Servant: sezon 2, odcinek 4 - recenzja
Servant wciąż nie robi kroku do przodu. Czy twórcy mają w ogóle pomysł na rozwój fabuły? Bieżący odcinek może budzić wątpliwości w tej kwestii.
Servant wciąż nie robi kroku do przodu. Czy twórcy mają w ogóle pomysł na rozwój fabuły? Bieżący odcinek może budzić wątpliwości w tej kwestii.
Tydzień temu twórcy Servant kupili naszą przychylność dzięki pizzy. Tym razem nie ma żadnych specjałów, poza tym nawet najbardziej wysmakowane rarytasy nie byłyby w stanie ukryć faktu, że serial Apple TV brnie do przodu ślimaczym tempem. W czwartym epizodzie fabuła zatrzymuje się, a my obserwujemy Turnerów, którzy torturą i dobrym gestem próbują wydobyć od Leanne prawdę o Jericho. Mamy więc zabawę w dobrego i złego policjanta albo – jak kto woli – w kotka i myszkę. Podczas gdy Sean oferuje opiekunce smakołyki ze swojej kuchni, Dorothy zakopuje ją żywcem. Mogłoby to być całkiem zabawne, gdyby prowadziło do czegoś konkretnego. Niestety, przez niecałe pół godziny obserwujemy wydarzenia mające nikły wpływ na prezentowaną nam historię.
Podczas seansu bieżącej odsłony nietrudno zauważyć problemy, z jakimi serial się zmaga. W poprzednim odcinku mieliśmy zuchwały „pizza-włam” do rezydencji, gdzie przebywała Leanne. Akcja ta wygenerowała oczekiwane emocje i wpłynęła na jakość epizodu. Tym razem nic takiego nie ma miejsca. Mimo że tu i ówdzie twórcy starają się nas przekonać, że toczące się wydarzenia są „creepy”, w rzeczywistości trudno o nagłe skoki ciśnienia. Niespodziewanie na główną antagonistkę wyrasta Dorothy. To ona ma nas teraz straszyć. Jej wyraz twarzy, oszalały wzrok czy działania wskazujące niepoczytalność sugerują, że dzieje się z nią coś niedobrego. Postawienie takiego akcentu na bohaterkę jest zaskakujące, bo jeszcze kilka epizodów temu współczuliśmy jej i z nią sympatyzowaliśmy. Teraz dowiadujemy się nagle, że jest ona diabłem wcielonym i (w ślad za słowami Leanne) dopuściła się karygodnych czynów. Nagła metamorfoza Dorothy nie jest wiarygodna. Ciężko uwierzyć w obłęd bohaterki, który zmusza ją do brutalnych tortur na opiekunce. Zakopanie młodej dziewczyny żywcem? Ta fabularna szarża twórców (będąca całkiem w stylu M. Night Shyamalana) wywołuje bardziej uśmiech politowania niż ciarki na plecach.
Z drugiej strony mamy natomiast Seana, który dla odmiany staje się potulny jak baranek. Tutaj również dostajemy przemianę charakterologiczną. Podobnie jak w przypadku Dorothy nie przekonuje ona zbytnio. Co więcej, razi brak logiki w działaniach bohatera. Z ręką Turnera jest coraz gorzej. Przeżywana agonia nie zmusza go jednak do odwiedzenia szpitala. Zrozumiałe jest, że ma toczyć się w czterech ścianach, ale twórcom powoli kończą się fabularne argumenty, żeby bohaterów trzymać w izolacji. Odosobnienie działa w służbie klaustrofobicznej atmosfery i to właściwy kierunek, jednak trzeba nieco pogłówkować nad scenariuszem, aby uwiarygodnić miejsce akcji. Świat zewnętrzny wciąż obserwujemy na ekranie telewizora, głównie w reportażach Dorothy. Mają one w zamiarze wprowadzać motywy humorystyczne do fabuły, ale czy rzeczywiście odnoszą sukces na tym polu? Dużo lepiej sprawdzają się w kwestii zobrazowania dwoistej natury bohaterki. Z jednej strony perfekcyjna pani prezenter, z drugiej opętana obsesją psychopatka. To budzi niepokój, ale nie da się ukryć, że twórcy dość łopatologicznie wykładają nam tę prawidłowość.
Sam wątek Jericho zagubił się gdzieś w meandrach toczących się wydarzeń. Porwane zostało dziecko udające lalkę czy lalka wcielająca się w dziecko? Trudno dojść do ładu z tym, do czego dążą tutaj twórcy. W pewnym momencie Leanne mówi, że Jericho nie żyje, w innym, że nie może wyjawić jego miejsca przebywania. Coś tutaj nie zgadza się fabularnie. Na tym etapie opowieści dużo ważniejsze wydaje się szaleństwo Dorothy niż tajemnica związana z niemowlakiem. Z drugiej strony, czy oczekiwanie na rozwiązanie tej zagadki wywołuje jeszcze u kogoś przyśpieszone bicie serca? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że będziemy mieli tutaj jakieś paranormalne konotacje. Jeśli rzeczywiście tak się stanie, twórcy pójdą po linii najmniejszego oporu. Dużo ciekawiej by było, gdyby cała intryga okazała się pewnego rodzaju psychologiczną grą pomiędzy bohaterami.
Trochę ponarzekaliśmy, ale przecież Servant zasługuje na uwagę ze względu na estetykę i oprawę wizualną. Twórcom wciąż udaje się świetnie grać światłem i kolorystyką, a większość ujęć jest bardzo interesujących i nieszablonowych. Ta niewątpliwa zaleta nie jest w stanie jednak przykryć faktu, że fabularnie serial jest bardzo nierówny, a twórcom brakuje pomysłów na ciekawy rozwój wydarzeń.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat