Tacy jesteśmy: sezon 4, odcinek 7 - recenzja
Najnowszy odcinek Tacy jesteśmy dostarcza mnóstwo wartościowych i mądrych treści, które potrafią chwycić za serce i skłonić do refleksji. Jednak twórcy podają nam je w mdły i idealistyczny sposób, co nieco zaburza odbiór epizodu. Oceniam.
Najnowszy odcinek Tacy jesteśmy dostarcza mnóstwo wartościowych i mądrych treści, które potrafią chwycić za serce i skłonić do refleksji. Jednak twórcy podają nam je w mdły i idealistyczny sposób, co nieco zaburza odbiór epizodu. Oceniam.
This is Us nie raz posiłkowało się analogicznymi wydarzeniami w życiu bohaterów, zestawiając je ze sobą w jednym odcinku. I tym razem było podobnie za sprawą rodzinnych kolacji, które przybrały niezręczny obrót. Mimo że podobieństwo sytuacji jest zauważalne, to widzowie mogą wyciągnąć z nich zupełnie różne, ale wartościowe lekcje z życia. Te mądrości są ważne, ale najnowszy epizod raczej nudził, niż ciekawił. Twórcy trochę się zagalopowali, przedstawiając rzeczywistość w iście cukierkowy i idealistyczny sposób.
Najbardziej „mięsista” historia rozgrywała się podczas kolacji Pearsonów z rodzicami Malika. Atmosfera gęstniała ze względu na wzajemne prztyczki i dogadywania, aż do poważnego spięcia. Emocje były wyczuwalne i mogły się udzielić widzom. Choć wiele różni obie rodziny, to małżeństwa wpadły w tę samą pułapkę, czyli oceniania innych powierzchownie i po popełnionych błędach. Pearsonów i Hodgesów skłóciła wyjątkowo wybuchowa mieszanka różnic na tle: pochodzenia, zamożności, religijności, rodzicielstwa i perspektyw. Ten kontrast między rodzinami dobrze tutaj zadziałał. I co ciekawe, to ojciec Malika (bardzo dobry Omar Epps) przemówił do rozumu Randallowi i Beth, zażegnując konflikt, choć zrobił to w nietypowy sposób. To miła odmiana, że to nie główni bohaterowie opanowali nerwy, wykazując się rozsądkiem i mądrością.
Jednak nie można zignorować tego, że cała sytuacja powstała z marnego pretekstu. Jeden dzień wagarów Dejy i Malika, którzy pocałowali się pierwszy raz na tej randce, wywołał wielką burzę i napięcie. Obawy rodziców są uzasadnione, ale żeby od razu organizować kolację zapoznawczą między teściami? Powaga sytuacji urosła do takiego poziomu, jakby młodzi zamierzali brać ślub. Twórcy za bardzo zapędzili się w swoim idealistycznym świecie, gdzie zakochane nastolatki miałyby podporządkować się rodzicom. Może Euforia otrząsnęłaby ich z bujania w obłokach. O ile morał z tej historii jest godny pochwały, tak brak realizmu kłuje w oczy.
Jeśli chodzi o Deję i Malika, to wytworzyła się między nimi głęboka relacja. Nie można też zaprzeczyć, że jest ona nieco mdła, ale ważne, że nasza spokojna bohaterka pozostaje sobą. Dzięki temu wspólne sceny obu postaci miały ten niezwykły, intymny charakter. Dlatego też finał ich randki, gdy Deja przypomniała sobie widok z dzieciństwa na oświetloną przystań, potrafił chwycić za serce. W ogóle nie dziwi to, że dziewczyna uważa ten dzień poza szkołą za najlepszy w życiu. Również sympatycznego klimatu dodała piosenka Franka Oceana, w rytm której zwiedzaliśmy wraz z bohaterami interesujące zakątki Filadelfii. Jak się okazuje wycieczka po tym mieście nie musi się kończyć na pomniku Rocky’ego.
Z kolei w retrospekcjach oglądaliśmy dalszy ciąg historii Jacka, który stara się zrozumieć syna i jest zazdrosny o przyjacielską relację z jego ciemnoskórym nauczycielem. Obiad rodziny Pearsonów z Lawrence’ami nie przyniósł tyle zawirowań i emocji, co ten z teraźniejszości. Momenty drobnego napięcia rozładowywał Kevin swoimi dziecinnymi, ale nieco zabawnymi komentarzami. Również zaimponowała Rebecca, która uspokoiła Jacka ciepłymi słowami. W tym przedziale czasowym rzadko widzimy ją w roli, gdzie to ona wykazuje otwartość umysłu i mądrość. Koniec końców za źródło swojej ograniczonej wiedzy oraz zazdrości główny bohater uznał różnice w kolorze skóry. Ta scena uderzała, ale uczucie niezręczności szybko minęło za sprawą pana Lawrence’a, który rozumiejąc w czym rzecz, wyprowadził go z błędu. A dzięki tomikowi poezji mogliśmy też usłyszeć wiersz Langstona Hughesa, który wydeklamował Randall. Nie ma wątpliwości, że dla amerykańskich widzów była to ważna, pouczająca i wzruszająca chwila. A do tego w piękny sposób zamykała ten odcinek.
Najnowszy epizod nie był porywający i borykał się z pewnymi niedociągnięciami. Ale gdy przymknie się na nie oko, to jak zwykle This is Us potrafi oczarować swoim urokiem i walorami edukacyjnymi. Szkoda tylko, że tym razem odcinek lekko zanudzał. Ale i takie nieco spokojniejsze epizody są warte obejrzenia i nie zniechęcają do dalszego śledzenia losów rodziny Pearsonów. Na bardziej emocjonujące momenty też przyjedzie czas!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat