

Simona Kossak nawet nie stara się wymykać gatunkowym standardom. Wzięto na warsztat istotny okres z życia bohaterki, by opowiedzieć jej historię i odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ta osoba zasłużyła na swoją kinową biografię. To samo w sobie wzbudza niejednoznaczne uczucia, bo opowieść wcale nie jest porywająca. Nie czuć w niej szczególnej wyjątkowości. Mówimy o kobiecie mieszkającej w Puszczy Białowieskiej i badającej życie saren. Niestety przez pewne decyzje fabularne nie mamy wrażenia, że to, czego dokonała, było ważne. Tak jakby małe zwycięstwo z rządem komunistycznej Polski miało wystarczyć. To za mało! Twórcy nie przekonali mnie, że ta historia powinna zostać zekranizowana, a wydźwięk motywu feministycznego wydaje się niewielki.
Głowna postać jest przedstawiona dobrze i ciekawie. Duża w tym zasługa Sandry Drzymalskiej, która dodaje jej pazura, charakteru i tego ognia, który jest potrzebny bohaterce, by widz w nią uwierzył i mógł zaangażować się w jej historię. Choć scenariusz nie oferuje zbyt dużych wyzwań aktorskich, emocje kipią w Simonie i to one pozwalają poczuć ten film sercem. Jakub Gierszał w roli jej wybranka świetnie ją uzupełnia, ale reszta postaci to stereotypy, z którymi artyści niewiele mogą zrobić przez ograniczenia scenariuszowe. Trochę nudne, rozczarowujące – zwłaszcza pod kątem czarnych charakterów.
Simona Kossak to lekki film, który dobrze się ogląda. Nie brak w nim humoru, a zwierzęta na ekranie wywołają uśmiech na twarzy niejednego widza – zwłaszcza pewien dzik lubiący spać w łóżku. Tempo jest porządne, więc nie czuć, aby coś się dłużyło. Tylko pomimo tej solidnej roboty Simona Kossak to filmowa zagadka: ta historia w żadnym momencie nie wybrzmiewa jako coś wartego nakręcenia i obejrzenia. Nie podkreślono klarownie wagi dokonań naukowych kobiety, ponieważ za bardzo skupiono się na tym, że walczy z PRL-em i odnosi małe zwycięstwo wielkim kosztem. To za mało, by uznać to za wyjątkowe dzieło. Poza rolą Sandry Drzymalskiej nie ma tu nic, co by zapadło w pamięć.
Mam bardzo mieszane odczucia, bo Simonę Kossak oglądało się dobrze. Można było się pośmiać. Jednak trudno mówić o wielkich emocjach. To nieciekawa historia, która nie porywa i o której zapomni się od razu po seansie. Na uwagę zasługuje natomiast solidna realizacja i dobra kreacja aktorska Sandry Drzymalskiej.
Recenzja została pierwotnie opublikowana 25 września 2024 roku w ramach Festiwalu Filmowego w Gdyni. Została podbita na stronę główną z uwagi na premierę w kinach.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/


