Michalina Wisłocka walczyła o edukację seksualną w naszym kraju w latach 70., na długo zanim stało się to modne. Wykazała się ogromną determinacją, dążąc do wydania napisanej przez siebie książki, która miała na zawsze zmienić pogląd Polaków na sprawy seksualne. Nim Sztuka kochania podbiła rodzimy rynek księgarski, jej autorka musiała przejść długą drogę – zarówno życiową, jak i zawodową. Słynna ginekolog poświęciła lata na przełamywanie konserwatywnej obyczajowości i przepychanki z bezduszną cenzurą, która w przeważającej mierze składała się z mężczyzn. Przez to ucierpiało jej życie rodzinne, które – bądźmy szczerzy – i tak nie należało do tych najbardziej udanych, za to idealnie nawiązywało do światopoglądu Wisłockiej. Maria Sadowska, która ponownie stanęła za kamerą, lubi opowieści o silnych kobietach, czego dała wyraz chociażby w swoim poprzednim filmie – Dzień Kobiet. Tym razem zdecydowała się na podróż do kolorowych, ale trochę zacofanych lat 70., pokazując, że życie seksualne Polaków wcale nie było takie nudne, jak by się wszystkim wydawało. Było bardzo podobne do obecnego. Społeczeństwo tak jak teraz lubiło seks, tyle że wstydziło się o nim mówić. Nie było wszechobecnych świerszczyków, internetu przeładowanego materiałami porno ani nawet książek instruujących to, jak można w znacznym stopniu wzbogacić pożycie. Tę lukę na półkach księgarni postanowiła zapełnić właśnie profesor Michalina Wisłocka. Film ten to pochwała wiedzy, jaką ta kobieta posiadała, i uporu w walce nie tylko z męskim myśleniem, iż kobieta w sferze seksualnej nie ma nic do powiedzenia, ale także z cenzurą, która chciała decydować o tym, jak o takich sprawach należy pisać i rozmawiać. Sadowskiej znakomicie udało się ukazać ducha czasu oraz charakter głównej bohaterki. Tempo filmu nie jest za szybkie, ale też w żadnym momencie nie ślimaczy się. Można by było się czepiać, że niektóre przeskoki w czasie są zbyt szybkie i widz na chwilę może się pogubić, ale reżyserka łapie go wtedy za rękę i zgrabnie kieruje na odpowiednie tory. Za scenariusz odpowiada dobrze znany już z Bogów Krzysztof Rak, który najwidoczniej znalazł złoty środek na uchwycenie w ciekawy sposób biografii. W historiach, które pisze, nie brakuje ani dramatyzmu, ani wątków komediowych. W dialogach czuć ducha PRL-u, doskonale są uchwycone absurdy, które towarzyszyły temu okresowi historii. Najlepiej widać to podczas scen z cenzorem (genialnie zagranym przez Artura Barcisia) czy negocjacji z urzędnikami partyjnymi decydującymi o losie książki Sztuka kochania (świetny duet Wojciecha Mecwaldowskiego i Arkadiusza Jakubika). Bardzo ciekawym zabiegiem jest powiązanie Sztuki kochania. Historia Michaliny Wisłockiej z filmem Bogowie Łukasza Palkowskiego. Nie zdradzę, w jaki sposób, by nie popsuć zabawy, ale obserwujcie szczegółowo drugi plan podczas wizyt pani profesor w ministerstwie. Niewątpliwie największą gwiazdą tego filmu jest Magdalena Boczarska, grająca tytułową Michalinę Wisłocką. Aktorka znakomicie wcieliła się w swoją postać. Nie czuje się skrępowana scenami, w których musi pokazać się nago, i to nie przez krótką chwilę. Gra sensualnie i to dodaje jej bohaterce jeszcze więcej seksapilu i pikanterii. Sprawia, że widz zaczyna wierzyć, że grana przez nią Wisłocka faktycznie o seksie wie wszystko. W pamięci zostaje również postać męża głównej bohaterki, granego przez Piotra Adamczyka, który zaczyna wychodzić z cienia nieudanych projektów komediowych, w których występował przez ostatnie lata. Wreszcie zaczął wybierać ciekawsze projekty. Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej to produkcja, którą przyjemnie się ogląda, a po seansie zostaje z nami jeszcze przez jakiś czas. Trudno przejść obok niej obojętnie. Takich filmów właśnie oczekuje się od rodzimego kina. Opartych na prawdziwych historiach i biografiach wartych opowiedzenia, a przy tym znakomicie wykonanych zarówno pod względem scenariuszowym, wizualnym, jak i muzycznym.
.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj