Ted Lasso: sezon 1, odcinki 1-3 – recenzja
Były trener futbolu amerykańskiego w college'u zostaje zatrudniony jako trener angielskiego pierwszoligowego klubu piłkarskiego. Rzecz jasna, o piłce nożnej nie ma on bladego pojęcia. Oto punkt wyjściowy serialu Ted Lasso, do którego, przyznam, podchodziłem jak do jeża.
Były trener futbolu amerykańskiego w college'u zostaje zatrudniony jako trener angielskiego pierwszoligowego klubu piłkarskiego. Rzecz jasna, o piłce nożnej nie ma on bladego pojęcia. Oto punkt wyjściowy serialu Ted Lasso, do którego, przyznam, podchodziłem jak do jeża.
Serial oparty na tym jednym skeczowym założeniu wydawał się pozbawiony szans na bycie autentycznie zabawnym na dłuższą metę, nie wspominając już o długotrwałym zaskarbieniu uwagi widza. A jednak.
Ted Lasso przybywa do Londynu, by przejąć drużynę. Właścicielka klubu, Rebecca Welton, zatrudniła go nie przez przypadek: w pełni świadoma jego internetowej sławy (Ted jest znany z powszechnie wyśmiewanego virala, na którym w dość specyficzny sposób okazuje radość po wygranej swojej ówczesnej drużyny) i całkowitego braku pojęcia o piłce nożnej, chce jego rękoma (umywając własne) doprowadzić drużynę do ruiny. W ten sposób Rebecca zamierza zemścić się na byłym mężu, który przez lata regularnie ją zdradzał - pan Welton umiłował tę drużynę najbardziej pod słońcem. Jej upadek po serii przegranych spotkań ma być zatem najwyższym wymiarem kary.
Ted nie ma lekko. Pracodawczyni chce go wykorzystać, prasa bezwzględnie na nim żeruje, drużyna nie szanuje, kibice nienawidzą. Rzecz w tym, że Ted nie robi sobie z tego zbyt wiele - jest bowiem... inny. Inny niż człowiek, za którego wszyscy go uważają; inny niż bohaterowie większości okołosportowych produkcji... a właściwie większości współczesnych filmów i seriali w ogóle.
Ted Lasso to człowiek prostolinijny, momentami głupawy, ale broń Boże nie głupi. Wielokrotnie wyznaje, że niespecjalnie skupia się na wygranych czy przegranych, za co dziennikarze niemal zjadają go żywcem. Nie kryje się z niewiedzą, mówiąc: „moglibyście wypełnić dwa internety tym, czego nie wiem o piłce nożnej”. Postrzegany jako idiota pozbawiony najmniejszych trenerskich kwalifikacji Lasso uważa jednak, że w coachingu nie chodzi o rozumienie spalonego czy nastawioną na bezwzględne zwycięstwa presję, a o to, by pomóc swoim graczom stać się najlepszą wersją samych siebie na boisku i poza nim.
To podejście w naszej szarej rzeczywistości nijak nie wystarczyłoby do tego, by wyszkolić kogokolwiek, nowy serial AppleTV+ okazuje się jednak serialem skupionym na ludziach, nie zaś na sporcie samym w sobie. Poznajemy więc bolączki kolejnych bohaterów, a autentycznie szczery, dobry i altruistyczny Ted stara się (nieraz nieudolnie, ale zawsze z czystym sercem) w jakiś sposób pomóc im wszystkim, wesprzeć, poprawić nastrój. Robi to na wiele różnych sposobów, nawet tych pozornie błahych - kilka miłych słów, ulubiona przekąska w prezencie, poprawienie ciśnienia w niedomagających prysznicach.
Optymizm, ciepło, wyrozumiałość, empatia - tym właśnie cechuje się Ted Lasso, bohater, zdawałoby się, wyrwany z innych czasów. Osobowość portretowanego przez Jasona Sudeikisa (będącego też producentem serialu) trenera jest czymś, czego próżno szukać w panteonie pierwszoplanowych postaci popularnych filmów i seriali. Mogłoby się wydawać, że takie charaktery nie mają potencjału i błyskawicznie się nudzą. Po trzech odcinkach mogę powiedzieć, że na widza Lasso oddziałuje dokładnie tak, jak na innych bohaterów produkcji. Wszyscy jesteśmy całkowicie bezbronni wobec jego dobroci.
Starcie Teda, całkowitego przeciwieństwa wszystkich archetypicznych trenerów, z rozmaitymi konfliktami i problemami oglądamy z rosnącą sympatią dla niewiarygodnej siły, jaka okazuje się wypływać z tak nacechowanej postaci. Z czasem zaczynamy go podziwiać, a nawet odrobinę mu zazdrościć - ten niemal pozbawiony ego człowiek jest w stanie przyjąć na siebie naprawdę wiele i nie zniechęcić się, nie odegrać. Chcielibyśmy spotykać i poznawać takich ludzi w rzeczywistości.
Obcowanie z Tedem jest więc o tyle fascynujące, że wbrew wszystkim pozorom ma w sobie ogrom oryginalności, świeżości. Jest to niezwykle przyjemna odskocznia od tych wszystkich pożeranych przez własne demony bohaterów. Przy okazji wszystkie postacie drugo- i trzecioplanowe to w większości przypadków dobrzy, ale pełni frustracji ludzie, którzy początkowo patrzą na Lasso tak, jak patrzylibyśmy na niego wszyscy (jak na przybysza z kosmosu), by w końcu stopniowo ulegać jego otwartości i pozwalać sobie na odwzajemnienie sympatii.
Pierwsze trzy odcinki Teda Lasso okazały się naprawdę miłym zaskoczeniem. Oczywiście, formuła może wyczerpać się dość szybko, jednak póki co wyjściowy pomysł eksploatowany jest w sposób na tyle angażujący, że wydaje się spokojnie starczyć na pozostałe odcinki sezonu. I trzymam za to kciuki.
Poznaj recenzenta
Michał JareckiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat