Schmigadoon: sezon 1 – recenzja
Data premiery w Polsce: 23 listopada 2024Schmigadoon to nowa produkcja Apple TV+, będąca jednocześnie hołdem dla musicali z lat 40. i 50. i ich parodią. Czy miniserial wypadł śpiewająco?
Schmigadoon to nowa produkcja Apple TV+, będąca jednocześnie hołdem dla musicali z lat 40. i 50. i ich parodią. Czy miniserial wypadł śpiewająco?
Jeśli słysząc tytuł Schmigadoon!, przychodzi Wam na myśl musical Brigadoon, to jest to słuszne skojarzenie. Nowy miniserial Apple TV+ nawiązuje bowiem do produkcji Vincentego Minnellego z 1954 roku nie tylko tytułem, lecz i samym konceptem znalezienia się w „zaczarowanej wiosce”. Dodajmy do tego nawiązania do innych musicali z lat 40. i 50., filmów współczesnych oraz klasycznych, nie tylko muzycznych, dobrą obsadę i mocno wybrzmiewające przesłanie, a dostaniemy Schmigadoon właśnie. Te składowe nie gwarantują jednak miniserialowi Cinco Paula i Kena Daurio, finalnego sukcesu. Dlaczego?
Głównymi bohaterami Schmigadoon są Melissa (Cecily Strong) i Josh (Keegan-Michael Key). Para ta ma za sobą kilka wspólnie spędzonych lat, lecz od pewnego czasu przeżywa coś, co nieco na wyrost można by nazwać kryzysem. Ich związek wszedł bowiem w fazę stagnacji - nie dostarcza im już tylu emocji czy motyli w brzuchu. Melissa za wszelką cenę chce „poprawić” tę relację, więc namawia Josha na specjalną terapię dla par, odbywającą się na łonie natury. Podczas tego obozu, w czasie wędrówki przez las, Melissa i Josh natrafiają na ukryte miasteczko – tytułowe Schmigadoon. Bohaterowie dość szybko pojmują, że w istocie znaleźli się... w musicalu. Co gorsza, nie mogą się z niego wydostać. Powrót do dawnego życia może umożliwić im jedynie odnalezienie „prawdziwej miłości”.
Sam pomysł na serial wydaje się interesujący. Czy oryginalny – to już inna kwestia. Niemniej jednak na początku cały świat miasteczka Schmigadoon ciekawi. Poznajemy jego mieszkańców - stereotypowe postaci rodem z musicali, bo przecież to w rzeczywistości musicalu się znajdujemy. Samo Schmigadoon jest miejscem z przeszłości – panują tu zaściankowe obyczaje i zasady, obowiązuje tradycyjny model życia i rodziny. Nie znaczy to jednak, że mieszkańcy nie skrywają swoich sekretów – niektóre z nich są naprawdę zaskakujące. Pojawienie się w tym świecie bohaterów z zewnątrz sprawia, że tajemnice wychodzą na jaw. Tak więc Melissa i Josh zmieniają musical, a musical zmienia ich. Problem jednak w tym, że morał, jaki ze sobą niesie produkcja Apple TV, nie wydaje się z niej naturalnie wypływać. Chociaż więc musical został „poprawiony”, to przez fasadowość i pewne uproszczenia można odnieść wrażenie moralizatorstwa, a zważywszy na prostotę tej produkcji, wymowa „bądź sobą” wydaje się nieco wyświechtana.
Prosta fabuła pozostawia więc pewien niedosyt, a kolejnym problemem jest sama relacja Melissy i Josha. Już od początku naprawdę trudno uwierzyć w ich miłość. Można by oczywiście winę zrzucić na to, że ich związek przeżywa kryzys, ale sceny z przeszłości, kiedy miłość między nimi kwitła, nie wypadają pod tym względem lepiej. W takim wypadku trudno więc kibicować bohaterom, by byli razem. Zdecydowanie ciekawszą opcją wydają się ich związki z mieszkańcami Schmigadoon. Wspomniane retrospekcje zaś do samej fabuły wnoszą niewiele – pełnią raczej funkcję ilustracyjną i za ich sprawą twórcy chcieli chyba dać widzom „odpocząć” od płaskiej, pastelowej rzeczywistości musicalowego miasteczka. W istocie – te chwile odmiany estetycznej są potrzebne.
Najciekawszą stroną produkcji Apple TV jest to, na czym ona się opiera – zabawa konwencjami musicalu oraz nawiązania do produkcji ze złotej ery tego gatunku. Twórcy postanowili puścić oko nie tylko do miłośników musicali, ale kina w ogóle. Można wyłapać cytaty – także wizualne - z dzieł kina klasycznego oraz bardziej współczesnych produkcji. Pod względem czysto muzycznym miniserial wypada dobrze – niektóre piosenki wpadają w ucho i nuci się je jeszcze po seansie poszczególnych odcinków. Niestety ogólnie seria jako musical nie porywa. Ci, którzy spodziewali się La la Land w dłuższej wersji, będą raczej rozczarowani. Schmigadoon nie jest też serialem, który da się obejrzeć na raz i mieć z tego frajdę. Pomimo tego, że liczy tylko cześć odcinków, to gdzieś w połowie przestaje być interesujący. Może to przez fasadowość całego świata, dość powierzchowne sportretowanie w postaci (skoro twórcy „poprawiają” musical, to w tej dziedzinie powinni się trochę bardziej postarać), nieszczególnie zabawne komediowe wstawki. Choć Cecily Strong i Keegan-Michael Key z osobna może i grają dobrze, to jednak razem jakoś im nie po drodze. Inne postaci z miasteczka też nie mają tej szczególnej mocy, by zachwycić urokiem, jaki chciałoby się w nich widzieć. No może z wyjątkiem cudownego Alana Cumminga w roli burmistrza Menlove’a, Aarona Tveita jako łobuzerskiego Danny’ego i Jane Krakowski w roli hrabiny.
Schmigadoon nie jest jednym z tych musicali, które oczarowują i porywają. Widząc pastelowe miasteczko, chciałoby się dostać magiczną, nawet bajkową rzeczywistość i ciekawą opowieść o prawdziwej miłości. Niestety, w tym miniserialu nie czuć jego własnej duszy. Finalnie dostajemy więc całkiem przyjemną produkcję, która jednak zawodzi oczekiwania.
Poznaj recenzenta
Pamela JakielKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1992, kończy 32 lat