Star Wars: Rebelianci: sezon 4, odcinek 12 i 13 – recenzja
Końcówka 4. sezonu serialu Star Wars: Rebelianci jest mocna fabularnie. Nowe odcinki dają nam nie tylko odpowiedź na pytanie, co się stało z Ahsoka Tano, ale jeszcze wprowadzają do uniwersum Gwiezdnych Wojen coś niezwykle ciekawego.
Końcówka 4. sezonu serialu Star Wars: Rebelianci jest mocna fabularnie. Nowe odcinki dają nam nie tylko odpowiedź na pytanie, co się stało z Ahsoka Tano, ale jeszcze wprowadzają do uniwersum Gwiezdnych Wojen coś niezwykle ciekawego.
Dave Filoni w obu odcinkach popełnia pewne błędy, które obniżają jakość serialu Star Wars Rebels. Tyczy się to głównie zachowania Ezry i Sabine podczas infiltracji imperialnej placówki. Dlaczego co chwilę bohaterowie musieli odsłaniać twarze schowane pod imperialnymi hełmami? Ten motyw przeczy wszelkiej logice, jest absurdalny i głupi, bo przecież żaden żołnierz czegoś takiego nie robi. A problem przecież wychodzi ponad ten serial animowany, bo podobną sytuację mieliśmy w Czarnej Panterze Marvela. Czy twórcy naprawdę myślą, że widzowie muszą mieć przypomnienie, kto kryje się w przebraniu? Nie ma to żadnego sensu, a w kontekście fabularnym jest po prostu głupie. Tak samo jak zachowanie Sabine, która ot tak dała się pojmać, by potem z ministrem Hydenem rozmawiać o sztuce. A to przecież jest motyw z jakimś potencjałem, który został zmarnowany. Zwłaszcza że Sabine po jednej groźbie normalnie zaczyna rozmowę na temat obrazów. A nie zapominajmy o czymś takim, jak banalne zhakowanie transmisji od samego imperatora. Takie uproszczenie nie powinny się znaleźć w żadnej historii. Bez względu na to, czy docelowo jest ona dla dzieci, czy nie.
Wszelkie sceny niezwiązane z Ezrą są co najwyżej przeciętne. Próby Zeba i Hery to taki typowy poziom tego serialu, gdzie bez problemu bohaterowie robią wszystko, co chcą, imperialni strzelać nie umieją, a atmosfera zagrożenia nie istnieje. Dlatego całość jest tak zwyczajna, mało absorbująca i trochę rozczarowująca, bo twórcy wiele raz udowadniali, że stać ich na więcej. Jeden motyw był wyjątkowy: gdy duch Kanana położył rękę na ramieniu Hery. Proste, ale ileż w tym emocji.
Tak naprawdę znaczenie mają tylko wydarzenia w świątyni, do której wchodzi Ezra. Portal rzuca go w świat pomiędzy światami, który jest kompletną nowością w świecie Gwiezdnych Wojen. Każdy kolejny etap utwierdza, że ta decyzja nie jest przypadkowa i może otwierać wiele furtek podczas rozwoju uniwersum. To właśnie tutaj twórcy odpowiadają na pytanie: co się stało z Ahsoką? Fakt, że Ezra uratował jej życie, przenosząc ją do tego świata z przeszłości, to dosłowne wprowadzenie podróży w czasie do uniwersum Gwiezdnych Wojen, których zasady i ograniczenia nie są do końca jasne. Ten odcinek pokazuje, że władanie Mocą to coś o wiele więcej, niż do tej pory sądziliśmy. Potęga, jaką daje taka możliwość, wykracza poza najsilniejszych Jedi i Sithów w historii. W zasadzie to otwiera nieograniczone możliwości, które można jakoś wykorzystywać w filmach, książkach, komiksach czy serialach. Ahsoka miała zginąć, ale przeżyła, musiała wrócić do swojego czasu. Czy to będzie mieć jakiś wpływ na świat Gwiezdnych Wojen? Ezra w końcu zmienił coś, co - jak się wydaje - było zamknięte. Cały motyw ma w sobie klimat Gwiezdnych Wojen (te dialogi lecące w tle z różnych okresów) i potencjał na rzadkie wykorzystywanie, bo widzimy, że wejście do tego świata nie jest tak banalnie proste. Ba, nawet nie wiemy, czy jest w ogóle jeszcze możliwe po zamknięciu tego portalu.
Powrót Iana McDiarmida do roli Palpatine'a jest bezwzględnie udany. Inni aktorzy mogą go naśladować, ale nigdy nie osiągną tego samego poziomu. To po prostu czuć, że znów staje się tą postacią. Dobrze jest zobaczyć potęgę Palpatine'a w trakcie wykonywanie czegoś, co wyglądało na magię Sithów. Wydaje się to pewnym wstępem przed finałem, gdzie Palpatine będzie chciał dokończyć dzieła i dorwać Ezrę. Czyżby młody Jedi miał zginąć z ręki imperatora?
Plusem odcinka jest bezapelacyjnie wykorzystanie wątku Mortis z Wojen Klonów. Widząc Ojca, Syna i Córkę, czyli trzy ważne postacie kosmicznej Mocy, miałem nadzieję na coś więcej, na ich dosłowny występ, więc trochę szkoda, że dostajemy tylko tyle. Pomysł z świątynią i obrazami na ścianach jest atrakcyjny i dobrze przemyślany. Takie momenty nadają serialowi klimatu i unikalności.
Można śmiało powiedzieć, że w kontekście całego uniwersum Gwiezdnych Wojen to jest najważniejszy odcinek serialu Star Wars Rebels, bo wprowadza coś nowego i ważnego, co może być wykorzystywane w innych mediach. Odcinki same w sobie jednak są dość nierówne, popełniane są dość banalne błędy czy po prostu podejmowane są złe decyzje. Mogło być o wiele lepiej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat