Stróżowie prawa: Bass Reeves: sezon 1 - recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Stróżowie prawa: Bass Reeves to nowy western, który przedstawia interesującą historię pierwszego czarnoskórego zastępcy szeryfa w Ameryce. Jak wypadł 1. sezon?
Stróżowie prawa: Bass Reeves to nowy western, który przedstawia interesującą historię pierwszego czarnoskórego zastępcy szeryfa w Ameryce. Jak wypadł 1. sezon?
Serial Stróżowie prawa: Bass Reeves rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku i przedstawia dramatyczne losy tytułowego bohatera. W historii mężczyzna zasłynął jako pierwszy czarnoskóry zastępca szeryfa na zachód od Mississippi, który podczas swojej służby aresztował ponad 3 tysiące przestępców. Serial śledzi jego drogę: od niewoli, w której musiał walczyć w wojnie secesyjnej, po próbę ułożenia sobie nowego życia na wolności, aż po otrzymanie odznaki.
Początkowo Bass Reeves miał być częścią świata Yellowstone, spin-offem 1883, ale twórca i showrunner serialu – Chad Feehan – po zapoznaniu się z historią postanowił stworzyć odrębną produkcję. Wydarzenia rozgrywają się przed tymi z 1883, więc nie było możliwości połączenia tych seriali. Co nie zmienia faktu, że jest on nakręcony w tym samym charakterystycznym stylu Taylora Sheridana (twórcy Yellowstone), który rozwijał ten projekt oraz pełnił funkcję producenta wykonawczego. Dzięki otwartym przestrzeniom, świetnej scenografii, kostiumom, rozpoznawalnej muzyce, nieźle zarysowanemu tłu historycznemu oraz solidnym bohaterom odnosi się wrażenie, że to jest dokładnie ten sam świat. Serial mamy ochotę oglądać do samego końca, nawet jeśli z każdym odcinkiem słabnie.
W serialu błyszczy David Oyelowo. Aktor kreuje bardzo wyrazistego bohatera. Z jednej strony mamy do czynienia z prawym człowiekiem, który poważnie podchodzi do swoich obowiązków, czyli ścigania przestępców. Jego mocny kręgosłup moralny, którego podstawą jest religia chrześcijańska, przysparza mu problemów. Jedni wytykają mu to, że ściga "swoich", a inni wyśmiewają jego zasady – w końcu to Dziki Zachód! Tu wiele zbrodni uchodzi ludziom płazem (szczególnie białym). Bohater sam też nie jest święty i czasem puszczają mu nerwy. Bass musi mierzyć się ze swoją traumą oraz z konsekwencjami trudnych decyzji, co odbija się na jego psychice, zachowaniu oraz ukochanej rodzinie. Odznaka bardzo mu ciąży, ale poczucie sprawiedliwości jest silniejsze. Oyelowo świetnie to portretuje! Czujemy wszystkie emocje, które targają głównym bohaterem. W ostatnich odcinkach widzimy u niego oznaki wypalenia i rodzące się wątpliwości. Szkoda, że twórcy nieco przerysowują mrok, jaki zagościł w jego sercu, bo zbyt szybko chcą podbudować główny wątek kryminalny przed finałem. Ważne jednak jest to, że zawsze stoimy po stronie Bassa.
Jak na western przystało, w serialu nie brakuje strzelanin, widowiskowych pościgów za przestępcami, scen w barze i gry w karty. To dynamizuje akcję i zapewnia emocje. Niektóre zlecenia, które Bass musi wykonać, bywają zaskakująco krwawe i brutalne. Mężczyzna ściga różnych ludzi. Każdy z nich ma coś na sumieniu. Każdy ma też powody, przez które dopuścił się złych uczynków. Jedni zasługują na stryczek, a inni na współczucie. W trakcie sezonu przewija się też większa sprawa kryminalna, ale na koniec nie wybrzmiewa tak, by z przytupem domknąć historię.
W ściganiu bandytów głównemu bohaterowi pomaga były złodziej i oszust (z pochodzenia Indianin) – Billy Crow. Mężczyzna nie jest tak bystry jak jego przełożony, ale z każdą sprawą buduje pewność siebie. Forrest Goodluck jest przekonujący w swojej roli, wyraźnie kontrastuje z Bassem i budzi sympatię widzów. Ten duet jest ciekawy, ale to Reeves skupia na sobie całą uwagę.
W obsadzie mamy też kilka bardziej znanych nazwisk. Shea Whigham specjalizuje się w graniu irytujących mend, a w Stróżach prawa zalicza wręcz wybitny występ w pełnej napięcia scenie gry w pokera z Bassem. Szkoda, że oglądamy go tylko w dwóch odcinkach. Większą rolę odgrywa inny słynny aktor – Dennis Quaid. Wciela się on w antypatycznego, rasistowskiego i bezwzględnego zastępcę szeryfa – Sherrilla Lynna. Widać, że bawi się tą rolą, więc gdy jego postać konfrontuje się z Bassem, wprowadza duże ożywienie do każdej sceny. Nie wiemy, czego możemy się po nim spodziewać, ale zazwyczaj nie jest to nic miłego. Ponadto epizodycznie pojawia się też legendarny Donald Sutherland, który solidnie gra sędziego Parkera. Wydaje się sprawiedliwym i przenikliwym człowiekiem, ale czasem i on kieruje się kolorem skóry w swoich osądach. Najbardziej zapamiętamy Barry’ego Peppera, czyli serialowego Esau Pierce’a, który w pewnym sensie prześladuje Reevesa, zaburzając jego światopogląd. Mimo wszystko nie wykorzystano w 100% talentu tego aktora ani potencjału postaci.
Średnio wypada wątek żony Bassa. Lauren E. Banks jako Jennie jest naprawdę świetna, ale historia rodziny po prostu zapełnia czas między scenami z Bassem. Oczywiście nie brakuje tu wątków związanych z rasizmem, niewolnictwem czy obyczajami w tamtym okresie. Z jednej strony rodzina wciąż żyje w strachu przed białymi, a z drugiej tęskni za Bassem, który spędza w domu coraz mniej czasu (dzieci go nie poznają). Ta rozłąka jest odczuwalna, ale dość szybko powszednieje. Twórcy dodali jeszcze wątek z czarnoskórymi orędownikami, którzy chcą walczyć o swoje prawa i zbudować własne miejsce do życia na terenach rdzennych Amerykanów. Zapowiadał się on ciekawie, bo pokazywał w innym świetle czarnoskóre osoby (nie tylko jako ofiary), ale ostatecznie niewiele wniósł do fabuły.
Serial pokazuje różne aspekty rasizmu w amerykańskim społeczeństwie. To nie tylko wszechobecne niewolnictwo czy niesprawiedliwe sądownictwo, ale też zakorzeniona pogarda białych wobec kolorowych ludzi (nawet ze strony dzieci). Choć prawie wszystkie białe postacie to okropni rasiści i szumowiny, którym nie wolno ufać, to jednak dla równowagi w serialu ukazano też kolorowych bohaterów, którzy postępują nieuczciwie, mają swoje za uszami i wykazują się hipokryzją. Świat nie jest tu biało-czarny, a każdy ma swoje racje. Bass jest też bardzo religijnym człowiekiem, więc dużo czasu poświęcono temu aspektowi. Pojawiają się celne pytania dotyczące wiary, życia po śmierci i niegodziwego postępowania wobec bliźnich. Niestety pod koniec sezonu nieco to przygasa.
Stróżowie prawa: Bass Reeves to dobry serial, który przedstawia skrawek rzeczywistości XIX wieku, ale w pewnym sensie wpada we własne sidła. Historyczna postać o całkiem dobrze udokumentowanym życiorysie ograniczyła możliwości fabularne. Nie ma tu zapierających dech w piersiach zwrotów akcji, a wątek rodzinny po prostu nudzi. To bardzo bezpiecznie poprowadzona historia – bez pazura, ale z dobrze nakreśloną tematyką rasizmu i niewolnictwa, skupiająca się na Bassie, który przechodzi przemianę. Szkoda, że tak niewiele jest w tym emocji, a poszczególne wątki do niczego konkretnego nie prowadzą. Pozostaje też niedosyt, że nie uwypuklono zasług tak fascynującej historycznej postaci.
Stróżowie prawa to antologia, która w każdym sezonie ma opowiadać o innej historycznej postaci. Uważam jednak, że warto byłoby przedstawić dalsze losy Bassa. Twórcy mają już dobrze zbudowany fundament oraz znakomitego aktora w głównej roli. Tego potencjału lepiej byłoby nie zmarnować!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat