„Scream Queens”: sezon 1, odcinek 1 i 2 – recenzja
Serial "Scream Queens" miał być szalonym połączeniem dwóch pozornie wykluczających się gatunków – komedii i horroru. Czy Ryan Murphy sprostał zadaniu i w jego nowym projekcie jest i straszno, i śmieszno? Sprawdzamy!
Serial "Scream Queens" miał być szalonym połączeniem dwóch pozornie wykluczających się gatunków – komedii i horroru. Czy Ryan Murphy sprostał zadaniu i w jego nowym projekcie jest i straszno, i śmieszno? Sprawdzamy!
„Scream Queens” to serial, którego akcja toczy się na terenie kampusu jednego z amerykańskich uniwersytetów. Nowa dziekan placówki, Cathy Munsch, chce utrzeć nosa zapatrzonym w siebie członkiniom bractwa (chociaż w tym wypadku raczej siostrzeństwa) Kappa Kappa Tau i oznajmia, że od tej pory będzie ono otwarte dla wszystkich chętnych. Taki obrót spraw nie podoba się oczywiście szefowej stowarzyszenia, Channel Oberlin, która za wszelką cenę zamierza bronić ekskluzywności swojej organizacji. Życia nie ułatwia jej fakt, że w tym samym czasie na członkinie bractwa polowanie rozpoczyna zamaskowany morderca, grasujący po kampusie w przebraniu szkolnej maskotki. Gdyby tego było mało, Kappa Kappa Tau od lat ukrywa również mroczną tajemnicę.
„Scream Queens” miało być jednym z seriali tak głupich, że aż inteligentnych, przy pomocy absurdu, groteski i hiperbolizacji wyśmiewającym nie tylko popkulturowe klisze, ale zarazem współczesne społeczeństwo; pastiszem oferującym widzom szalone połączenie śmiechu i dreszczyku niepokoju. Idea świetna, wykonanie już niestety średnie. Ryan Murphy wymarzył sobie chyba połączenie swoich dwóch innych produkcji - „Glee” oraz „American Horror Story” - i udowodnienie widzom, że ma im do zaprezentowania serial, jakiego wcześniej nie widzieli. Jednak gdzieś po drodze coś się nie udało...
[video-browser playlist="699063" suggest=""]
Owszem, jest tu absurd i zbrodnia, ale wszystko to ani razem, ani nawet oddzielnie nie spełnia swoich założeń. Rzeczywistość prezentowana w „Scream Queens” jest do tego stopnia przerysowana, że nie jest już śmieszna, a denerwująca. Bohaterki są głupiutkie, słodziutkie i wredne, ale rzadko kiedy śmieszne. Są też oczywiście ślepo zapatrzone w swoją przywódczynię, która jest dla nich alfą i omegą, wzorem cnót i osobą godną naśladowania. Ich zachowania i problemy są absurdalne, ale absurd ten sięga już poza granice przyswajalności, przez co wypadają one wyjątkowo nienaturalnie, zwłaszcza gdy porówna się sceny rozgrywające się pomiędzy członkiniami Kappa Kappa Tau z tymi, w których występują inni bohaterowie. To jak oglądanie dwóch zupełnie odmiennych seriali. Może gdyby wszyscy byli jednakowo groteskowi, nie raziłoby to tak bardzo. Szczególną porażką jest jednak postać głównej bohaterki, Grace, czyli tej, którą z założenia powinniśmy polubić od pierwszej chwili i trzymać kciuki, by nikt nie ściął jej głowy piłą do drewna. To ona jest tą jedyną normalną, prawą i nieprzekoloryzowaną, przez co jest też zwyczajnie nudna.
Gdyby nie wcielająca się w postać Channel Emma Roberts i jej opanowana do perfekcji umiejętność robienia bitch face, rzadko kiedy byłoby się z czego pośmiać. Serial ratuje również Jamie Lee Curtis, która świetnie radzi sobie w roli walczącej z Channel i stowarzyszeniem pani dziekan. W ogóle sceny, w których te dwie bohaterki się spotykają, są zdecydowanie najlepszymi w całym „Scream Queens”. Serial ten nie jest tak całkowicie zły, ma kilka dobrych momentów i dialogów, ale niestety na dłuższą metę nie daje rady. Nie spełnia swoich podstawowych założeń, nie jest ani wyjątkowo śmiesznie, ani strasznie. Niby trup ściele się gęsto i malowniczo, a mimo to nawet przez chwilę nie czuć dreszczyku emocji czy przerażenia. Jest stanowczo zbyt różowo i cukierkowo, by mogło być jednocześnie przerażająco. Natomiast sama intryga, chociaż widać, że przemyślana i zaplanowana, nie wciąga na tyle, by z niepokojem czekać na kolejne odcinki. Jednym z dużych plusów „Scream Queens” jest to, że serial jest antologią, można zatem mieć nadzieję, iż twórcy wiedzą, do jakiego zakończenia dążą, i ostatecznie szykują dla widzów jakąś mocną niespodziankę, która połączy wszystko w spójną całość.
„Scream Queens” brakuje przede wszystkim specyficznego klimatu, który miał być podstawowym atutem serialu, przez co pierwsze odcinki rozczarowują i pozostawiają widza z wrażeniem niedosytu. Nie otrzymujemy bowiem tego, co chcieliśmy zobaczyć.
Poznaj recenzenta
Monika RorógDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat