

Marcina Przybyłka polskim fanom science fiction nie trzeba przedstawiać. Rozgłos przyniosła mu seria Gamedec, w której z rozmachem kreuje cyberpunkowy świat, balansując między filozoficzną refleksją a dynamiczną akcją. Nie inaczej jest w jego najnowszej powieści Stara kobieta i smok, która przenosi czytelników do świata tysiąc lat po upadku zaawansowanej cywilizacji. Ludzie wciąż mogą korzystać z technologii, ale nie mają pojęcia, jak ona działa. Nazywają ją nologią lub po prostu magią. Trzecie prawo Clarke’a – „każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii” – wybrzmiewa tu wyraźnie.
Pomysł, by osadzić akcję w odległej przyszłości, gdzie na ruinach dawnej cywilizacji wyrosła kolejna, pełna rytuałów i wierzeń, nie jest nowy. Na myśl przychodzą chociażby gra Horizon Zero Dawn czy Księga Nowego Słońca Gene’a Wolfe’a. Jednak dzieło Przybyłka nie jest wtórne. Autor kreuje oryginalne, sugestywne uniwersum, w którym większość ludzi ma w sobie nologię, dającą im „magiczne” zdolności – a to ktoś potrafi odczytywać kłamstwa, a to widzieć na ogromną odległość czy miotać drzewami i inną roślinnością.
A zatem cywilizacja upadła, ale pozostała po niej zaawansowana technologia, z której ludzie wciąż potrafią korzystać, nie znając mechanizmów jej działania. Można zapytać: dlaczego przez tysiąc lat, mając dostęp do takich narzędzi, ludzkość nie rozwinęła się ponownie? Pilnuje tego Gaja i jej bestie, zwane janavari. Gdy jakiś gród przekroczy ustaloną liczbę ludności, wpada smok i „reguluje” populację. Gdy hodowca nie stosuje się do naturalnych praktyk, wpada smok i pali pole czy zżera świnię. Podobne zasady są spisane w kodeksie Gai, a gdy któraś z nich zostaje złamana – zgadliście – wpada smok (a czasami inne bestie) i robi porządek, co skutecznie ogranicza rozwój. Żyjący współcześnie czytelnik dość szybko zacznie się domyślać, kim lub czym jest owa Gaja, ale w żadnym wypadku nie psuje to radości z lektury, zresztą innych tajemnic mamy tu na pęczki.

Z bestiami Gai walczą łowcy smoków, w tym główni bohaterowie: tytułowa stara kobieta, Liana, oraz jej nastoletni uczeń Jazon. Niestety nie bez powodu do tej pory dużo miejsca poświęciłem opisowi świata, a o postaciach wspominam dopiero teraz. O tyle, o ile ten pierwszy jest stworzony z ogromną wyobraźnią i poznawanie go sprawia wiele frajdy, tak do postaci mam zastrzeżenia. Liczyłem na intrygujące przedstawienie starości, bo to motyw rzadko eksplorowany w fantastyce. Tymczasem Liany jest w książce stosunkowo niewiele, a na pierwszy plan wychodzi Jazon. Wciąż jest ona ważną postacią dla fabuły, jednak jak na książkę ze starą kobietą w tytule i na okładce, ekspozycja tej postaci była rozczarowująca.
Samego Jazona niezbyt polubiłem. To wybraniec losu, jedyny w swoim rodzaju. Wszystko mu wychodzi i choć fabuła ten fakt uzasadnia, to cierpi na tym dramatyzm. Nie kupuję też wątku romantycznego, który jest mało wiarygodny i przesłodzony, a sama wybranka Jazona do bólu stereotypowa. Na tym tle lepiej wypadają postacie poboczne, z unikatowymi motywacjami i ambicjami.
Mimo niedociągnięć w konstrukcji bohaterów Stara kobieta i smok to pozycja warta uwagi. Brawurowy język pełen neologizmów i stylizacji buduje niepowtarzalny klimat, a intrygujący świat i rozważania na temat ludzkiej natury skłaniają do zadawania pytań o granice wolności czy rolę technologii w kształtowaniu społeczeństw. To opowieść z rozmachem. I choć nie wszystko zagrało idealnie, warto dać się jej ponieść.
Poznaj recenzenta
Edwin Witaszek
