Servant: sezon 2, odcinek 7 i 8 - recenzja
Na przedsionku finału 2. serii, Servant całkowicie traci wiarygodność, prowadząc widzów w kierunku absurdu i filmowej grafomanii.
Na przedsionku finału 2. serii, Servant całkowicie traci wiarygodność, prowadząc widzów w kierunku absurdu i filmowej grafomanii.
Jeśli twórcy Servant mają jakieś asy w rękawie, to najwyższa pora je wyciągnąć, bo bieżąca fabuła przestaje być przekonująca. Dwa ostatnie odcinki prezentują się jak zacięta płyta, która wciąż odtwarza ten sam fragment utworu. Historia nie posuwa się do przodu, a bohaterowie znajdują się w swoistej pętli, zmuszającej ich do kręcenia się wkoło. Twórcy wrzucają do opowieści motywy koloryzujące monotonny tok akcji, ale czym innym są one, jeśli nie fetyszami, mającymi odwrócić naszą uwagę od miałkości opowieści?
W siódmym epizodzie dostajemy element żywcem wyjęty z slapsticku albo innej komedii pomyłek. Wujaszek George – bezapelacyjna gwiazda Servant, wpada w trans, wynikiem czego przestaje się poruszać i nie daje żadnych oznak życia. Twórcy z uporem maniaka ogrywają tę sytuację przez całą długość odcinka. A to trzeba przenieść krewkiego wujaszka w bardziej ustronne miejsce, a to zasłonić mu usta, gdy niespodziewanie zaczyna zawodzić. W domu Turnerów pojawia się policjantka, więc bohaterowie muszą ukryć dziwnego gościa. Dlaczego? Takich pytań w kontekście Servant lepiej nie zadawać. Odpowiedzi mogłyby uwidocznić zbyt dużą liczbę czarnych dziur w fabule.
Ósma odsłona pod tym względem działa jeszcze gorzej. Punktem kulminacyjnym epizodu jest oczywiście płomienny seks pomiędzy Julianem i Leanne. Co jednak innego pamiętamy z tego epizodu? Które wydarzenia są godne odnotowania? Wujaszek George szaleńczo uderzający głową w ścianę? To już kolejne z dziwactw tego bohatera. Wcześniej takie zachowania bawiły i straszyły, teraz nie robią już wrażenia. Tak, wiemy, że George to osobliwa persona. Tak, wiemy, że zachowuje się nieobliczalnie. Zamiast epatować powtarzalnymi motywami, może warto posunąć akcję do przodu i ulokować go tam, gdzie dzieje się coś istotnego? W ósmym epizodzie powraca również prywatny detektyw, ale tylko po to, żeby pokazać, że jest teraz z „tamtymi”. Wielkie zaskoczenie? Skądże. Już kilka odcinków temu dowiedzieliśmy się, że sekta ma wpływ na Roscoe. Jego pojawienie się w ósmej odsłonie przypomina nam, że istnieje taki bohater (Matthew zniknął jak kamfora na kilka odcinków). Fabularnie jednak nie ma żadnego znaczenia. Tak jak większość wydarzeń z drugiego sezonu Servant.
Serial z pewnością ma jasno nakreślony punkt wyjścia, rozwinięcie akcji i zakończenie. Można domyślać się, że historia zmierza do konkretnego miejsca, a twórcy wiedzą, gdzie ono się znajduje. Sęk w tym, że Servant całkowicie się wykłada na wypełnieniu kolejnych etapów podróży interesującą treścią. Oglądając drugą serię, czekamy przecież tylko na znaczące wydarzenia, które wprowadzą fabułę na nowe tory. Niestety, oczekiwanie trwa w nieskończoność, a punktów zwrotnych na horyzoncie nie widać. Po co nam kolejne kłótnie Turnerów, nerwowe krzątanie się Juliana czy obrzędy Leanne, jeśli finalnie okazują się one bez większego znaczenia? Powtarzalność zabija przyjemność płynącą z seansu. Co więcej, w serialu znikł klimat, który przy zbyt monotonnej akcji potrafi zadziałać na korzyść jakości artystycznej. W Servant zbliżenie dwójki bohaterów ubarwione jest romantycznym radiowym przebojem. Mało to finezyjne.
Po seansie dwóch ostatnich odcinków z czystym sercem można napisać, że w serialu wciąż nic znaczącego się nie wydarzyło. Pewnym novum jest ponowne pojawienie się funkcjonariuszki policji w domu Turnerów. Bohaterka odegra zapewne jakąś rolę w toczących się wydarzeniach, ale jak na razie jej wątek jest po prostu jałowy. Postać potrzebna jest tylko po to, żeby bohaterowie mogli się nieco powygłupiać z Georgem w katatonii, ukrywając go przed policjantką. Twórcy chcieli również na jej przykładzie uwidocznić bezsilność policji w sprawie Jericho i dać Dorothy do ręki argument za samodzielnym działaniem. W kolejnych odcinkach policjantka z pewnością zostanie wrzucona w wir akcji, ale na tym etapie jej udział w wydarzeniach jest znikomy.
Servant w drugim sezonie zawodzi. Prysł gdzieś wspaniały klimat pierwszej serii, a tajemnica, którą kokietowali nas do tej pory twórcy, nie ma już takiej siły rażenia. Nawet jeśli finalnie odpowiedzi okażą się satysfakcjonujące, niesmak pozostanie. Nie da się ukryć, że twórcy zmitrężyli wiele minut ekranowych na przedstawienie wydarzeń całkowicie pozbawionych znaczenia.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat