Smoczy książę: sezon 1 – recenzja
Smoczy książę to nowy serial animowany Netflixa, którego współtwórcą jest jeden z głównych scenarzystów popularnego Awatara: Legndy Aanga. Czy wyszło coś dobrego?
Smoczy książę to nowy serial animowany Netflixa, którego współtwórcą jest jeden z głównych scenarzystów popularnego Awatara: Legndy Aanga. Czy wyszło coś dobrego?
Smoczy Książę to przede wszystkim dobra, ciekawa historia osadzona w klimacie epickiego fantasy. Co prawda tego rozmachu realizacyjnego w pierwszym sezonie nie ma, ale bogactwo świata przedstawionego bardzo wyraźnie zostało zaakcentowane. Mamy więc elfów i ludzi, którzy są w stanie konfliktu, od kiedy ci drugi zabili ostatniego burzowego smoka. Obie strony co jakiś czas atakują siebie wzajemnie, zbierając krwawe żniwo i pozostawiając chęć zemsty. Dobry punkt wyjścia dla przygodowej historii, która przede wszystkim jest nasycona klimatem fantasy, jakiego oczekujemy. Twórcy sprawnie sobie rozpisali zasady świata magii, potworów i innych nadzwyczajnych dziwactw, powodując, że pojawiają się w sezonie sceny, które mogą wywołać ciarki na plecach z powodu emocji i wspomnianego klimatu.
Fabula skupia się na wyprawie trójki młodych ludzi (w tym elfka, dwóch ludzkich książąt oraz przekomicznej ropuchy), chcących naprawić ten zepsuty konfliktem świat. Mamy zatem przygodę, akcję oraz dojrzewanie bohaterów. W tym aspekcie jest coś, co może zgrzytać dla widzów starszych, którzy muszą być przygotowani, że grupą docelową tego serialu są dzieci. Zatem mamy pewne dość proste (acz nie banalne) rozwiązania fabularne, wplatane tu i ówdzie przesłania moralne oraz nauki, które postacie czerpią z różnych błędów. Czasem jest to wyraźnie spłycane i przedstawiane dość łopatologicznie, aby młodszy widz mógł z tego brać pełnymi garściami. Nie jest to nic złego, bo docelowo większość tego typu zabiegów jest skuteczna i sprawnie zrealizowana. Po prostu trzeba mieć na uwadze, że ta prostota jest obecna i może czasem razić. Jest to jednak utrzymane w nawet mądrym stylu. Trochę podobnie do Awatara: Legendy Aanga. Nie ma tu banalnego podejścia w stylu Star Wars: Rebeliantów.
Wspomniany klimat sprawia, że nie można się oderwać, ale to dobre tempo i fajne akcentowanie przygód bohaterów sprawiają, że całość angażuje i wciąga. Pierwszy sezon ogląda się szybko i chciałoby się więcej, bo problemem jest finał, który pozostawia z dużym niedosytem. Czegoś tutaj zabrakło, by utrzymać poziom wcześniejszych odcinków, które oferowały wyrazisty rozwój i ważne aspekty fabularne.
Tak naprawdę większym problemem jest sam styl animacji. Czasem jest piękna i zapiera dech w piersi - chciałoby się tego więcej. Przeważnie jednak pozostawia z wrażeniem dziwacznego "zgrzytu", jakby w tej animacji brakowało pełnej płynności, co mimo wszystko jest dostrzegalne i zaczyna w tym wszystkim przeszkadzać. Jest to dość specyficzne wrażenie, którego tak naprawdę nie powinno mieć miejsca, bo sam styl jest ładny dla oka, ale te "zgrzyty" wydają się jakimś niedopracowaniem i skazą na niezłym serialu.
Smoczy książę rozpoczyna się ciekawie, emocjonująco i z dobrym klimatem. Jak na serial animowany docelowo skierowany do młodszych widzów, okazuje się on zaskakująco uniwersalną rozrywkę także dla starszych fanów kreskówek.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat