Shameless – Niepokorni: sezon 8, odcinek 12 (finał sezonu) – recenzja
Epizod zatytułowany Sleepwalking kończy ósmy sezon Shameless – Niepokornych. Choć odcinek pozamykał wątki, to nie wszystko zagrało w nim tak, jak powinno.
Epizod zatytułowany Sleepwalking kończy ósmy sezon Shameless – Niepokornych. Choć odcinek pozamykał wątki, to nie wszystko zagrało w nim tak, jak powinno.
Dziwny był to sezon dla hitu Showtime. Rozpoczął się obiecująco, ale im dalej w las, tym częściej wychodził brak pomysłu na większą historię dla każdej postaci. Przy takiej liczbie bohaterów ktoś musiał trzymać się na uboczu raz na jakiś czas. Tak też było w finale. Przez to Debbie nie otrzymała zamknięcia, chociaż jej historia w zasadzie skończyła się tydzień temu. W finale stanowiła tło, a gdy już się pojawiała, raczej irytowała i nie była potrzebna. Jak w scenie z Carlem. Na niekorzyść działała też piosenka wykorzystana pod koniec. Nie pasowała do Shameless. Gdy zaczęła grać w tle sceny z Lipem, wydawało mi się, że oglądam jakąś familijną obyczajówkę. To jest rodzinny serial, ale raczej nie w tym stylu.
W ogóle w przypadku przygód najstarszego z braci mam mieszane uczucia. Twórcy dobrze zrobili, że wyprostowali jego życie pod koniec odcinka. Dzięki temu jego dramaty życiowe wydają się zakończone. Jednak gdy o tym myślę, to zauważam, że Lip w tym sezonie pragnął zdobyć Sierrę, a gdy w końcu mu się udało, rezygnuje z niej niczym JD z Elliot w Scrubs. Do tego obecność Brada w Sleepwalking nie pasuje, a przynajmniej można było jakoś płynniej wprowadzić go do odcinka po stosunkowo długiej nieobecności. Przecież ostatnio, gdy miał sceny, widzowie oglądali go w kompletnym dołku. Zabrakło wypełnienia tej dziury. Zamiast tego w jednym z poprzednich epizodów dostaliśmy Lipa szukającego sponsora, który nigdy więcej się już nie pojawił. Przygody najstarszego z braci w ósmym sezonie bazowały bardziej na rozwoju charakteru niż akcji. Przynajmniej w aspekcie rozwoju poradzono sobie, jak należy.
Średnio wyszły również perypetie Fiony. Po pierwsze, z odcinka na odcinek jej chemia z Fordem wydaje się coraz bardziej zanikać. O ile na początku mężczyzna wzbudzał jeszcze ciekawość poprzez tajemniczość, tak scena rozmowy na schodach między kochankami wyszła dziwnie. Zresztą dziewczyna sama wypunktowała kuriozalną manierę odpowiadania swojego chłopaka. Wydarzenia nie porwały, bo pierwsza część to tylko odwiedziny u prawnika (jakimś cudem mi to umknęło, ale znana z Friends Maggie Wheeler służyła prawną pomocą) oraz próba sprzedania lokalu. Dopiero od oczekiwanego rozwiązania sprawy w stylu Gallagherów zrobiło się ciekawie, ale to właściwie była tylko kulminacja rozwiązana w mało efektowny sposób, lecz zgodnie z duchem serialu.
Najbardziej porywający był wątek Carla. Właściwie odkąd poznał Kassidi jego historia nabrała rozpędu i czuć w niej cel. Scenarzyści umiejętnie poprowadzili tę relację, bo choć związek się nie rozpadł (a przynajmniej istnieje szansa na jego kontynuację), to skończyło się pomyślnie dla chłopaka. Już wcześniej pisałem, że szkoda byłoby, gdyby zepsuto taką postać jak Carl. Na szczęście nie popełniono tego błędu, a gwiazda młodszego brata Lipa i Iana znów świeciła jasno w tym sezonie.
Z niczego nieźle rozwinął się Liam będący cichym bohaterem Sleepwalking. Twórcy mogli pokusić się wcześniej o zbudowanie fundamentu pod problem lunatykowania, bo w obecnej postaci działa to jedynie jako potrzebny dla odcinka zabieg fabularny, by wymyślić sposób na uwolnienie Carla z niewoli swojej żony. Poza tym czarnoskóry członek rodziny niespodziewanie zdradza Franka. Na początku wydało mi się to nieco wymuszone, ale to jednak dobry przykład rozwoju bohatera. Biorąc pod uwagę opinię rodzeństwa o ojcu oraz chodzenie do dobrej, prestiżowej szkoły postępowanie najmłodszego dziecka wydaje się logiczne. Zakończenie historii satysfakcjonowało. Żałuję tylko, że mniej więcej od połowy sezonu scenarzyści stracili większy pomysł na Gallaghera seniora, bo w postaci Franka ciągle drzemie ogromny potencjał.
Standardowo cieszył wątek Ballów. Było w nim wiele humoru, ale znalazło się też godne zakończenie dla wątku Svetlany. Potwierdzono już, że ta bohaterka nie pojawi się w kolejnym sezonie i jest to zarówno dobra wiadomość, jak i zła. Bo odchodzi postać nadająca Shameless – Niepokornym dodatkowej unikatowości, ale daje to szansę na wprowadzenie świeżej krwi do serialu. Samo zwieńczenie przygód Rosjanki wywołało wrażenie pośpiechu. Scenarzyści dostali chyba za późno informację o odejściu aktorki z produkcji, przez co wątek ze ślubem jest zbyt nagły i ekspresowo wręcz poprowadzony, ale mimo wszystko zaprezentowany humor działał bardzo pozytywnie na korzyść historii.
Rozczarował Ian. Twórcy w ósmym sezonie wymyślili mu zbyt wiele przygód (odzyskanie Trevora, kłótnia z Fioną i w końcu kościół Jezusa geja). W tym ostatnim drzemał ogromny potencjał, ale za późno scenarzyści go włączyli do serialu. Znów tutaj muszę powtórzyć słowa o zbytnim pośpiechu, bo w kilka odcinków chłopak przeszedł przemianę o wartości przygód co najmniej jednego pełnego sezonu. Były lepsze i gorsze momenty w tej historii, ale finał rozczarował. Plusem jest jeden minicliffhanger, bo dużo niewiadomych jest w motywacji chłopaka (czyżby odstawił leki?). Niestety jako całość przygody rudego rozczarowują w ósmej serii, ale nie odmówię im paru dobrych momentów.
Był to mimo wszystko kolejny udany rok dla rodziny Gallagherów. Twórcy jednak powinni powoli myśleć o kończeniu historii tej nietuzinkowej rodziny, gdyż wydaje się, jakby mieli coraz mniej pary do pisania kolejnych przygód. Pomysły w końcu muszą się skończyć, a zawsze lepiej odejść w chwale. Póki co jednak z Frankiem i spółką widzimy się za rok.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat