Sweet Girl - recenzja filmu
Jason Momoa kontra wielka korporacja farmaceutyczna. Czy to mogło się nie udać? Sweet Girl udowadnia po raz kolejny, jak bardzo Netflix ma problemy z kinem rozrywkowym.
Jason Momoa kontra wielka korporacja farmaceutyczna. Czy to mogło się nie udać? Sweet Girl udowadnia po raz kolejny, jak bardzo Netflix ma problemy z kinem rozrywkowym.
Na wstępie trzeba ustalić jedną rzecz: promocja Sweet Girl zapowiada film akcji, ale to nie jest produkcja z tego gatunku. To dramat z elementami akcyjniaka w tle, które ani nie mają znaczenia, ani nie odgrywają dużej roli. Jest kilka scen, które realizacyjnie pozostawiają dużo do życzenia, bo nie pozwalają wykorzystać drzemiącego w historii potencjału. Praca kamery w akcji jest dość specyficzna i jedynie można oddać uznanie za próbę zrobienia tego z jakimś charakterem. Czuć to szczególnie w pierwszej scenie w pociągu. Problem taki, że im dalej, tym kreatywność jakby znikała wraz z kolejnymi upływającymi minutami. Kolejne sceny akcji są dość oklepane, nudne i kompletnie nieangażujące. Nie czuć w nich energii, która powinna napędzać fabułę, a wielkie kulminacyjne starcie z uwagi na fabularny rozwój ogląda się z totalną obojętnością. Realizacyjnie te sceny są bez pomysłu, a choreografia nie wydaje się dobrze dopasowana do aktorów. A tym samym ten aspekt Sweet Girl stoi na co najwyżej przeciętnym poziomie i nie jest w stanie pociągnąć tego filmu.
Nie wątpię, że tematyka spodoba się wielu ludziom; zwłaszcza w obecnych czasach pandemii pełnej teorii spiskowych o farmaceutycznych korporacjach. W końcu w tym filmie to jest wielkie zło obok skorumpowanej polityki. Na papierze wygląda to interesująco: przez decyzję o wycofaniu nowego leku umiera kobieta, więc mąż chce się zemścić, wymierzając sprawiedliwość. Gdyby to był typowy akcyjniak oparty na tak banalnym motywie i doprawiony dobrymi scenami akcji, wyszłaby z tego niezła rozrywka. Niestety twórcy wyobrażali sobie, że robią film ważny i mądry, ale jedynie na zamierzeniach się skończyło. Efekt nie jest ani mądry, a już na pewno nie jest ważny. Pada tutaj dużo frazesów na wiele tematów od rodziny i relacji rodzic–dziecko (co ma wpływ na to, że dzieci w jakimś sensie stają się jak rodzice) i na złych, manipulujących korporacjach skończywszy. W scenariuszu opisano to bez werwy, energii i pomysłu, bo gdy dochodzi do akcji, wszystko zaczyna się sypać jak domek z kart. Zamiast postaci mamy stereotypy raczące widza głupimi zachowaniami (agentka FBI mówi, że ścigani uciekają z miejsca dwóch morderstw – zero zdziwienia, że zabici mają sprzęt wojskowy i karabiny automatyczne, a wszędzie są ślady po strzelaninie. Zero podejrzeń, nic, wyrecytowany dialog i idziemy dalej). Im dalej, tym więcej rzeczy pokazuje, jak twórcy chełpią się wręcz swoją fajnością, pokazując ambicje rozpływające się pod falą kiczu i realizacyjnej marności. Tempo jest rwane, sceny akcji wcale nie pomagają w dodaniu temu filmowi energii, a sama historia nie ma mocnych fundamentów fabularnych, bo przez większość filmu ważniejsza jest relacja ojciec–córka niż jakiś cel, który miałby angażować widzów. A gdy raz zarazem postacie podejmują tak strasznie głupie decyzje, to pojawia się pytanie: czy ktoś w ogóle przeczytał ten scenariusz przed dopuszczeniem do jego realizacji? Czasem w tym wszystkim widać pomysły i ambicje, ale zabrakło kunsztu, by wyciągnąć to na poprawny poziom. Zamiast tego jest nuda, chaotyczność historii i brak emocji. Taka totalna pustka w tej historii jest wręcz przytłaczająca.
To mogłoby być w porządku. Można byłoby przymknąć oko na to wszystko, gdyby nie twist, który pogrążył ten film ze spektakularnym efektem. Niedorzeczny, absurdalnie głupi i wywracający całą historię do góry nogami. Kłopot w tym, że być może z lepszą reżyserską ręką i scenariuszem mającym więcej niż kilka kartek, dałoby się z tego wycisnąć cokolwiek, bo w rzeczywistości dostajemy coś wyciągniętego jak królik z kapelusza bez żadnego przygotowania. Nie ma tutaj sugestii tworzenia podwalin pod taki twist, który w kluczowym momencie dałby zrozumienie i akceptację. Zamiast tego wypada źle, żenująco i absurdalnie głupio, bo jego wyjaśnienie oparte jest na „bo tak”. Nie ma w tym za grosz wiarygodności, usprawiedliwienia (poza banalnym pseudofilozoficznym bełkotem) i sensu. Przez ten twist trudno polecić ten seans komukolwiek.
Jedynie trudno mieć obiekcję do aktorów, bo zarówno Jason Momoa, jak i Isabela Merced zostawiają tutaj swoje serce. Z jednej strony Momoa tworzy kreację typową dla siebie, ale jednocześnie pozwala mu na pozostawianie na ekranie wiele wiarygodności emocji, które pokazują go z nowej perspektywy. Zresztą to samo można powiedzieć o Merced, która dodatkowo ma świetna chemię z Momoą, więc ich duet może się podobać. Dobrze ze sobą współgrają, budując na ekranie trochę prawdziwych emocji. Szkoda, że przy całej reszcie nie ma to wpływu na całokształt i jest jedynym małym pozytywem. Nikt inny w tej fabule nie tworzy na ekranie niczego poza nudnym stereotypem.
Sweet Girl to typowy film z ambicjami, ale z brakiem umiejętności, by je wprowadzić w życie. Przez to całokształt jest kuriozalnym złem, które pogrąża jeden z bardziej absurdalnych twistów, jakie w filmie zobaczycie w 2021 roku. Efekt jest tego taki, że nie jest to przyjemna rozrywka, bo pomimo serca aktorów na planie całość nudzi, męczy, a gdy przychodzi do kulminacji zaczyna śmieszyć z niezamierzonych przez twórców powodów.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat