„Tales of Xillia 2”: W poszukiwaniu Ziemi Obiecanej – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 sierpnia 2014Czy mieliście w życiu sytuacje, kiedy oglądaliście świetny film, który z minuty na minutę robił się coraz bardziej intrygujący, a w Was aż kipiało z ciekawości, co będzie dalej? Niestety nie dowiecie się tego od razu, ponieważ przerwie Wam to wybijające z rytmu pasmo reklamowe. Poniekąd taka właśnie jest gra Tales of Xillia 2.
Czy mieliście w życiu sytuacje, kiedy oglądaliście świetny film, który z minuty na minutę robił się coraz bardziej intrygujący, a w Was aż kipiało z ciekawości, co będzie dalej? Niestety nie dowiecie się tego od razu, ponieważ przerwie Wam to wybijające z rytmu pasmo reklamowe. Poniekąd taka właśnie jest gra Tales of Xillia 2.
W Tales of Xillia 2 sterujemy postacią o imieniu Ludger Kresnik, pochodzącą z rodu Kresników, obdarzoną mocą zwaną Chromatus. Moc ta umożliwia jej przemieszczanie się pomiędzy alternatywnymi światami. Korzysta z niej też przy okazji podróży do ziemi obiecanej, by ratować swoje uniwersum - zwane światem podstawowym.
Bohater, będąc w niewłaściwym miejscu i czasie, wplątuje się w serię różnych wydarzeń o zaskakujących konsekwencjach. Już na samym początku gry zostaje on zmuszony do podpisania "umowy kredytowej", która ciągnie się za nim prawie aż do końca rozgrywki i jest właśnie jak te reklamy przerywające film, o których wspomniałam na wstępie. Dług, czy też jak kto woli - kredyt, jest moim zdaniem jedną z najgorszych cech gry. Po zakończeniu każdego rozdziału fabularnego nie możemy przejść do następnego, dopóki nie spłacimy określonej części naszego zadłużenia. Aby zdobyć na ten cel pieniądze, musimy wykonywać zadania poboczne, które niestety kojarzą mi się jedynie ze żmudnymi zadaniami znanymi z gier MMO (typu "idź zabij x potworów" lub "idź znajdź y przedmiotów"). Z każdym kolejnym rozdziałem kwota do spłaty rośnie, a zmniejsza się motywacja do jej uzbierania, bo zadania poboczne zaczynają być po prostu nużące. Jest to moim zdaniem bardzo zły zabieg, który może zniechęcić do kontynuowania rozgrywki, a fabuła jest naprawdę warta ukończenia gry.
[video-browser playlist="633316" suggest=""]
Tę trudno opisać w kilku zdaniach i uniknąć przy tym spoilerów, dlatego wybaczcie, jeśli mój opis wyda się Wam zbyt mało szczegółowy. Już na samym początku gry spotykamy Elle, która jest największą niewiadomą w odgrywanej przez nas historii. Nie znamy jej pełnego imienia, nie wiemy, skąd pochodzi, a jedyne, co potrafi nam powiedzieć o sobie, to to, że musi odnaleźć ziemię obiecaną, aby tam ponownie spotkać swojego ojca. Wykorzystując więc moc głównego bohatera, przemierzamy kolejne alternatywne rzeczywistości w poszukiwaniu wskazówek, jak dotrzeć do mistycznej ziemi obiecanej. Niestety, aby z każdej takiej rzeczywistości (zwanej w grze fractured dimensions) wydobyć wskazówkę, musimy zniszczyć divergence catalysts, co wiąże się również ze zniszczeniem całego tamtejszego świata.
Z mojej perspektywy konieczność zniszczenia cudzego świata na potrzeby ratowania samego siebie jest trudnym wyborem z moralnego punktu widzenia. Dodatkową trudnością jest fakt, że odwiedzając inne uniwersa, widzimy, iż nie różnią się one od naszego, a mimo to stajemy przed koniecznością ich zniszczenia. Nie mamy możliwości wyboru - jeśli już wejdziemy do alternatywnej rzeczywistości i nie zniszczymy divergence catalysts, to nie możemy wrócić do swojego świata. Pomimo tego postacie przyjmują ten obowiązek bez większych protestów i analiz, zupełnie odwrotnie do ich charakteru.
Przyjemną innowacją i w moim odczuciu trochę zapożyczeniem z zachodnich produkcji jest dodanie możliwości wyboru opcji dialogowych dla głównej postaci. Większość decyzji, choć jest mało znacząca, może mieć wpływ na poziom zażyłości z bohaterami drugoplanowymi. Dużym zaskoczeniem jest końcówka gry, w której możemy dokonać ważnego wyboru obciążonego ogromnymi konsekwencjami.
[video-browser playlist="633318" suggest=""]
Od strony gameplayu gra nie ma niestety zbyt wiele nowego do zaoferowania. Jedyną dużą innowacją w walkach jest to, że Luger może walczyć trzema różnymi rodzajami broni, a przy pomocy swoich wrodzonych mocy dokonuje transformacji. Dodatkową nowością odróżniającą tę część od poprzedniej jest odejście od systemu Illium orb na rzecz Allium orb - nowego systemu nauki i umiejętności. Tym razem poza punktami doświadczenia zbieramy jeszcze elementar ore, które poprzez odpowiedni filtr założony w naszym allium orbie przetwarzane są na punkty elementów, sukcesywnie odblokowując kolejne umiejętności.
Graficznie Tales of Xillia 2 nie różni się niczym od wcześniejszej odsłony, a fakt, że odwiedzamy wszystkie stare lokacje, a nowych jest jak na lekarstwo, zabija ducha eksploracji dla tych, którzy są zaznajomieni z poprzednią częścią. Pomimo tego, że gra wykorzystuje stary silnik i nie oferuje praktycznie żadnych nowych elementów graficznych, to działa dużo gorzej od swojej poprzedniczki. Elementy otoczenia czy też postacie drugoplanowe dogrywają się z dużym opóźnieniem, przez co na przykład wbiegając do nowej lokacji, obijamy się o niewidzialne ściany, które potem okazują się być tłumem ludzi.
Chociaż Tales of Xillia 2 nie serwuje nam graficznych fajerwerków, to opowiada naprawdę ciekawą i kompleksową historię, której nie da się łatwo i klarownie przedstawić. Mam nadzieję, że pomimo niewielkiej ilości tekstu z mojej strony jednak zachęcę Was do zapoznania się z tą produkcją. Dziękuję bardzo polskiemu wydawcy za udostępnienie kopii do recenzji i tym samym umożliwienie mi przeżycia tylu fantastycznych emocji, których nie powstydziłby się dobry film lub książka. Niestety większość z nich wiąże się z zakończeniem lub nagłymi zwrotami akcji, których przez grzeczność nie zdradzam.
PLUSY:
+ fabuła,
+ opcje dialogowe,
+ podrasowany system walki.
MINUSY:
- dług,
- wszędobylskie lagi,
- odgrzewane lokacje.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat