Tacy jesteśmy - sezon 5, odcinek 7 - recenzja
Tacy jesteśmy tym razem skupiło się na postaci Kevina, który znalazł się w przełomowym momencie życia. Nie zabrakło w nim wzruszeń i emocji. Odcinek był solidny, ale nie najwyższych lotów. Oceniam.
Tacy jesteśmy tym razem skupiło się na postaci Kevina, który znalazł się w przełomowym momencie życia. Nie zabrakło w nim wzruszeń i emocji. Odcinek był solidny, ale nie najwyższych lotów. Oceniam.
Siódmy odcinek This is Us rozpoczął się intrygująco i niepokojąco, ponieważ widzowie zobaczyli rozbite auto oraz portfel Kevina. Twórcy zasugerowali, że główny bohater miał wypadek po tym, jak widzieliśmy go roztrzęsionego podczas rozmowy przez telefon z Randallem w poprzednim epizodzie. To był dobry pomysł, żeby w ten sposób zacząć odcinek, bo dzięki temu sceny sprzed tego wydarzenia bardziej emocjonowały. Pearson bez chwili wahania rzucił wielką rolę w filmie i ruszył z Kanady do USA, aby towarzyszyć rodzącej Madison. Napięcie rosło, gdy prowadził samochód, jednocześnie rozmawiając przez telefon. Nie utrzymywał uwagi, co dzieje się na drodze i narażał się na niebezpieczeństwo. Do tego te rozmowy coraz bardziej wyprowadzały Kevina z równowagi. Widzowie mieli prawo martwić się o bohatera. A twórcy przy okazji zwrócili uwagę na to, że takie zachowanie za kierownicą stanowi zagrożenia dla siebie i innych na drodze.
Ostatecznie okazało się, że to nie Kevin wylądował autem za barierkami w rowie, lecz ranny nieznajomy, któremu postanowił pomóc. Wbrew pozorom emocje nie opadły po tym zaskoczeniu. Od tego momentu rozpoczęła się walka z czasem głównego bohatera, który próbował dostać się na lotnisko po uratowaniu życia mężczyźnie. I gdy już wydawało się, że uda mu się zdążyć na lot, to został zatrzymany przy wejściu z powodu braku zgubionego na miejscu wypadku dowodu osobistego. Wiele emocji skumulowało się w kilka minut, ponieważ Kevin postawił na szali całą swoją aktorską karierę. Nie tylko chciał towarzyszyć Madison w ważnym momencie ich życia, ale także pragnął dorównać ojcu. Radość, rozczarowanie, dramat, a wszystko to dzięki dobrze zbudowanemu scenariuszowi i retrospekcjom. Justin Hartley nie musiał nawet odsłaniać twarzy, ściągając maseczkę, aby wiedzieć, jakie uczucia targają bohaterem.
Ale tak naprawdę najsilniejsze emocje przyniosła scena, gdy do Madison zadzwonili Randall i Beth. W szpitalu narzeczona Kevina była niezwykle samotna i również wystraszona z powodu przedwczesnego porodu. Dowiedzieliśmy się przy okazji, dlaczego nie ma przy niej jej rodziców ani innej rodziny. A ciepło i troska Pearsonów chwytały za serce. Dzięki temu, że Caitlin Thompson ściągnęła maseczkę, ta scena była tak wzruszająca, bo aktorka była w niej świetna.
Z kolei retrospekcje zostały poświęcone relacjom na linii ojciec– syn. Nie zobaczyliśmy nic rewolucyjnego w przeszłości Jacka poza tym, że Joaquin Obradors, który wciela się w jego młodszą wersję podrósł, podobnie jak Parker Bates (młody Kevin). Znowu jego tata alkoholik się na nim wyżywał, ale miewali też lepsze momenty. Szkoda tylko, że efekty specjalne za oknem podczas jazdy samochodem były tak kiepskiej jakości. Natomiast te sceny dobrze korespondowały z retrospekcją Kevina, w której Jack szczerze i nieco wstydliwie wyznał synowi, że go zwiódł, stając się swoim ojcem. Jak się okazało, chłopak był zestresowany z powodu trenera, który rzucał w niego wyzwiskami. Ostatecznie w wątkach retrospekcji chodziło o zwrócenie uwagi na problem niewłaściwego zachowania nauczycieli lub rodziców, którzy mają zły wpływ na młodych sportowców. To ważne, ale nie aż tak istotne w odniesieniu do obecnej sytuacji Kevina w teraźniejszości, bo próby dorównania Jackowi to nic nowego w serialu.
W poprzednich odcinkach obserwowaliśmy, jak Kate i Randall przechodzą wewnętrzne zmiany, dzielnie stawiając czoła swoim demonom z przeszłości. Epizod poświęcony Kevinowi nie miał w sobie tego pierwiastka przemiany, co trochę rozczarowuje, bo oczekiwania były większe. Z drugiej strony bohater znalazł się w przełomowym momencie życia, co również emocjonuje. Po prostu odcinek ma inny wydźwięk niż poprzednie ze względu na to, że nie chodziło w jego wątku tylko o niego.
Siódmy epizod This is Us, dzięki tej dramatycznej walce z czasem Kevina minął bardzo szybko. Retrospekcje były jak zwykle solidne, ale nie emocjonowały jak wydarzenia z teraźniejszości. Poznaliśmy nieco lepiej Madison, a także problemy Kevina w przeszłości, co zawsze jest wartościowym elementem fabuły. Jednak sama historia była raczej przeciętna w tym odcinku, choć twórcom udało się zaintrygować i zwieść widzów. Na szczęście nie zabrakło w niej ciepła i pokrzepienia. Przyszedł czas na powitanie nowych członków rodziny Pearsonów, co zapewne przyniesie wiele emocji.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat