Star Wars Rebelianci: sezon 2, odcinek 12 – recenzja
Po świątecznej przerwie Star Wars Rebelianci stają się coraz lepszym serialem. Drugi odcinek z rzędu widać dobry pomysł i emocjonującą realizację.
Po świątecznej przerwie Star Wars Rebelianci stają się coraz lepszym serialem. Drugi odcinek z rzędu widać dobry pomysł i emocjonującą realizację.
Serial Star Wars Rebels ponownie pozytywnie zaskakuje odcinkiem bez głupich żartów, infantylnych rozwiązań i irytujących motywów. Po raz kolejny udaje się opowiedzieć historię interesującą, utrzymaną na dobrym poziomie i, co najważniejsze, ważną dla rozwoju fabuły i postaci. Zaczynam odnosić wrażenie, że twórcy wyciągnęli wnioski i ich twórczość w końcu dojrzewa.
Sytuacja z wprowadzeniem Concord Dawn, czyli planety Mandalorian, z której pochodził Jango Fett, okazuje się przemyślanym zabiegiem do rozwinięcia postaci Sabine. Ta Mandalorianka najbardziej potrzebuje fabularnej rozbudowy, bo praktycznie najmniej o niej wiemy. Tu trzeba było w końcu ruszyć temat, by widz mógł poznać Sabine i zrozumieć lepiej, kim ona jest. Pierwszym krokiem był odcinek z rywalizacją z dawną przyjaciółką, a teraz mamy kolejny etap tego dojrzewania. Decyzje, które podejmuje Sabine w zgodzie z burzliwym charakterem i tradycją mandaloriańską, pozwalają spojrzeć na nią z trochę innej perspektywy. Pozytywnym zaskoczeniem jest wyjawienie jej pochodzenia, które do tej pory nie było poruszane. Dobrze powiązano to z Wojnami Klonów i Strażą Śmierci. Mam nadzieję, że w przyszłości ten wątek jeszcze dostanie więcej czasu ekranowego.
Dave Filoni w Wojnach Klonów często bawił się gatunkami, inspirując się rozmaitymi dobrodziejstwami kina. Teraz po raz pierwszy w tym serialu robi podobnie, czerpiąc pełnymi garściami z westernu, który - o dziwo - pasuje do krewkiego charakteru Mandalorian. Scena rozmowy Kanana z Fennem Rau w barze przypominającym trochę saloon z filmów, pojedynek w samo południe czy późniejsza strzelanina doskonale pokazują odpowiednie przemyślenie inspiracji i ich naturalne wdrożenie. To tutaj pasuje i gra wyśmienicie.
Najbardziej jednak cieszy ton odcinka, który jest poważniejszy; po raz pierwszy widzimy też, że nasi bohaterowie nie są niezniszczalni. Sytuacja z Herą, która ledwo co uszła z życiem, jest zabiegiem prostym, ale niezwykle skutecznie wprowadzającym potrzebną dramaturgię, troszkę realizmu i emocje, których przeważnie brakowało. Nawet te same momenty, gdy myśliwce Mandalorian (tak w ogóle to mają one fajny koncept!) niszczą A-Wingi są czymś odrobinkę mroczniejszym, czego nie spodziewałbym się po Disney XD. Zauważmy, że twórcy pokazują bezpośrednio, jak myśliwiec jest rozrywany, a pilot krzyczy - nie jest to już infantylny obrazek dla najmłodszych.
Star Wars Rebels zaskakują bardzo pozytywnie w 12. odcinku, oferując ciekawą historię, emocje i rozwój bohaterów. Najważniejsze jednak, że wprowadzono trochę niejednoznaczności - dotychczas śnieżnobiali bohaterowie podejmują decyzję wzięcia zakładnika, by mieć bezpieczne przejście koło Concord Dawn. W końcu idzie to w dobrym kierunku.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat