Spider-Man Noir - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 28 lutego 2024Jako wielki miłośnik noir bardzo czekałem na ten tytuł. W końcu, nie ukrywajmy, Spiderman to jeden z najważniejszych (przynajmniej obecnie) superbohaterów. A poza tym Batmanów w tej konwencji mamy już aż nadto. Czas na coś nowego!
Jako wielki miłośnik noir bardzo czekałem na ten tytuł. W końcu, nie ukrywajmy, Spiderman to jeden z najważniejszych (przynajmniej obecnie) superbohaterów. A poza tym Batmanów w tej konwencji mamy już aż nadto. Czas na coś nowego!
I to nowe przychodzi za sprawą opasłego tomiszcza do scenariuszy głównie duetu: David Hine / Fabrice Sapolsky. Już sugestywna okładka przygotowuje nas na to, co znajduje się w środku. A wewnątrz mamy aż sześć krótszych i dłuższych opowieści, osadzonych głównie w Nowym Jorku gangsterskich lat 30. Czy może być lepiej?
Jak widać – może, jeśli do dość prostej w zarysie konwencji, jaką przecież jest noir sam w sobie, dorzucimy szczyptę superbohaterstwa. I zacznie się flirtowanie z oczywistym, znajomym motywem genezy superbohaterskiej i przełożenie jej na prezentowane realia, co oferuje wartość dodaną w poszukiwaniu smaczków porównawczych. Mamy więc Osborne’a – Green Goblina jako przywódcę gangsterskiego półświatka. Mamy też Black Cat jako ponętną femme fatale (żadne noir obyć się bez niej nie może) i całą masę innych znajomych superbohaterów oraz antagonistów ciekawie przetransferowanych w zupełnie inny świat, w inne realia, w zaskakująco świeżą – mimo własnej tendencyjności – konwencję.
Słowem, doczekałem się mojego ulubionego komiksu o Spider-Manie. Bo to przede wszystkim odświeżenie ogranej już do cna opowieści o genezie tego bohatera, które zostało otwarte w Spider-Man Noir przez Hine'a i Sapolsky’ego i znakomicie rozwinięte w nakreśloną z wielkim rozmachem (i bardzo w duchu Indiany Jonesa oraz kina nowej przygody) historię Zmierzch Babilonii (scenariuszowo odpowiada za nią Margaret Stohl – polski czytelnik znać ją może z napisanej w duecie z Kami Garcią serii Kroniki Obdarzonych). Dosłownie, nie dało się zrobić bardziej jonesowskiej opowieści, z całym tym bagażem mitycznych skarbów, chciwych poszukiwaczy, szalonych pościgów i koniecznych wstrętnych nazioli… z jednoczesnym pięknym marvelovskim romansowaniem z oryginałem. Takie elseworldy to pokaz, jaka siła tkwi w samej ich koncepcji. I jakie dają one możliwości. Tutaj wspaniale wykorzystane, dodajmy dla ścisłości.
Wystarczy, że wrócimy do drugiej historii z tomu – Spider-Man Noir: Oczy bez twarzy. Świetnie rozegrany kontekst społeczno-polityczny lat 30. Ujęcie napięć w Europie oraz szerzącego się – w pewnym stopniu także na terenie Stanów – faszyzmu w połączeniu z odświeżeniem koncepcji doktora Octopusa (wspaniale zresztą spuentowanej) oraz z problemem rasowej segregacji daje jedną z najlepszych historii w zbiorze.
Całościowo jest mrocznie, brudno, brutalnie. Autorzy flirtują zresztą z podstawową maksymą Spider-Mana o wielkiej mocy i płynącej z niej odpowiedzialności. Jak w oryginale – trochę musi się wydarzyć, by nasz bohater przyjął ją za swoje credo, aby zrozumiał, co ona w ogóle znaczy.
Cały komiks, wszystkie historie okazują się jednym wielkim flirtem z ogranym, znajomym trzonem Spider-Mana, ale też Marvela w ogóle.
Ale żeby nie było tak słodko, dorzucam łyżkę dziegciu. A raczej – dorzucili je sami twórcy, serwując napisane kolejno przez duet Hine / Sapolsky, a następnie Rogera Sterna opowieści Skraj Spiderversum oraz Spiderversum Team – Up. Jeśli pierwsza jeszcze broni się względnie przyzwoitym wpasowaniem w konwencję całości, to kolejna historyjka jest już wklejaniem na siłę konceptu noir do całości multiversum… jednak bez solidnego pomysłu na samą fabułę. Historyjka jest o tyleż nijaka, co zwyczajnie zbędna, nie wnosi za wiele do koncepcji fabularnej całego tomu, a jeśliby ją usunąć… to pewnie nikt by nie zauważył. To trochę na siłę pokaz, że zalicza się Spider-Man Noir do ogólnego Spiderversum. Ale to już po poprzedzającej historyjce i tak wiemy.
Graficznie jest co najmniej pysznie. Zaczyna Carmine Di Giandomenico (doświadczony rysownik znany u nas z Flasha czy DCEased. Nadzieja na końcu świata) ze swoją szorstką, ostrą i brudną kreską, mocno przywodzącą na myśl warsztat Tima Sale’a, a więc znakomicie dopasowaną do noir. To chyba najmocniejszy rysownik w tym zestawieniu. Depcze mu po piętach Juan Ferreyra, mocno ciążący ku stylistyce charakterystycznej dla mistrza noir – Enrica Mariniego. W tomie pojawi się jeszcze niezły Richard Isanove, znany u nas choćby z komiksowej wersji kingowskiej Mrocznej wieży oraz bardzo typowy dla Marvela (niekoniecznie wpasowujący się tutaj) Bob McLeod.
Spider-Man Noir to przede wszystkim zabawa konwencją. Zabawa umiejętna i wysmakowana, stawiająca pomost pomiędzy oczekiwaniami estetyki noir a charakterystyką trykociarskiego Marvela. Spiderman jest tu brutalniejszy, bardziej bezpardonowy, bezkompromisowo dążący do celu… i doroślejszy. To już nie lekko zblazowany nastolatek, na którego spadł ciężar superbohaterskiej mocy, ale wpierw mocno zaangażowany społecznie reporter, a później wręcz książkowy dla noir prywatny detektyw, z surowym ostracyzmem postrzegający świat wokół. Nie są to historie idealne, mają niedociągnięcia (jak geneza przemiany Parkera w Spider-Mana w pierwszej opowieści, która przebiega nazbyt szybko, zbyt skromnie jest zaprezentowana), jednak nie zmienia to faktu, że na polu wciąż odgrzewanych, coraz bardziej nijakich opowiastek o Pająku ta wypada najciekawiej, najbardziej nowatorsko. I wreszcie ktoś się pojawił, oprócz Gacka, kto potrafi z powodzeniem odnaleźć się w konwencji noir. Mam nadzieję, że nie po raz ostatni.
Poznaj recenzenta
Mariusz WojteczekKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat