Star Trek: Lower Decks: sezon 1, odcinek 3 - recenzja
Star Trek: Lower Decks zaczyna kształtować swoją konwencję i dostarczać coraz lepszej rozrywki. Trochę śmieszno i ciekawie.
Star Trek: Lower Decks zaczyna kształtować swoją konwencję i dostarczać coraz lepszej rozrywki. Trochę śmieszno i ciekawie.
Star Trek: Lower Deckss wydaje się być coraz atrakcyjniejszą ciekawostką. Twórcy bardziej skupiają się na postaciach, wykorzystując nadarzające się wydarzenia, aby rozwijać bohaterów. Dzięki temu możemy ich lepiej poznawać i po prostu polubić. To zaczyna procentować, bo po przeciętnym pilocie, po raz kolejny czuć dzięki temu podejściu lepszą jakość rozrywki.
W dużej mierze największą zaletą jest tworzenie historii, które są opowiadane na serio, ale jednocześnie w kreatywny sposób są satyrą Star Treka. Tak było w 2. odcinku, tak jest i teraz. Tym razem mamy do czynienia z kilkoma motywami, które wydają się ściśle związane z kanonem i nie są z nim sprzeczne. A przecież obok tego wszystkiego jest też wesoły easter egg w ostatniej scenie z dalekiej przyszłości, w której Boimler jest osobą omawianą na lekcji historii obok... Milesa O'Briena z Star Trek: Stacja kosmiczna. Z uwagi na fabularne okoliczności unieśmiertelnienia Boimlera i postawienia go na równi z O'Brien gag wychodzi zaskakująco zabawnie.
Zresztą to samo można powiedzieć o dwóch motywach historii. Po pierwsze - kwestia z pracoholizmem na pokładzie w pewien sposób śmieje się z wykreowanego wrażenia, jakby w uniwersum Star Treka wszyscy non stop tylko pracowali. Wiem, że w starych serialach tak zawsze nie było, ale tutaj trochę rozkładają ten motyw na czynniki pierwsze, pokazując coś z morałem, co też udowadnia, dlaczego załoga statku nie jest traktowana serio. Z drugiej strony mamy spotkanie z istotami wielbiącymi kryształy, które doprowadza do politycznego skandalu i wojny. Jest przygoda, jest akcja, jest pstryczek w nos nawiązujący do serialu z lat 60. i ciekawie zacieśniana relacja pomiędzy Mariner i Ransomem. Dzięki właśnie temu wątkowi ten drugi przestał być stereotypowym idealnym Numerem 1 i pokazał trochę inne oblicze. A jego walka na arenie z komentarzami Marines może rozbawić i zaskoczyć, bo padają wyraźnie sugestie, że ci bohaterowie będą mieć się ku sobie. W bardziej komediowy sposób - zwłaszcza czuć to w ostatniej scenie.
Dzięki zwariowanym przygodom ukazującym inwazję tubylców z włóczniami na statek Gwiezdnej Floty, którzy mają fazery, jest to cudowny gag o samym Star Treku. Czuć wyraźnie nawiązanie do Star Trek: Oryginalna seria, bo takie motywy wydają się tak kuriozalne, że aż prosiło się, by je wyśmiać, ale z szacunkiem. I to właśnie staje się atutem tego odcinka oraz prawdopodobnie całego serialu, bo twórcy tym samym pokazują swoje podejście do tworzenia historii.
Star Trek: Lower Decks może nie porywa jeszcze i nie bawi do łez, ale poprawia się i znajduje swój fundament. Bawi, staje się całkiem niezłą rozrywką z dużym potencjałem na jeszcze więcej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat