Sherlock: Studium w Różu – recenzja mangi
Data premiery w Polsce: 5 października 2016Ten tomik to klasyczny przykład zasady „znacie, to zobaczcie jeszcze raz”. I to zobaczcie dokładnie to samo, tylko w ciut innej formie.
Ten tomik to klasyczny przykład zasady „znacie, to zobaczcie jeszcze raz”. I to zobaczcie dokładnie to samo, tylko w ciut innej formie.
Niezbadane są ścieżki kultury popularnej. Oto tym razem mamy do czynienia z polskim wydaniem japońskiej komiksowej adaptacji odcinka brytyjskiego serialu, będącego dość swobodną współczesną reinterpretacją kryminalnej powieści sprzed ponad stu lat. Wszystkie te dzieła łączy oczywiście postać detektywa Sherlocka Holmesa i jego współlokatora Johna Watsona. I wszystkie zapoczątkowały serie.
Ale dziś tu nie o twórczości Conan Doyle’a czy serialu BBC, a o mandze Sherlock #01: Studium w różu autorstwa rysownika podpisującego się Jay. W tym wypadku problem scenarzysty nie istnieje, bo to po prostu wierna adaptacja scenariusza telewizyjnego, więc nawet na okładce tomu wymienieni jako autorzy są Steven Moffat i Mark Gatiss.
Czy jest więc w tym dziele coś oryginalnego? No, niespecjalnie. Ot, po prostu Japończycy lubią adaptować wszystko na mangę (tak, jak Amerykanie przez dekady niemal każdy popularny film kinowy przerabiali na wersję literacką). A skoro serial Sherlock jest tak bardzo popularny również u nich, to przerobili na mangę również te brytyjskie fabuły. Jay całą opowieść rozłożył na ponad 200 stron i nauczył się naprawdę dobrze rysować twarz Benedicta Cumberbatcha (do reszty twarzy aż tak się nie przywiązując). A teraz doczekaliśmy się polskiego przekładu tego tomiku.
Cóż można powiedzieć o tym swoistym popkulturowym kuriozum? To produkt czysto kolekcjonerski. Trudno mi sobie wyobrazić, by sięgnął po to ktoś, kto nie zna serialu, a wtedy fabuła tej mangi w niczym go nie zaskoczy. Chyba, że są jacyś kolekcjonerzy mang absolutnie wszystkich, którzy dzięki temu po raz pierwszy usłyszą o serialu Sherlock i kto wie, może nawet obejrzą ciąg dalszy. Chyba, że wolą mangi nade wszystko i wolą zaczekać na kolejne tomy.
Niemangowy fan serialu zaś pewnie nabędzie ten tomik jako zabawną ciekawostkę – jeśli nie ma żadnego doświadczenia z mangami, pewnie chwilę zajmie mu zrozumienie, że rzecz trzeba czytać odwrotnie – nie tylko od ostatniej strony do pierwszej, ale także same dymki od prawej do lewej. Czy przebrnie przez cały tomik? No nie wiem. Ja przebrnąłem, choć łatwo nie było: rzecz z czasem formalnie nuży, a fabułę przecież znałem na pamięć po kilku seansach odcinka.
Ta seria to produkt tak naprawdę dla stosunkowo chyba wąskiej w Polsce wspólnej grupy fanów mangi i serialu BBC. Czy w związku z tym pojawią się (jak w Japonii) kolejne odcinki serii? Trudno powiedzieć, choć polski wydawca je zapowiada. Ja z pewnością nie jestem nimi zainteresowany, przynajmniej dopóki będą po prostu tylko i wyłącznie dokładnym przełożeniem scenariuszy serialu na mangowe rysunki.
Źródło: fot. Studio JG
Poznaj recenzenta
Kamil ŚmiałkowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat