Szpital Królestwo
Mam dla was zagadkę. Co łączy malarza, niedowidzącego stróża, kobietę-medium, chirurga, ducha małej dziewczynki oraz mrówkojada? Nie wiecie? W sumie się nie dziwię, bo ciężko jest znaleźć tutaj jakąś cechę wspólną. Podpowiem: szpital. A dokładnie szpital Królestwo.
Mam dla was zagadkę. Co łączy malarza, niedowidzącego stróża, kobietę-medium, chirurga, ducha małej dziewczynki oraz mrówkojada? Nie wiecie? W sumie się nie dziwię, bo ciężko jest znaleźć tutaj jakąś cechę wspólną. Podpowiem: szpital. A dokładnie szpital Królestwo.
Dziwny to szpital, bowiem jego pracownicy to same indywidua. Lekarz pałający wielką miłością do dużo starszej koleżanki, pielęgniarka mdlejąca na widok krwi, niemalże ślepy strażnik, czy też nie kierujący się dobrem pacjentów neurochirurg. Oprócz tego jest jeszcze starsza kobieta potrafiąca komunikować się ze zmarłymi oraz nawiedzający szpital duch małej dziewczynki i towarzyszący jej tajemniczy mrówkojad. Oczywiście nie można również zapomnieć o całych zastępach nietypowych pacjentów, jacy się tam przewijają. W końcu ciągnie swój do swego.
[image-browser playlist="607623" suggest=""]©Sony Pictures Television
"Szpital Królestwo", za który odpowiada nie kto inny, ale sam Stephen King, zainspirowany został duńską mini-serią w reżyserii Larsa Von Triera zatytułowaną "Riget". Produkcja, obecnie już w pewnych kręgach kultowa, nigdy nie została jednak zakończona, po 8 odcinkach zaprzestano dalszej produkcji, dlatego też historia zwyczajnie w pewnym momencie się urywa. Niestety nie miałem przyjemności zapoznać się z oryginałem, dlatego też obejdzie się bez porównań, aczkolwiek na ile zdołałem się dowiedzieć, amerykańska wersja jest tak odmienna od duńskiej, że porównania i tak nie miałyby chyba większego sensu.
Główną osią serialu jest wątek wspomnianego już ducha i cała związana z tym tajemnica. Bohaterowie starają się dowiedzieć, dlaczego dziewczynka nawiedza szpital, ale im bardziej zagłębiają się w sprawę, tym mniej cała historia zaczyna im się podobać. Z czasem w niezwykłe wydarzenia zaangażowany zostaje niemalże cały personel, który będzie musiał pomóc odzyskać spokój strapionym duszom oraz zapobiec nadciągającej tragedii. Oczywiście nadal jest to tylko jeden z wielu wątków, jakie zawarte zostały w serialu. Poza motywami nadprzyrodzonymi, nie brakuje również bardziej przyziemnych problemów, z jakimi muszą zmagać się nasi antagoniści. Należy wspomnieć chociażby aroganckiego i nieprzyjemnego neurochirurga nazwiskiem Stegman (w tej roli całkiem niezły Bruce Davison), który prosto z Bostonu trafił do Królestwa. Oprócz tego poznamy również problemy sercowe dr. Elmera Traffa (Jamie Harrold) oraz perypetie dr. Hooka (Andrew McCarthy), który opiekuje się poważnie pokiereszowanym pacjentem (Jack Coleman). Na nudę więc nie można narzekać, każdy odcinek ogląda się ze sporym zainteresowaniem, dzieje się dużo, a klimat całości jest naprawdę oryginalny. Inna sprawa, że serial nie jest dla każdego.
[image-browser playlist="607624" suggest=""]©Sony Pictures Television
Twórcy niebezpiecznie balansują na krawędzi kiczu, często ją niestety przekraczając. Całość w dużym stopniu opiera się na komedii, z tego też względu scen humorystycznych jest dość wiele i o ile z reguły one nie przeszkadzają, a dość groteskowy charakter serialu polubimy (lub też nie) już od pierwszego odcinka, tak niektóre momenty są najzwyczajniej w świecie durne i do przesady tandetne, wywołując u widza uśmiech zażenowania. Na szczęście nie zdołały zdominować produkcji i pojawiają się względnie rzadko, dzięki czemu jakoś specjalnie nie rażą.
Ogólnie "Szpital Królestwo" ogląda się ze sporym zainteresowaniem. Przedstawiona historia i wątki poboczne są wciągające, postacie zostały odegrane na co najmniej przyzwoitym poziomie, a muzykę pamięta się nawet na długo po seansie. Tutaj na szczególną uwagę zasługuje utwór z czołówki - notabene świetnej i bardzo klimatycznej - zatytułowany "Worry About You" w wykonaniu Ivy. Wpada w ucho i idealnie współgra z obrazem. Również w kwestii efektów ciężko mieć serialowi coś do zarzucenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jest to przecież produkcja telewizyjna. Wykreowany komputerowo Antubis (mrówkojad) sprawia bardzo pozytywne wrażenie i absolutnie nie razi sztucznością, będąc zarazem jednym z najciekawszych bohaterów. Co natomiast nie wyszło?
[image-browser playlist="607625" suggest=""]©Sony Pictures Television
Zakończenie. Jest najzwyczajniej w świecie bzdurne, banalne i pozostawia widza z opadem szczęki, gdyż ten nie dowierza, że można było wymyślić coś tak idiotycznego. Wraz z zakończeniem dowiadujemy się również, że motywacje większości postaci nagle okazują się niejasne, a cała tajemnica dość grubymi nićmi szyta. Twórcy umieścili w swojej produkcji mnóstwo intrygujących, enigmatycznych bohaterów, którzy razem tworzą dość nietuzinkową atmosferę, ale koniec końców niczemu nie służą, może jedynie poza rozdrażnieniem widza, gdy ten obejrzy ostatni odcinek. Przypomina to trochę taki kociołek, do którego ktoś nawrzucał wiele różnych egzotycznych składników, tworząc wyszukaną, smakowitą potrawę, po spożyciu której niestety dostajemy zgagi. Tak też jest i tutaj. Wszystkie epizody nam bardzo "smakują", dopóki nie obejrzymy ostatniego, który zburzy całe dobre wrażenie wywołane wcześniejszymi. Być może, gdyby duński oryginał był kompletną całością, z wyraźnym zakończeniem, wówczas twórcy, inspirując się obrazem Von Triera, zaserwowaliby nam coś bardziej wysublimowanego. Na minus zaliczam również odcinek poświęcony pewnemu bejsboliście. Jego historia w zasadzie nic do opowieści nie wnosi, a w dodatku stawia pod znakiem zapytania sens całego serialu. Nie zdradzę, o co dokładnie chodzi, powiem jedynie, że przedstawione w nim wydarzenia dałoby się jeszcze jakoś wytłumaczyć, ale absolutnie nie wynikałoby to z samego serialu, tym samym byłoby to nieco naciągane i jedynie usprawiedliwiało niedbałość twórców. Nie podobało mi się również to, że "Szpital Królestwo" chwilami sprawia wrażenie reklamy osoby Stephena Kinga. Wszędobylskie książki jego autorstwa, wzmianki o nim, a nawet drobne cameo w jego wykonaniu to odrobinę za dużo jak na jedną serię. Zbyt nachalnie, panie King.
[image-browser playlist="607626" suggest=""]©Sony Pictures Television
Mam problem z oceną tego serialu. Z jednej strony jest dość nietypowy, niepodobny do wszystkiego, do czego zdołała przyzwyczaić nas telewizja i ogląda się go naprawdę z ogromnym zainteresowaniem; z drugiej zaś nędzne zakończenie, motywy działania większości bohaterów, które do końca już pozostają niejasne oraz spora dawka kiczu dość negatywnie rzutują na całości. Niemniej jednak skłamałbym pisząc, że serial mi się nie podobał i źle się na nim bawiłem. Po prostu finał strasznie mnie rozczarował i nie takiego podsumowania tej ciekawej i zakręconej opowieści oczekiwałem. Pomimo wszelkich błędów i niedociągnięć, seria posiada jakąś niesamowitą magię i siłę przyciągania, dlatego warto wkroczyć do Królestwa i spędzić tych kilka godzin z jego pracownikami. Możecie mi wierzyć, zwariowana atmosfera udzieli się również i wam.
Ocena: 7/10
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat