Star Wars: Battlefront – recenzja
Data premiery w Polsce: 20 listopada 2015Star Wars: Battlefront to spełnienie marzeń każdego fana Gwiezdnych Wojen, ale jednocześnie gra cierpiąca na brak zawartości i ogromne uproszczenia, które wielu graczom nie przypadną do gustu.
Star Wars: Battlefront to spełnienie marzeń każdego fana Gwiezdnych Wojen, ale jednocześnie gra cierpiąca na brak zawartości i ogromne uproszczenia, które wielu graczom nie przypadną do gustu.
Star Wars: Battlefront to gra będąca idealną rozgrzewką przed oczekiwaną premierą filmu Star Wars: The Force Awakens. Szwedzkie studio DICE, znane z tworzenia serii Battlefield, postanowiło nieco zmienić grupę docelową, do której miał trafić ich nowy produkt. W efekcie Battlefront to gra dla przystępna dla każdego, przy której świetnie bawić będzie się każdy przeciętny gracz, przy okazji niebędący zagorzałym fanem Battlefielda. Ruch ten jest zrozumiały, bo przecież Gwiezdne Wojny już w grudniu w kinach bawić będą zarówno tych, których w wieku dziecięcym i nastoletnim zachwycała stara trylogia, ale również tych, którzy w trakcie pojawienia się w kinach nowej trylogii dopiero przychodzili na świat.
Nawet jeśli SW: Battlefront ma sporo niedociągnięć i irytujących uproszczeń, to i tak jest to gra, która dostarcza masę frajdy. Prawdopodobnie dzięki swojej prostocie, bowiem by z powodzeniem rywalizować w wielu trybach rozgrywki, nie trzeba posiadać wysokich umiejętności i przesadnie wymaksowanej postaci. Wprost przeciwnie. Balans zachowany jest na tyle, że pozwala na satysfakcjonującą zabawę od samego początku. Dla jednych będzie to zaleta, dla innych wada. Po spędzeniu kilkuset godzin w poprzednich dwóch grach z serii Battlefield miałem wobec Battlefronta nieco inne oczekiwania, ale nawet jeśli DICE ich nie spełniło, to skłamałbym, gdybym napisał, że nie odczuwałem frajdy ze strzelania z blasterów, latania X-Wingiem i Sokołem Milenium czy w końcu biegania z mieczem świetlnym jako Luke Skywalker. Battlefront ma to coś, co przyciąga przed ekran i nie puszcza nawet przez kilka godzin.
Star Wars: Battlefront to produkt opakowany w najwyższej jakości materiał. DICE doskonale zdawało sobie sprawę, że tylko dzięki dbałości o najmniejsze szczegóły jest w stanie przyciągnąć do siebie fanów uniwersum Gwiezdnych Wojen. Ze swojego zadania wywiązali się znakomicie. Oprawa audiowizualna gry momentami przytłacza rozmachem i poczuciem uczestniczenia w wielkich wydarzeniach, od których zależy los całej galaktyki. Przeciętny gracz spojrzy na krajobrazy, efekty świetlne, doceni je na swój sposób i ruszy mordować żołnierzy Rebelii oraz Imperium (na zmianę). Czujne oko fana uniwersum zauważy jednak znacznie więcej, jak choćby spadającego z nieba niszczyciela na Tatooine (więcej smaczków z Battlefronta w osobnym tekście przybliży Wam fachowiec w temacie, Adam Siennica, już za kilka dni).
Developerzy umieścili w grze cztery duże, różniące się od siebie planety. Każda z nich jest inna, każda zachwyca na swój sposób. Lasy Endoru są gęste, mroczne, a pomiędzy drzewami co jakiś czas przebijają się promienie słoneczne, by za kilka chwil zaczął padać deszcz. Zimowa Hoth zachwycała już w becie, ale poza otwartymi terenami posiada też kilka lodowych i mroźnych lokacji. Wulkaniczna Sullust zaskakuje nietypowymi warunkami i gęstą mgłą. Z kolei zachody słońca na Tatooine to rzecz, która zapada w pamięć każdego gracza na długo. Z jednej strony szkoda, że developerzy zdecydowali się tylko na cztery planety, jednak już dziś warto przypomnieć, że 8 grudnia wszyscy gracze za darmo otrzymają dostęp do dwóch nowych map, które znajdować się będą na planecie Jakku, co zwiększy listę map do 15 (z czego pięć z nich to duże mapy pod tryby na 40 graczy, a pozostałe 10 przeznaczone jest dla mniejszych trybów).
DICE postarało się też w sferze audio. Charakterystyczne piu piu piu z blasterów to standard, ale gdy słyszymy „Kill the rebel scum” od dowódcy oddziału Szturmowców Imperium to aż człowiek uśmiecha się pod nosem. Świetne są też dźwięki w trybie Eskadra, gdy piloci nawzajem ostrzegają się o nadlatującym niebezpieczeństwie lub krzyczą z przerażeniem kilka sekund przed uderzeniem o ziemię. Nie trzeba wspominać o mistrzowskiej ścieżce dźwiękowej Johna Williamsa, która już od pierwszych ekranów menu wprowadza w znajomy klimat.
Jak już wspominałem: Star Wars: Battlefront to produkt fantastycznie opakowany, ale również działający bardzo dobrze pod względem animacji i modeli postaci. Praktycznie nie zdarzyło mi się dostrzec glitchy i innych rozmaitych bugów. Jak na grę DICE – zaskakująco dobrze działają też serwery. O ile jeszcze w testach beta zdarzały się lagi, tak pełna wersja działa perfekcyjnie. Ani razu nie wyrzuciło mnie z serwera, ani razu nie wyczułem lagowania, choć gra czasem informowała o słabym połączeniu z innymi graczami. Pamiętając problemy z Battlefield 4, można było się obawiać, że serwery Battlefronta nie wytrzymają obciążenia. Zupełnie niepotrzebnie.
Pod względem mechanizmów rozgrywki nic się nie zmieniło od czasu testów wersji beta. Star Wars: Battlefront to mocno arcade’owa gra TPP. Tryb FPP jest obecny, ale jest szalenie nieefektywny. Jasne, można z niego korzystać (a także z celowania), ale możecie zapomnieć o dobrych wynikach i seriach zabójstw. Po pierwsze – dzięki trybowi TPP więcej widzimy, więc prościej jest namierzyć przeciwnika. Po drugie – jakiekolwiek celowanie w starciu na bliskie i średnie dystanse jest zupełnie niepotrzebne. W starciach z rywalami liczy się to, kto naciśnie pierwszy spust blastera. W momencie, gdy próbujemy celować, tracimy ułamki sekund, a w konsekwencji również giniemy z rąk przeciwnika, który okazał się sprytniejszy.
Warto też dodać, że wraz z kolejnymi poziomami doświadczenia otrzymujemy dostęp do dodatkowego sprzętu i innych modyfikatorów, które znacznie poprawiają rozgrywkę. Totalnym game-changerem według mnie jest plecak odrzutowy (odblokowujemy go na 13 levelu), który znacznie zwiększa mobilność i pozwala w gorących momentach odskakiwać na spore odległości, a także wspinać się na miejsca, które bez plecaka są dla graczy niedostępne. Inne warte uwagi modyfikatory to np. specjalne pole zaznaczające czerwonym obrysem na mapie przeciwników czy też tarcza ochronna odbijająca pociski.
Star Wars: Battlefront to – jak już wspominałem – gra dla każdego, a przez to jej mechanizmy są mocno uproszczone. O bieganiu w trybie TPP i strzelaniu bez celowania już wspominałem. Sporym rozczarowaniem jest dla mnie traktowanie pojazdów w trybach, w których powinny odgrywać one bardzo ważną rolę. I już nie chodzi o to, że jest ich mało i tak naprawdę prawdziwy potencjał maszyn latających możemy poznać tylko w trybie Eskadra. Bardziej chodzi o fakt, że do każdego pojazdu wsiadamy poprzez… ikonki rozmieszczone na mapie. W efekcie dochodzi do sytuacji, w której aby wsiąść do X-Winga, musimy nabiec na świecącą ikonkę (i przy okazji uprzedzić kilku innych graczy, którzy również pragną to zrobić), a chwilę później teleportujemy się do maszyny latającej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że na niektórych mapach znajdują się hangary z X-Wingami, do których wsiąść już się nie da.
Problem z pojazdami naziemnymi i maszynami latającymi jest też taki, że na mapach jest ich bardzo mało i odgrywają one marginalną rolę w całej walce. Nawet grając po stronie Imperium, aby wsiąść na pokład AT-AT, musimy wbiec na ikonkę znajdującą się akurat pod nogami kroczącej maszyny. Takie sytuacje tylko potwierdzają, że Star Wars: Battlefront skupia się w zdecydowanej większości na starciach piechoty, a pojazdy odgrywają ważną rolę tylko w trybie Eskadra.
Teoretycznie Battlefront oferuje dziewięć trybów rozgrywki w trybie multiplayer, w praktyce jednak tylko cztery z nich są warte bliższej uwagi. To oczywiście tryb Supremacja, czyli wielkie starcia o kontrolowanie punktów na mapie (łącznie 40 graczy), znany z wersji beta atak AT-AT (będący delikatną wariacją na Rush z Battlefielda), tryb Eskadra, czyli bitwy powietrzne na 20 graczy (i dodatkowo AI), oraz tradycyjna potyczka, czyli starcia Team Deathmatch na innych, mniejszych mapach. Battlefront proponuje również inne tryby, jak np. Droid Run, Cargo czy Hero Hunt, ale nie dość, że bierze w nich udział niewielka liczba graczy, to są one najzwyczajniej w świecie nudne. Nie oferują takich emocji i nie przyciągają przed ekran na dłużej niż 1-2 rundy.
Poza trybem mutiplayer DICE proponuje też rozgrywkę samodzielną lub w trybie kooperacji w bitwach i przetrwaniu. Szczególnie ten drugi tryb, będący odmianą hordy, na wyższych poziomach trudności potrafi sprawić sporo frajdy. Nie da się jednak ukryć, że Star Wars: Battlefront jest wybrakowanym produktem z powodu braku kampanii dla pojedynczego gracza. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem kastracji gier z tego trybu, dlatego decyzja DICE jest dla mnie zupełnie niezrozumiała.
Star Wars: Battlefront to gra stworzona dla każdego, poza wielkimi fanami gier z serii Battlefield. Świetnie czuć będą się w niej osoby znające uniwersum Gwiezdnych Wojen, które chcą na własnej skórze poczuć, jak wygląda walka Rebelii z Imperium (i na odwrót). DICE stworzyło produkt przystępny dla każdego gracza, który jest jednak mocno wybrakowany, jeśli chodzi o zawartość (ta pojawi się w kolejnych miesiącach w postaci płatnych DLC), a także nazbyt uproszczony. Szkoda, że DICE nie pokusiło się o kompromis, by zadowolić też graczy ceniących sobie nieco większe wyzwania. Mimo to Battlefront jest pozycją obowiązkową do bliższego zapoznania się tuż przed 18 grudnia, czyli wielką premierą filmu Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy.
PLUSY:
+ rewelacyjna oprawa audiowizualna,
+ dbałość o szczegóły z uniwersum Gwiezdnych Wojen,
+ przyjemna, lekka i satysfakcjonująca rozgrywka,
+ wciągający na wiele godzin tryb Eskadra,
+ brak problemów z serwerami.
MINUSY:
- zbyt dużo uproszczeń,
- brak wartościowej zawartości, która przybędzie zapewne dopiero w płatnych DLC.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat