Stewardesa w finałowych odcinkach 2. sezonu gwarantuje sporo rozrywki. Obecne są jednak pewne elementy ze zmarnowanym potencjałem. Oceniam.
Trzeba przyznać, że twórcy serialu
Stewardesa nie dają się nudzić widzowi. Ostatnie odcinki 2. sezonu są tego doskonałym przykładem. Tempo w nich jest tak szybkie, a intryga tak gęsta, że nawet najbardziej znudzony światem odbiorca znajdzie w nich coś, co przyciągnie go przed ekran. Mamy w nich wszystko: płatnych zabójców, międzynarodowe intrygi, rozterki głównej bohaterki. Nie każdy wątek jest równy i dobrze poprowadzony, jednak razem stanowią całkiem niezły miszmasz gatunków. Ogląda się to dobrze, mimo pewnych przewidywalnych decyzji fabularnych lub obecności postaci, które są kompletnie niepotrzebne. Kawał przyjemnej, niezobowiązującej przygody, która sprawdza się jeszcze lepiej, gdy przymknie się oko na błędy.
Jednak na pewne elementy nie można przymknąć oka. Chodzi mi głównie o wątek sobowtórki Cassie, który twórcy postanowili bardzo szybko i skrótowo rozwiązać. Gdy historia ta była owiana tajemnicą, sprawdzała się bardzo dobrze. Niestety, prawda została ujawniona w jednej scenie. Od razu można było się domyślić, że to Dot stała za całym spiskiem. Scenarzyści wręcz łopatologicznie tłumaczą to widzowi i pokazują palcem na osobę stojącą za próbą wrobienia głównej bohaterki. Drodzy twórcy, trochę wiary w widza, bo taki sposób tłumaczenia jest wręcz dziecinny.
Niezrozumiały był dla mnie wątek Jenny. Cała i intryga dotycząca tej bohaterki i Felixa wyskoczyła jak diabeł z pudełka i zakończyła się równie szybko, jak zaczęła. To wszystko wyglądało tak, jakby twórcy nie mieli pomysłu, czym zapełnić ostatnie minuty finału i na kolanie napisali jeszcze dodatkowy wątek. Spokojnie można było usunąć wspomniany element z opowieści, aby bardziej rozwinąć ten dotyczący Dot, sobowtórki Cassie i intrygi z wrabianiem jej w morderstwo. Jenny i jej historia to książkowy przykład zapychacza czasu ekranowego, który nic nie wnosi do produkcji, tylko powoduje pewien narracyjny chaos.
Natomiast bardzo podobało mi się to, jak twórcy zagłębili się w rozterki Cassie. Po prostu dali im wybrzmieć w omawianych epizodach i przez to uwierzyłem w traumę, którą nasza bohaterka nosi w sercu. Piękna była scena, w której stewardesa godzi się sama ze sobą i odcina od przeszłości. To samo tyczy się jej rozmowy z matką. Pod względem emocjonalnym twórcy dostarczyli w finałowych odcinkach prawdziwą bombę, która wybuchła w odpowiednim momencie i nie opierała się na taniej pompatyczności, ale na prawdzie. Nie ukrywam, że chętnie poznałbym dalsze losy Cassie.
Finałowe epizody 2. sezonu
Stewardesy dały sporo rozrywki i dobrze przedstawiony wątek emocjonalny głównej bohaterki. Obecne były też pewne błędy fabularne i wepchnięte na siłę wątki. Jednak ostatecznie była to dobra historia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h