Skazany na śmierć: Sequel – odcinek 6 – recenzja
Tym razem nie było tak dobrze, jak przez dwa ostatnie odcinki. Wydawało się, że nasi bohaterowie znaleźli się w tak atrakcyjnym położeniu dla widza, że może być tylko lepiej. Niestety odcienek oferuje mniej ciekawej akcji, a więcej niezrozumiałych rozwiązań.
Tym razem nie było tak dobrze, jak przez dwa ostatnie odcinki. Wydawało się, że nasi bohaterowie znaleźli się w tak atrakcyjnym położeniu dla widza, że może być tylko lepiej. Niestety odcienek oferuje mniej ciekawej akcji, a więcej niezrozumiałych rozwiązań.
W poprzednim odcinku Sheby zaproponowała Lincolnowi, by ten udał się do Omara, postaci, którą mieliśmy okazję poznać wcześniej. Jak zauważył sam Lincoln - nie można mu zaufać, ale nasi bohaterowie znaleźli się w takim położeniu, że nie mieli innego wyjścia. Oczywiście Omar dalej gra swoją rolę i zwodzi bohaterów, pakując ich w pułapkę. Okoliczności są co najmniej dziwne, ponieważ cała początkowa sekwencja pełna jest trudnych do zrozumienia zabiegów. Większość można oczywiście tłumaczyć, jak to, że Lincoln wiedział gdzie szukać Omara i że wreszcie sam Omar mógł spodziewać się jego przybycia z resztą ekipy, która uśmierciła ważną dla terrorystów personę. Mógł zatem przygotować się na zastawienie pułapki, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko jest drogą na skróty, by akcja nie traciła tempa.
Wydarzenia układają się jednak po myśli naszych bohaterów, więc dogadują się z Omarem i ruszają samochodami do oddalonej od miasta wioski, gdzie nie tylko będą bezpieczni, ale także znajdą transport. Ponownie prowadzone są równoległe dwa wątki, które się ze sobą przeplatają. Jak pamiętamy z poprzedniego odcinka, morderczy duet w czerni trafia za kratki, ale ich odsiadka nie trwa długo, ponieważ ktoś wpłacił kaucję. Wydaje się, że ten wątek został bardzo źle potraktowany przez twórców, nie było w tym żadnego zaskoczenia. Widz nie oczekuje tylko podtrzymania emocji na jeden tydzień, do kolejnego odcinka, ale przez cały sezon. Co ważne odnotowania, odcinek ten całkowicie pozbawiony jest postaci Sary (co myślę wielu ucieszy).
Tym razem jest mniej akcji niż w poprzednich odcinkach, a w zamian nie dostajemy nic ciekawego. Żadnych interesujących relacji pomiędzy bohaterami, zero wartych uwagi dialogów. Para w czerni, która dopiero co wyszła z więzienia, idzie do jednej z organizacji rządowych, która z lotu drona wyszuka dla nich położenie naszych protagonistów. Jeden telefon i już wszyscy zwolennicy zabicia Michaela i jego ekipy w Jemenie, wie dokąd podążać, by ten cel osiągnąć. Z tych słów bije lekka ironia, ale nie da się ukryć, że każdy odcinek działa według pewnego schematu – na ekranie ma się dziać na tyle dużo, by widz nie dostrzegł wielu scenariuszowych głupotek. Na nieszczęście twórców, w tym epizodzie było dużo mniej akcji.
Nasi bohaterowie zaatakowani zostali na stacji benzynowej i nikogo nie powinien dziwić fakt, że stały tam cysterny z paliwem. To jednak za mało, by wywołać u widza emocje, więc twórcy postanowili naszym bohaterom dać pistolet z tylko jednym nabojem. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że terroryści otworzyli ogień, chowając się wręcz za cysterną. Czyżby nigdy nie oglądali filmów akcji? Strzał w cysternę oczywiście się udał i załatwił całą grupę złoczyńców. Pewne jest jednak to, że oglądali Gwiezdne Wojny.Terroryści w tym serialu strzelają gorzej niż szturmowcy i trafiają jedynie wtedy, kiedy może to przynieść skutek w postaci utrudnienia bohaterom osiągnięcia celu. W tym wypadku – umiera im mapa do wioski, czyli Omar.
W tym odcinku na pewno niesamowitą robotę robi lokacja, nasi bohaterowie jadąc na ślepo przemierzają pustynie szukając tytułowego miasteczka. Jest to na pewno ciekawe urozmaicenie, ale akcja jest niepotrzebnie wydłużona i w zasadzie uciekają nam minuty. Przez cały ten pościg dręczy także kolejna myśl. Wiem, że umieranie w Prison Break nie jest nowością, ale nikt raczej nie odchodził na marne. Jaki więc był sens w poświęcaniu się Sida w poprzednim odcinku, skoro antagonista bez oka i tak się wydostał i sprawił bohaterom jeszcze więcej kłopotu? Jego śmierć była całkowicie zbędna, a chyba nie tak działał ten serial.
Akcja z końcówki odcinka jest z tego wszystkiego najciekawsza, ale nawet tam nie zabrakło rzeczy, których może na siłę się czepiam, ale przeszkadzają w normalnym odbiorze tego serialu. Michael jest geniuszem, ale nie zauważył, że jedno z aut zostało uszkodzone? Wcześniej postać bez oka tankowała samochód, a więc miał benzynę, którą mógł zatankować swoje auto, które było jej pozbawione. Oczywiście, że nie mógł, bo postawiło to Michaela przed niezwykle trudną sytuacją, a nas widzów, przed bardzo atrakcyjną perspektywą. Samotna tułaczka po pustyni to oczywiście oklepany w popkulturze motyw, ale mógł wyjść z tego bardzo ciekawy koncept. Niestety, całość nie trwała długo i Michael szybko odnalazł tytułową wioskę. Ponieważ Michael jest ranny, ponownie oddala naszych bohaterów od ucieczki.
Największą bolączką tego serialu nie są wszystkie te wybory scenarzystów czy chodzenie na skróty. Problemem jest brak wyraźnego antagonisty, postaci, która pojawia się zbyt późno, byśmy mogli czuć do niej jakiekolwiek emocje. Mamy ciągle parę w czerni, która nieskutecznie próbuje załatwić Michaela, ale na dłuższą metę robi się nie tylko nudna, ale wręcz męcząca.
Tym razem nie było tak udanie jak przez dwa ostatnie odcinki. Napotykanych jest coraz więcej problemów, niektóre wątki się urywają, a innym poświęcono za dużo czasu. Na ekranie działo się dużo, ale zdecydowanie mniej niż zawsze, więc nawet w tym najmocniejszym elemencie, odcinek zawiódł. Wielka szkoda, ale wypada mieć nadzieję, że to ostatnia chwila słabości.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1992, kończy 32 lat