyspozycji zremasterowaną wersję, oczekuje się, że pod względem graficznym dostrzeżemy jakościowy skok, a wizualnie gra będzie dostosowana do współczesnych standardów – oczywiście w miarę możliwości. Nie miałam okazji grać w podstawową wersję, więc trudno mi ocenić, czy grafika faktycznie się poprawiła, zwłaszcza że korzystałam z wersji na PS5. Natomiast jako turbo fanka Blind Guardian dobrze znam stary teledysk, a zarazem misję-koncert, która jest wspaniałą ciekawostką dla fanów, a jednocześnie jednym z sympatyczniejszych questów. Muzycy wystąpili w nim dzięki motion capture. Tu widać wyraźnie, że grafika została poprawiona – teraz koncert ogląda się z przyjemnością. W wersji na PS5 nie ma niestety opcji dostosowania grafiki według własnych preferencji. Można jedynie ustawić sposób poruszania się kamery, która czasem bywa irytująca, oraz zmieniać efekty podczas walki. Jest też możliwość zmiany dźwięków – na przykład nie musimy słuchać komentarzy naszego bohatera czy muzyki w tle, która akurat jest bardzo przyjemna dla ucha.
Odczuwalne jest też, że gra została pierwotnie stworzona na PC. Poruszanie się po interfejsie nie należy do najwygodniejszych, nie wspominając o problemach z kamerą. Coś, co na komputerze załatwiłoby się jednym kliknięciem, przy użyciu kontrolera zajmuje więcej czasu – na przykład układanie ekwipunku czy rozwijanie umiejętności postaci. Taki urok grania padem. Trochę irytowało mnie też najeżdżanie na siebie okienek – gdy chciałam wybrać zbroję u kupca, okienko porównujące ją z moim wyposażeniem zasłaniało część produktów. Takie rzeczy powinny zostać poprawione.
Z kontrolerem walki są banalnie proste. Możemy wciskać jeden przycisk ataku na przemian lub korzystać ze sztuk walki, pamiętając o zażywaniu eliksirów regenerujących zdrowie. Te przydają się w dużych ilościach, bo im wyższy poziom, tym więcej istot wszelkiej maści atakuje nas po drodze, a bossowie mają dłuższe paski zdrowia. Zauważyłam jednak, że nie ma żadnych błędów – nasze combat arty czy wybrane bronie w danym slocie nie przeskakują samoczynnie. Pod tym względem gra jest stabilna. Trzeba natomiast być uważnym, bo aby wyprowadzić skuteczne i potężne cięcia, należy dobrze wycelować w przeciwnika, który wtedy się podświetla. W każdym razie lepiej nie spodziewać się wymyślnych czy widowiskowych ataków – wyraźnie widać, że to stara gra sprzed wielu lat, z dość archaiczną mechaniką i systemem pojedynków.
fot. THQ NordicPo pokonaniu różnych stworzeń czy potworów nie tylko zyskujemy punkty doświadczenie, ale też często udaje nam się zdobyć pieniądze lub różne „fanty”. Twórcy nie poświęcili żadnej uwagi temu, aby podczas ich zbierania podpis tego, co udało nam się uzyskać, nie znikał w ciągu 0,5 sekundy. Do tego często te podpisy po prostu nachodzą na siebie. O tym, co dostaliśmy, możemy się przekonać, gdy zajrzymy do ekwipunku… Drobny mankament, ale po pewnym czasie przestajemy się interesować, co udało się zdobyć, aż do wizyty u kupca czy rzemieślnika lub momentu narzekania bohatera, że jest przeładowany.
Sacred 2 Remaster to wciąż wciągająca gra, która dostarcza sporo rozrywki. Natomiast nie ulega wątpliwości, że remaster wyszedł po to, aby mogli w nią zagrać użytkownicy nowszych komputerów i generacji konsol. I po prostu młodsze pokolenie, o czym świadczy ostrzeżenie, że gra posiada treści, które "mogą być obraźliwe dla współczesnego odbiorcy". W każdym razie jest to tzw. skok na kasę, bo nie ma tu wielu poprawek. Z drugiej strony może to stworzyć szansę na powrót pierwszej części, która jest nawet bardziej kochana przez graczy niż „dwójka”. Najlepiej w formie remake’u, a nie remastera, który w tym przypadku niewiele wniósł. Bez względu na to, jaka przyszłość czeka serię, Sacred 2 zapewnia mnóstwo dobrej zabawy.
Poznaj recenzenta
Magda Muszyńska